search
REKLAMA
Zestawienie

NAJLEPSZE filmy science fiction według NASA

Jacek Lubiński

27 czerwca 2020

REKLAMA
Niedawno mogliście przeczytać na naszej stronie zestawienie najgłupszych filmów według NASA [KLIK]. To teraz pora na te najlepsze zdaniem amerykańskiej agencji kosmicznej. Zadanie to nieco trudniejsze, a wybór filmów podobnie zaskakujący. Zatem lecimy!

Dzień zagłady (1998)

Kinowy rywal obecnego na liście najgłupszych sajfajów Armageddonu, nie doczekał się co prawda uznania wśród widowni, ale znalazł przychylność naukowców. Według głównej osobowości medialnej NASA, Neila deGrasse Tysona, jest to “jedyny film, który przychodzi na myśl”, gdzie nie znalazł on “nic kłopotliwego pod względem znanej nam nauki”. Nie on jedyny. David Morrison, czyli jeden ze speców agencji w temacie kosmicznej katastrofy, chwali film za okazanie nauce zrozumienia oraz wiarygodne przedstawienie uderzenia asteroidy w ziemski ocean. Nie będziemy się z tym kłócić.

Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (1951)

Największym problemem filmowych list od NASA jest fakt, iż trudno znaleźć konkretne wyjaśnienia co do wyboru. Tak jest właśnie z tym kanonicznym filmem z lat 50., który mógł się tu znaleźć przypuszczalnie ze względu na swój status ogólny. Jest to klasyka zarówno gatunku, jak i kina w ogóle. Swego czasu sam Arthur C. Clarke wymienił go wśród najlepszych filmów science fiction wszech czasów, faworyzując go nawet kosztem “własnej” Odysei kosmicznej. Co nie zmienia faktu, że wiele elementów tej produkcji z czasem odrobinę się zestarzało, a sam fakt obecności na ekranie typowego latającego spodka i robota “w gaciach” może budzić wątpliwości. Co ich natomiast nie budzi, to chwalony wszem i wobec moralny relatywizm opowieści oraz przedstawienie w niej naukowego podejścia cywilizacji wyższej od naszej. Ale nie tylko, bowiem i filmowi ziemscy uczeni sprawnie posługują się tutaj podstawami fizyki, którą wykorzystują w kontakcie z kosmitami. Zresztą również sam kontakt oraz jego reperkusje wciąż stanowią wzór wychodzący daleko poza naukę jako taką.

Istota z innego świata (1951)

Obecność tej produkcji może dziwić, biorąc pod uwagę, iż o wiele bardziej cenionym i popularniejszym tworem jest… remake tejże pod tytułem Coś. Istota… traktowana jest dziś bardziej jako relikt przeszłości, w której odbierany był jako kolejna alegoria strachu przed komunizmem wśród Amerykanów. Co zatem zaważyło na wyborze tego dziełka? Chodzi o realistyczne przedstawienie… krioniki. W filmie widać, jak pozaziemska istota tkwi w lodzie, a następnie z czasem powraca do życia. Według naukowców sugeruje to znajomość i używanie przez obcego techniki zamrażania ciała, co przy międzygwiezdnych podróżach wydaje się czynnością nieodzowną dla przetrwania. Szkoda jedynie, że wiąże się to z eksterminacją ludzkiej populacji…

Kobieta na Księżycu (1929)

Patrząc na powyższe zdjęcie, na którym tytułowa niewiasta bez problemów (i bez skafandra) egzystuje sobie na srebrnym globie, jakby była w Parku Krasińskich, można mieć poważne wątpliwości co do stanu psychicznego zdrowia członków NASA. Cały sęk w tym, że stworzone przez Fritza Langa dzieło powszechnie uważane jest za pierwszy poważny film fantastyczny. Duża w tym zasługa nauki stojącej za produkcją, jaka w tym wypadku imponuje nie tyle względem prezentacji powierzchni Księżyca, co samego lotu nań. Ten przedstawiono wszak wzorowo, po raz pierwszy ukazując publice m.in. użycie wieloczłonowej rakiety, standardowe odliczanie do zera przed startem oraz takie elementy jak na przykład używane po dziś dzień pasy, w które wkłada się nogi w stanie nieważkości. I nie powinno to dziwić, bowiem konsultantem ekipy był niemiecki specjalista w tym temacie, Hermann Oberth, który maczał później palce w projekcie rakiet V2. Ponoć Oberth chciał na potrzeby filmu zbudować prawdziwą, działającą rakietę, ale przeszkodził mu w tym brak czasu i odpowiednich technologii. Bywa.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA