NAJLEPSZE FILMY SUPERBOHATERSKIE. Top 30
20. miejsce
Mroczny Rycerz powstaje
The Dark Knight Rises (2012), reż. Christopher Nolan
Są głupoty, naiwności, patos, ale jest również niesamowita reżyserska ręka Nolana, która powoduje, że film jest znakomicie opowiedziany pod względem wizualnym. [Jasiek Bryg]
Christopher Nolan musiał odkryć jakąś istotną tajemnicę kina, ponieważ nie przypominam sobie filmu, który mimo tylu nielogiczności i absurdów cieszy się tak dużą estymą wśród widzów. W dodatku z całą świadomością plusów i minusów nie potrafię (może przez sentyment do komiksu?) ocenić tego filmu źle. [Jan Dąbrowski, fragment recenzji]
Jest to idealny film akcji, ze scenami sugerującymi, że mamy do czynienia z czymś więcej. I to mi się właśnie w tych filmach podoba, w odróżnieniu od Incepcji, która z założenia miała być czymś więcej, a okazała się zwykłym (chociaż bardzo dobrym) thrillerem. Oglądając ostatnią część trylogii, jak również wszystkie poprzednie, mogę powrócić do świata dzieciństwa, w którym Batman odgrywał niezwykle ważną rolę, a jednocześnie pozwolić sobie na chwilę refleksji. [Krzysztof Wiśniewski, fragment recenzji]
19. miejsce
X-Men
X-Men (2000), reż. Bryan Singer
X-Men Bryana Singera to istny kamień filmowy kina superbohaterskiego. Prekursor obecnej fali popularności tego typu produkcji. Ograniczony budżetem i prostym scenariuszem reżyser wyciska z wszystkiego ostatnie soki, tworzy wciągające, względnie inteligentne kino rozrywkowe i godnie przenosi na ekran jeden z najpopularniejszych komiksów Marvela. No i ta obsada! [Filip Pęziński]
Świeże, genialne, bezpretensjonalne. [Fabian Rynkiewicz]
18. miejsce
Thor: Ragnarok
Thor: Ragnarok (2017), reż. Taika Waititi
Szczery, bezpretensjonalny, dowcipny i znakomicie wystylizowany. Takiego Thora chciałem zobaczyć. Muzyka brzmiąca jak wyrwana z lat osiemdziesiątych to miód na moje uszy. Jeff Goldblum jest fantastycznym Jeffem Goldblumem. [Łukasz Budnik]
Trzecia część Thora to taki trochę kumpel-oszołom, którego wszędzie jest pełno, zawsze kradnie uwagę, ma w zanadrzu najlepsze anegdoty i nigdy nie można się z nim nudzić, nawet jeśli kilka razy nie wywiąże się z obietnic. [Radosław Pisula, fragment recenzji]
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przed dwie godziny nie schodził mi uśmiech z twarzy. Nie ma tu powodów do salw śmiechu (a przynajmniej niezbyt często) jak w drugich Strażnikach Galaktyki, ale właśnie do ciągłego uśmiechu. Bo to nieskrępowana, niepohamowana jazda bez trzymanki, która na chwilę nie pozwala się nudzić, odetchnąć. Ale z drugiej strony nie ma tu mowy o pustej wydmuszce, mnóstwo tu energii i serducha, a całość opiera się na bohaterach i aktorach, którzy bawią się chyba nawet lepiej niż widz. Jak ten film wygląda, jak nie boi się być sobą, jak brzmi (zdaje się najlepszy oryginalny soundtrack MCU + Immigrant Song!). Kocham cię, Walkirio. [Filip Pęziński]
17. miejsce
Spider-Man 2
Spider-Man 2 (2004), reż. Sam Raimi
Spider-Man 2, podobnie jak część pierwsza, wymaga od widza zrozumienia czasów, w których film powstał. Pamiętać należy, że dla gatunku jest to film nie mniej przełomowy – uświadomił szaremu widzowi, że kino superbohaterskie może zaoferować coś więcej niż pstrokate kostiumy. [Filip Pęziński, fragment recenzji]
