search
REKLAMA
Zestawienie

NAJGŁUPSZE filmy science fiction według NASA

Jacek Lubiński

22 czerwca 2020

REKLAMA

Misja na Marsa / Czerwona Planeta

To były ambitne, konkurujące ze sobą produkcje powstałe na bazie sukcesu misji Pathfindera, który odrodził marzenia o podboju Marsa. Niestety pierwszy film okazał się nudnym dramatem, którego bohaterowie odkrywają na końcu obcą świątynię i stwierdzają, iż „jesteśmy kosmitami”. Drugi pokazywał z kolei terraformację Czerwonej Planety za pomocą „robaczków świętojańskich”, które pochłaniają wszystko, co stanie na ich drodze – z ludźmi włącznie. W moim mniemaniu ta druga pozycja jest ciut lepsza, zwłaszcza gdy momentami bawi się w Marsjanina. NASA nie doceniła jednak żadnego z tytułów, mimo iż oba zostały oparte na technologii i planach agencji z końca lat 90.

Pojutrze

Raz jeszcze Emmerich i jego zagłada ludzkości. Tym razem dochodzi do globalnej katastrofy pogodowej, której TVN nie przewidziało. Film został skrytykowany głównie za zbytnie przyspieszenie zmian klimatu i doprowadzenie do światowej epoki lodowcowej na przestrzeni zaledwie kilkunastu dni. Ludzie zamarzają na dobre w ciągu kilku chwil, prądy oceaniczne zmieniają się jeszcze szybciej, a Jake Gyllenhaal walczy ze stadem wilków pośrodku Nowego Jorku i pali książki w bibliotece (zapewne te o przetrwaniu). Dzień jak co dzień.

Reakcja łańcuchowa

Morgan Freeman. Keanu Reeves. They went too far. They knew too much… – ten opis idealnie oddaje zapomniany już dziś film akcji z wątkiem naukowym, który kręci się wokół fuzji bąbelkowej (rodzaj syntezy jądrowej wykorzystującej wodę jako źródło energii). Rząd robi wszystko, aby zatrzymać rozwój tej technologii, a Keanu ucieka przed eksplozją na motorze. Wszystkiemu towarzyszy naukowy bełkot oparty na perpetuum mobile.

What the Bleep Do We Know!?

Amerykański film paradokumentalny z 2004 roku wychodzi z założenia, że myśli mogą wpłynąć na rzeczywistość na poziomie makroskopowym, a opiera je na wnioskach z kopenhaskiej interpretacji mechaniki kwantowej oraz m.in. wypowiedziach fizyków. Mimo to NASA zgodnie uznała tą produkcję za „pseudonaukę” oraz „zmorę naukowców”. Lista zarzutów jest naprawdę długa i nie ma nawet sensu jej przytaczać. Dość napisać, że całość stanowi odbicie światopoglądu i nauk duchowych… sekty. To wyjaśnia powstanie sequela What the Bleep!? Down the Rabbit Hole, który w wersji rozszerzonej trwa… 16 godzin.

Wulkan

Tommy Lee Jones walczy z wulkanem w Los Angeles. Co robi wulkan pośrodku Los Angeles? Wybucha, zalewa miasto lawą (a może magmą? – sami bohaterowie mają z tym problemy), no i w ogóle sodoma i gomora. Jakby tego było mało, kiepskiej nauce towarzyszą suche dialogi i takie sobie efekty. Film bił się w kinach z bliźniaczą Górą Dantego, ale tamta, osadzona na wsi produkcja przynajmniej starała się podchodzić do całej sprawy z głową.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA