NAJLEPSZE filmy science fiction według NASA
Łowca androidów (1982)
Rok 2019. Latające pojazdy, olbrzymie metropolie skąpane w deszczu i smogu, androidy trudne do odróżnienia od prawdziwych ludzi, brak zwierząt… Czy na pewno nie ma tutaj pomyłki? Otóż nie. Co prawda, słynny Blade Runner nie jest wymieniany przez NASA bezpośrednio w gronie tych naj-najlepszych filmów SF, to jednak został przez agencję wyróżniony. I bynajmniej nie za androidy, które śnią o elektrycznych owcach, lecz za niezwykle przekonujący portret futurystycznego Los Angeles, znajdującego się obecnie – jeśli wierzyć naukowcom – dosłownie na wyciągnięcie ręki. Pytanie tylko: czy warto ją wyciągać?
Metropolis (1927)
Ponownie Fritz Lang i jego opus magnum, które nadal rozbudza wyobraźnię. Aż trudno w to uwierzyć, że tuż po premierze nie cieszył się on zbytnim uznaniem. Sam H.G. Wells stwierdził, że jest to głupiutki film, choć ten zainspirował go później do napisania Roku 2000 (Things to Come, 1936) jako alternatywy dla wizji Langa. A że jest to wizja niezwykle sugestywna, potwierdza niejako NASA, które wymieniło film bynajmniej nie przez wzgląd na (ponownie) humanoidalne roboty, lecz jako iście pionierskie dzieło, ukazujące niezwykle przekonującą wizję miasta przyszłości (ponownie). A warto dodać, że akcja Metropolis toczy się w roku 2026, zatem wszystko jeszcze przed nami.
Park Jurajski (1993)
Podobne wpisy
I na koniec chyba najbardziej problematyczny film ze wszystkich. Po pierwsze dlatego, że jest bardzo odległy od tego, czym na co dzień zajmuje się NASA. Po drugie dlatego, iż nie udało mi się dotrzeć do żadnych wiarygodnych informacji, które tłumaczyłyby rzeczony wybór. A po trzecie, bo… zestarzał się niemal pod każdym względem (prócz efektów specjalnych). Przedstawienie poszczególnych gatunków dinozaurów było problematyczne już w dniu premiery (może za wyjątkiem T-Rexa czy chorego triceratopsa), od którego to czasu odkryto jeszcze więcej szczątków zamierzchłych gadów świadczących na niekorzyść dzieła Stevena Spielberga. Także przedstawione przez niego klonowanie dinozaurów za pomocą DNA wygrzebanego z zastygłych w bursztynie owadów można włożyć między bajki (w rzeczywistości wszelkie próby tego typu – a wykonano ich sporo – kończyły się całkowitym fiaskiem). Nawet pracujący przy filmie spec od wizualnych trików, Phil Tippett, przyznał po latach, że dzisiaj Park Jurajski wyglądałby o wiele inaczej. Czemu więc znalazł się na tej liście? W końcu nawet dość szczegółowo przedstawione na ekranie działanie parku zostaje obnażone przez bohaterów. Niemniej to przywiązanie do detali, mimo wszystko znakomicie “żywe” i szczegółowo pokazane dinozaury oraz położenie dużego nacisku na naukowe aspekty, mogły przekonać NASA do wyróżnienia filmu Spielberga. To i nostalgia. W innym wypadku mamy do czynienia z trollingiem ludzi nauki. Cóż, im też wolno.