Spider-Man sprawił, że kino superbohaterskie stało się modne, ale to druga część doprowadziła formułę widowiska komiksowego do perfekcji. [Jeremi]
Czekałem na ten film z wypiekami na twarzy. Do dziś ubóstwiam scenę masakry mackami. Świetny gore. Kocham jak Nowy York bajgle. [Radosław Pęziński]
16. miejsce
V jak Vendetta
V for Vendetta (2005), reż. James McTeigue
Umieszczenie tego tytułu na liście filmów superbohaterskich jest nieco oszukańcze, jednak postać V zawiera w sobie tak wiele atrybutów superbohatera, iż była to jedna z pierwszych pozycji, jaka przyszła mi do głowy. Podobnie jak w przypadku Watchmen. Strażników, wielkość tego filmu bierze się z komiksowego pierwowzoru – intrygujący i niejednoznaczny moralnie bohater, pomysłowo wykreowany dystopijny świat oraz bogactwo kulturowych i historycznych odniesień. Sam film, pomimo niewielu scen akcji, ma świetne tempo, gęsty klimat i jest niesamowicie stylowo nakręcony. [steppenwolf1982]
Wspaniały przykład tego, jak film może być patetyczny w doskonały sposób. Mroczna dystopia w stylu George’a Orwella, wizualnie i aktorsko pociągająca, z intrygującym protagonistą i przede wszystkim, nasycona ideą, kontrowersyjną, aczkolwiek nadającą niemal każdej scenie mistyczno-filozoficznej atmosfery. [Dawid Konieczka]
15. miejsce
Kick-Ass
Kick-Ass (2010), reż. Matthew Vaughn
Opus magnum gatunku, genialne połączenie komedii z dramatem i patosem + Hit Girl i Big Daddy robiący porządek. [Teabingus]
Ciekawe podejście do tematu i raczej kino antysuperbohaterskie, to mu się należy. [Hajgen]
Ten film trzeba znać. Po pierwsze za spełnienie marzenia każdego widza i fana kina superbohaterskiego… bo któż chociaż raz nie pomyślał nieśmiało, że też chciałby spróbować (skoro Wayne’owi się udało z tą jego „zwyczajnością”)? Po drugie, za możliwość zobaczenia Nicolasa Cage’a w superbohaterskich trykotach – panie Burtonie, ja wciąż czekam na tego Supermana! [frankie]
To film dla fanów komiksów, ale nie tylko. Bo co to znaczy „być superbohaterem”? Dla Dave’a Lizewskiego oznacza to ni mniej, ni więcej, pomagać innym. Nie chodzi mu o bicie kogo popadnie, co może sugerować jego ksywka, ale o podanie ręki drugiemu człowiekowi, gdy ten ma kłopoty. Bardzo to szlachetne, Dave. A przy okazji można nabrać pewności siebie, zdobyć wymarzoną dziewczynę, stać się symbolem. Z drugiej strony być ruchomym celem dla całego światka przestępczego, który przy pomocy karabinów maszynowych, noży i bazooki będzie chciał udowodnić, że nie ma miejsca dla superbohaterów na tym świecie. Matthew Vaughn mówi, że może i nie ma, ale to nie znaczy, że nie można samemu spróbować. [Krzysztof Walecki, fragment recenzji]
14. miejsce
Iron Man
Iron Man (2008), reż. Jon Favreau
Początek zabawy Marvela w tworzenie całego uniwersum. Świetny film, przedstawiający narodziny superbohatera. I właśnie to podoba mi się w nim najbardziej – rewelacyjnie przedstawione zaangażowanie Tony’ego w przemienienie się w Iron Mana. [daf]
Początki bywają trudne i bolesne, ale uniwersum Marvela zaczęło się w sposób iście spektakularny! Oczywiście każdą scenę kradnie dla siebie Downey Junior, ale reszta nie stanowi bynajmniej marnego tła (do dziś żałuje, że Faran Tahir nie dostał więcej czasu ekranowego). [Szamian]
Iron Man jest po prostu niezobowiązującą zabawą, miejscami totalną jazdą bez trzymanki z kilkoma naprawdę widowiskowymi scenami, a wszystko to doprawione sporą ilością stojącego na niezłym poziomie humoru. Favreau swoim filmem ustawił wysoko poprzeczkę dla innych twórców, pokazał, że z tak nieznośnie głupiutkich i infantylnych historii wydzieranych prosto z kart komiksów można zrobić naprawdę dobre kino. [Radosław Buczkowski, fragment recenzji]
13. miejsce
X-Men 2
X2 (2003), reż. Bryan Singer
Jeden z nielicznych przypadków, gdy kontynuacja przewyższa oryginał. Klimat ciągłej ucieczki przed przeciwnikiem, ciekawe ukazanie dramatu odmienności mutantów, świetnie poprowadzona trzymająca w napięciu historia z rewelacyjnymi postaciami. [Badus]
Przełomowe dzieło dla całego gatunku. Mam wrażenie, że bez X-Men 2 nie byłoby uniwersum Marvela w takiej formie, w jakiej jest obecnie. To właśnie Singer ze swoimi X-Menami pokazał, że kino komiksowe może być zarówno widowiskiem, jak i galerią bohaterów, którzy są jacyś. Oczywiście zaczęło się to w pierwszej części jego serii (bo trochę tak to trzeba określać), ale właśnie w kontynuacji wybrzmiało w pełni. Wolverine Hugh Jackmana szukający swojej historii to mocna rzecz, której na tym poziomie nie powtarza nawet nakręcony wiele lat później Logan: Wolverine, który przecież nie musiał przy okazji być wielkim widowiskiem i dzielić czasu dla kilku innych bohaterów. Poza tym jest to fenomenalnie nakręcony spektakl, którego choćby scena otwierająca wspominana będzie już w tym gatunku – a i nie tylko – na zawsze. [Mikołaj Nowosad]
12. miejsce
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie
X-Men: Days of Future Past (2014), reż. Bryan Singer
Seria X-Men ma w zanadrzu raczej kiepskie filmy, jak i te świetne, ale żaden z nich wcześniej ani później tak totalnie nie angażował swoją zdumiewającą fabułą jak Przeszłość, która nadejdzie. [SmołA]
Najbogatszy, najefektowniejszy i najbardziej złożony film w serii, zręcznie żonglujący całą masą postaci i dwiema liniami czasowymi. Przeszłość, która nadejdzie nie jest pozbawiona wad (żaden film, w którym dużą rolę odgrywa Jennifer Lawrence, nie może być doskonały), ale już sama sekwencja z Quicksilverem gwarantuje szczytowemu osiągnięciu Singera miejsce na tej liście. [Paszczak]
Po 14 latach od premiery pierwszych X-Menów w reżyserii Bryana Singera otrzymujemy siódmy już z kolei film z serii i jednocześnie pierwszy, po obejrzeniu którego mogłem powiedzieć: „tak to miało wyglądać”. [Krzysztof Walecki, fragment recenzji]
11. miejsce
Avengers
The Avengers (2012), reż. Joss Whedon
Gdyby oceniać Avengers po prostu jako film, można by dojść do wniosku, że to produkcja udana, ale przy tym niesamowicie banalna. Jeśli jednak spojrzymy na blockbuster Jossa Whedona jak na wielki kinowy projekt, który z godną podziwu konsekwencją udało się doprowadzić do realizacji, ujrzymy w nim ziszczone marzenia milionów widzów na całym świecie. I choćby za to warto go wyróżnić. [MJanota]
Avengers to mieszanka indywidualności i trudnych do okiełznania charakterów, co bardzo poprawnie przedstawione zostało w filmie Whedona. Miło było zobaczyć całą wesołą gromadkę na jednym ekranie. [daf]
Iron Man, Thor, Kapitan Ameryka, Hulk, Czarna Wdowa, Hawkeye, czego trzeba więcej? Ano znakomitego Lokiego charyzmatycznie zagranego przez Toma Hiddlestona. Dużo świetnej zabawy, kwintesencja MCU. [Tomasz Józefowski]