Najlepsze FILMY POLITYCZNE
5. Z (1969)
Podobne wpisy
Pierwsze arcydzieło Costy Gavrasa nie bez powodu uchodzi za jeden z najważniejszych dramatów politycznych w historii kina. Oparta na autentycznych wydarzeniach (zabójstwo greckiego polityka Grigorisa Lambrakisa w 1963r.) historia zorganizowanego przez policję zamachu na lewicowego senatora – w filmie bezimiennego, granego przez Yvesa Montanda – oraz późniejszego śledztwa jest podana w sposób niesamowicie dynamiczny i ostry, ale nie pozbawiony sporej dawki cierpkiego humoru. Okazuje się bowiem, że za zamachem stoją osoby tak pewne swojej bezkarności oraz pozycji, a przy tym niezbyt lotne, że wkrótce zaczynają przeczyć samym sobie, a szeroko zakrojony spisek jest bliski odkryciu. Zresztą nominalnym bohaterem filmu staje się prowadzący śledztwo prokurator (jak zwykle wspaniały Jean-Louis Trintignant), który wbrew naciskom z góry jest gotów odkryć prawdę i ukarać winnych. Ale Gavras jak to Gavras – pozwoli nam uwierzyć w prawość nielicznych, a nawet w ich zwycięstwo, aby w finale ukazać okrucieństwo i niesprawiedliwość, tych którzy ostatecznie unikną jakiejkolwiek kary. Bo nawet, gdy zdobędzie się wszystkie dowody, odnajdzie rzetelnych świadków, a sprawcy sami zaczną podkładać się, nawet wtedy, nie można liczyć na sprawiedliwość.
Reżyser późniejszych Zaginionego oraz Pozytywki wierzy w człowieka, ale nie daje mu żadnych szans w starciu z rzeczywistością, czy to reprezentowaną przez system, historię, czy też jego własne słabości. Woli pokazywać jak bardzo zło może być banalne, śmieszne i głupie, lecz jednocześnie potężne, stwarzające bohaterom jedynie ułudę szans na zmianę. W Z jest to aż nadto widoczne. Prawda wychodzi na jaw, ale co z tego? [Krzysztof Walecki]
6. Wszyscy ludzie prezydenta (1976)
Gdyby jakiś młody dziennikarz poprosił mnie o wskazanie tytułu filmu, który pomógłby mu wzbogacić nową drogę zawodowej kariery odpowiednią dozą motywacji, bez ogródek wskazałbym właśnie film Alana J. Pakuli. Powód wydaje mi się jasny: podstawowa wartość Wszystkich ludzi prezydenta opiera się na niezwykle rzetelnym ukazaniu przebiegu dziennikarskiego śledztwa. Śledztwa zresztą nie byle jakiego, ponieważ zajmującego się odkrywaniem kulisów jednego z najważniejszych skandalów politycznych w historii współczesnego parlamentaryzmu. Gdy spojrzymy na Aferę Watergate z perspektywy czasu – a w szczególności w kontekście aktualnych wydarzeń w Polsce – trudno by ówczesne, obrane przez sztab Nixona metody podsłuchiwania przeciwników politycznych mogły nas jeszcze szokować. W tamtym czasie jednak był to precedens, a wpadający na ten trop dziennikarze z miejsca stali się bohaterami, co jednocześnie ukazało jak silnym ośrodkiem władzy stały się media.
Film Wszyscy ludzie prezydenta prócz wciągającego i trzymającego w napięciu scenariusza odznacza się także wybitnym aktorstwem, koncentrującym się na duecie Redford-Hoffman. To jednak nie oni zebrali laury za swoje role, a występujący na drugim planie Jason Robards, brawurowo wcielający się w filmie w redakcyjnego przełożonego głównych bohaterów. Otrzymał on Oscara za rolę drugoplanową, która był jedną z czterech statuetek wygranych w ’77 roku przez film Pakuli. [Jakub Piwoński]
7. JFK (1991)
Dla wielu JFK to najlepszy film polityczny w historii kina. Oliver Stone dostarcza nam ogromną ilość argumentów, by właśnie tak twierdzić. Ten film po prostu musiał się udać. Miał reżysera w szczytowej formie, temat traktujący o jednym z najważniejszych, najbardziej przełomowych wydarzeń XX wiecznej historii i wyborną obsadę z Kevinem Costnerem w swojej najwybitniejszej dramatycznej roli. JFK imponuje rzetelnością argumentacji, przenikliwością wniosków i celnością hipotez. Film Stone’a oferuje znacznie więcej poza metodologiczną analizę zamachu na Johna Fitzgerralda Kennedy’ego. Reżyser bada całe otoczenie prezydenta, stara się dogłębnie zrozumieć motywacje ludzi odpowiedzialnych za tą zbrodnie. JFK jest niezwykle odważnym i bezkompromisowym portretem ludzi władzy. Oliver Stone i jego porte-parole Jim Garrison nie wierzą, że za zamach odpowiedzialny był tylko jeden buntownik – Lee Harvey Oswald.
Reżyser odsłania przed nami skomplikowaną sieć intryg i interesów, które doprowadziły do tragicznych wydarzeń z 22 listopada 1963 roku. JFK atakuje widza wielością perspektyw, historia prowadzona jest na kilku czasowych płaszczyznach. To wszystko sprawia, że mamy wrażenie obcowania z wielopoziomowym, polifonicznym esejem o naturze polityki. Na samym końcu reżyser może rzeczywiście zaczyna trochę gdybać, zbyt odważnie ingerować w tak rzetelnie traktowaną historię: pojawia się tajemniczy, anonimowy generał, który wszystko wie i wszystko widział. Jednak Stone dalej mnie trzyma za rękę i nie potrafię mu nie wierzyć. Generał grany przez Donalda Sutherlanda to kluczowy element tej całej układanki. Jednak idealnie pasuje do tej wizji historii, jego obecność poparta jest imponującą argumentacją.
Stone nie ma wątpliwości, że wojna w Wietnamie była jedynie dochodową zabawą. Rachunek w postaci kilkudziesięciu tysięcy trumien był konieczna inwestycja. Nie wiem czy w jakimkolwiek innym filmie polityka miała równie okrutną i bezlitosną twarz. Nie sposób zamknąć JFK w tym jednym akapicie. Wydaje mi się, że to nie tylko najlepszy film na tej liście, ale najdonioślejsze dzieło kina lat 90′. [Maciej Niedźwiedzki]
8. Nixon (1995)
Cztery lata po JFK Oliver Stone wrócił do kina wielkiej polityki. Tym razem na temat wybrał biografię Richarda Nixona – jedynego prezydenta w historii Stanów Zjednoczonych, który po aferze Watergate zrezygnował ze stanowiska. Reżyser Urodzonych morderców to zdeklarowany zwolennik partii Demokratycznej i lewicowej gospodarki, potrafiący nakręcić agresywny pamflet o George’u W. Bushu (oczywiście tak samo jak Richard Nixon wywodził się z Republikanów). Z tej perspektywy tym lepiej widać, że Stone Nixona potraktował niekonwencjonalnie, z niespotykaną wrażliwością. Pomogła temu na pewno wyważona, intrygująca kreacja aktorska Anthony’ego Hopkinsa. Nixon to portret reżysera zagubionego w ogromnym budynku Białego Domu, konfrontującego się z politycznymi problemami przerastającymi go. Richard Nixon w interpretacji Hopkinsa to również osoba bezradna, na wiele rzeczy ślepa, szalenie, ale również zdecydowanie na wyrost, ambitna. Nixon szczególnie interesujący robi się w trzecim akcie (a to potężny ponad trzygodzinny film). W tej części prezydent popada w obłęd. Zamyka się w swoim ciemnym, rozświetlonym jedynie kilkoma żarówkami, pokoju i sam stara się siebie ocenić. Te niezwykle sugestywne sceny idealnie odzwierciedlają stan jego umysłu. Richard Nixon w kółko przesłuchuje kasety z wszystkimi swoimi nagraniami – konfrontuje się z nimi. Nieustannie powtarza kilka fragmentów jakby sam nie umiał uwierzyć, że jest winny.
Całą aferę Watergate oglądamy z perspektywy prezydenckiego pokoju – bez medialnego szumu i tłumów. To niewątpliwie ogromna wartość tego obrazu przedstawiającego z zupełnie nowej strony kulisy tego politycznego skandalu. Oliver Stone realizując Nixona wykazał się umiejętnością obiektywnej oceny. Unikał publicystycznej nagonki i karykatury, czasami nawet traktując 37. prezydenta USA z empatią i wyrozumiałością. Choć nie może to dziwić. Wiadomo przecież, że to właśnie za kadencji Richarda Nixona amerykańskie wojska wycofały się z Wietnamu – a tego reżyser Plutonu, Urodzonego 4 lipca i Pomiędzy niebem a ziemią na pewno nie potrafi zbagatelizować. [Maciej Niedźwiedzki]