NAJGORSZE FILMY 2023 roku – osobiste listy redaktorów Film.org.pl
Czytaliście już listy najlepszych według nas filmów 2023 roku (w polskiej dystrybucji), a teraz przyszedł czas na najgorsze. Sprawdźcie, jakie filmy wywołały u nas negatywne emocje.
Tomasz Raczkowski
1. Egzorcysta. Wyznawca – Davidowi Gordonowi Greenowi powinno zabronić się prawnie brać na warsztat kolejne klasyczne horrorowe franczyzy. Po tym, jak boleśnie udowodnił, że jednak nie czuje ducha slasherów i przemielił Halloween w pokraczną niby-przypowieść o ludzkiej naturze, wziął się za Egzorcystę i zrobił z tego klasyka… w zasadzie trudno powiedzieć co. Wyznawca to film okrutnie pozbawiony pomysłu, którego jedynym trickiem jest zdublowanie opętania do dwóch osób. Nic tu nie rozbudowuje franczyzy, nic nie ciekawi, a co najgorsze, nic nie straszy.
2. Napoleon – szkoda, że Ridley Scott, zachwycając się swoim szybkim tempem realizacji kolejnych filmów, nie pomyślał, o czym ma być jego nowy film. Bo nie jest to ani wielkie historyczne widowisko, ani pogłębione studium postaci legendarnego dyktatora. Joaquin Phoenix wygląda, jakby w ogóle nie wiedział, kogo ma grać, więc nie gra i tylko jest przed kamerą, a scenariusz okraszony napisami sygnalizującymi czas i miejsce nie oferuje żadnej ciekawej historii. To zwyczajnie ekranizacja kilku rozdziałów podręcznika do historii (i to dość wybiórczo czytanego) z paroma niezłymi, ale nie zachwycającymi scenami bitewnymi.
3. Rebel Moon – Snyder tak chciał stworzyć lepsze Gwiezdne wojny, że nakręcił koślawego fanfika, który w jednej scenie mruga okiem do miłośników space opery, by w następnej ostentacyjnie krzyczeć, że jest oryginalnym światem. Koszmarnie przedłużone intro do wielkiej opowieści to najbardziej niepomysłowe zbieranie drużyny, jakie potrafię sobie przypomnieć. Nie ma tu nic interesującego, może poza paroma scenami walki, ale tych bez osadzenia w scenariuszu nie da się oglądać inaczej niż losowych scenek z laserami. Wygląda to może i ładnie, ale co z tego.
4. Doppelgänger – czy można nakręcić szpiegowską intrygę z motywem podwójnej tożsamości tak, by była zupełnie nieinteresująca? Jan Holoubek udowodnił w Doppelgängerze, że się da. Prowadzona nie wiadomo po co dwutorowo historia nie angażuje ani na minutę, a co gorsza, zamiast na ciekawszą i lepiej zagraną postać Tomasza Schuchardta, twórca stawia na umieszczenie w centrum zmanierowanego Jakuba Gierszała. Trudno mi powiedzieć o tym filmie coś więcej – jego treść wyparowuje z głowy, pozostawiając tylko niesmak rozczarowania.
5. Bielmo – rzutem na taśmę ostatnie miejsce w moim prywatnym negatywnym rankingu roku 2023 zdobywa nieudana wariacja na temat twórczości Edgara Allana Poe. Produkcja Netflixa dysponowała nie najgorszym budżetem, dobrą obsadą i materiałem źródłowym, który w rękach kreatywnych filmowców byłby czystym złotem. Jednak The Pale Blue Eye w wykonaniu Scotta Coopera wyszło blado (pun intended) i nijako, zupełnie marnując niemały potencjał.
Maciej Kaczmarski
1. Bo się boi – nie wierzę, że powstanie drugie arcydzieło pokroju Dawno temu w Ameryce (1984) Sergio Leone, ale nie spodziewałem się, że powstanie drugie The Room (2003) Tommy’ego Wiseau – a tak mniej więcej postrzegam ten nieznośnie pretensjonalny, niedorzeczny i przeciągnięty popis egzaltowanej megalomanii Ariego Astera.
2. Barbie – dwugodzinna reklama lalki symbolizującej nieomal wszystko, co jest nie w porządku we współczesnym świecie, czyli najbardziej przereklamowany film A.D. 2023. Albowiem nie ma to jak zrobić utyskujący na komercjalizm i szkodliwe stereotypy film, który te stereotypy pogłębia, a przy tym zarabia krocie. Nice try, Greta Gerwig.
3. Oppenheimer – trzygodzinny wideoklip udający kino biograficzno-historyczne. Nolan nigdy nie był mistrzem psychologicznego rysunku i ten film boleśnie tego dowodzi: papierowe postacie to nie ludzie z krwi i kości, lecz ich karykatury. Brak dialogów – zastąpiły je patetyczne przemowy. No właśnie: patos, ten pieprzony patos…
4. Krzyk VI – na pierwszym Krzyku byłem w kinie latem 1996 roku i był to wspaniały seans. Kolejne części nie dorównały oryginałowi, ale przynajmniej trzymały się kupy, dopóki robił je Wes Craven. Ubiegłoroczna odsłona serii to już mało zabawna parodia z fabularnymi dziurami oraz głupimi postaciami, które ożywają po 10 ciosach nożem.
5. Poprzednie życie – tu mogły znaleźć się Skinamarink lub Infinity Pool, zdecydowałem się jednak na Poprzednie życie ze względu na szkodliwy przekaz tego przesłodzonego gniota. Bohaterka filmu nie jest bowiem nieszkodliwą zagubioną duszyczką, której się kibicuje, lecz niedojrzałą i toksyczną manipulantką grającą na uczuciach dwóch ludzi.
Mary Kosiarz
1. Marvels – ogromne rozczarowanie i smutek, z którym wyszłam z kina. Nie będąc wielką fanką Kapitan Marvel, nie spodziewałam się po najnowszej filmowej produkcji uniwersum zbyt wiele, jednak poziom żenady przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Brak inteligentnego humoru, nijakość, wyjątkowo mało satysfakcjonujące sceny walki. Chciałoby się zapytać: gdzie się podział dawny MCU?
2. Wystrzałowe wesele – Jennifer Lopez w sukni ślubnej biegająca po plaży z karabinem i odbezpieczonym granatem. Brzmi źle? Jest jeszcze gorzej. Scenariusz płaski jak deska, postacie przesiąknięte stereotypami, debilizm i irracjonalność współgrają ze sobą przez cały seans. Niby nikt nie spodziewał się po Wystrzałowym weselu fajerwerków, a jednak wspomnienie tej niepojętej farsy wciąż boli.
3. Reality – niekonsekwentny, niepotrzebnie rozwleczony, nudny jak flaki z olejem. Zupełnie nie przemówił do mnie sposób prowadzenia narracji, a rola Sydney Sweeney zamiast przełomowej okazała się kompletnie pozbawiona życia. Reality nie jest filmem złym, lecz bez znajomości backgroundu Winner i jej ingerencji w sprawy wewnętrzne rządu USA seans ten będzie dla was jedynie stratą czasu i kompletnym pomieszaniem z poplątaniem. Ambitny, ciekawy pomysł na odtworzenie całego przesłuchania głównej bohaterki bardziej znużył, niż faktycznie wzbudził jakiekolwiek zainteresowanie. Dużo i szybko obiecuje, po czym trudno mu tych obietnic dotrzymać.
4. Bielmo – jednym z nielicznych aspektów, które trzymają film w ryzach, jest rola Harry’ego Mellinga, który od kilku lat konsekwentnie udowadnia nam gamę swoich dramatycznych możliwości, w jakim projekcie by się nie znalazł. Prócz tego Bielmo to wyjątkowo nieskomplikowana, nieangażująca kryminalna zagadka, w której próżno doszukiwać się odrobiny kreatywności i wyjścia poza sztywny schemat. Nawet Christian Bale nie ratuje sytuacji, a co dopiero lista drugoplanowych postaci, które złożone z papieru aż proszą się o nieco więcej atencji.
5. Niebezpieczni dżentelmeni – satyra, która stała się groteską, intryga, obrócona w boleśnie nieśmieszny żart. Jedno z większych zeszłorocznych rozczarowań, szczególnie biorąc pod uwagę absolutnie wyjątkową obsadę i to, jak absolutnie zmarnowany został jej potencjał. Rewelacyjny pomysł, zagrzebany w lawinie gagów i zmanieryzowanych postaci. Jeśli ten film miał przekonać uczniów do sięgnięcia po literaturę młodopolską… to zostańmy raczej przy tradycyjnych podręcznikach.
Łukasz Budnik
1. Ant-Man i Osa: Kwantomania – film, który wygląda jak niedopracowany projekt. Zawiązanie akcji to żart, fatalne CGI kłuje w oczy (a jest wszędzie), nie czuć żadnej stawki, a aktorzy są po prostu zmarnowani. Jedna z najgorszych rzeczy, jakie pojawiły się w MCU, a lubię poprzednie Ant-Many. Co więcej, może to być film zbędny, biorąc pod uwagę, że nie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie teraz wątek Kanga.
2. Blue Beetle – film, który stoi w rozkroku między starym DCEU (bo teoretycznie należy jeszcze do tamtego kanonu) i nowym, tworzonym przez Jamesa Gunna (bo bohatera tego mamy zobaczyć i w przyszłości). Produkcja, która wygląda trochę jak filmy superbohaterskie sprzed dwóch dekad, i to raczej te gorsze. Antagonistka w wykonaniu Susan Sarandon jest fatalna, humor żenujący, a walki powtarzalne. Na plus ścieżka dźwiękowa.
3. Kokainowy miś – czekałem na ten film, licząc na coś w rodzaju guilty pleasure, jednak ostatecznie tego „pleasure” za wiele tu nie było. Mało zabawne, mało porywające. Gdyby cały film miał tyle energii co scena z piosenką Depeche Mode w tle, byłoby dużo lepiej.
4. M3GAN – film zbierał sporo pozytywnych opinii, ja zaś się od niego odbiłem (choć byłem zachęcony zwiastunem). Ani zabawne, ani straszne. Trailery zapowiadały coś bardziej błyskotliwego i/lub samoświadomego.
5. Pukając do drzwi – bardzo mało satysfakcjonujący film, który po sznurku prowadzi do finału i nawet jeśli na początku generuje emocje, to później skutecznie je studzi. Bardzo lubię niektóre filmy Shyamalana (na czele z Osadą), ale temu daleko, by dołączyć do tego grona.