Najbardziej ZBĘDNE prequele
„Głupi i głupszy 2: Kiedy Harry spotkał Lloyda” (2003), reż. Troy Miller
Spotkałem się z opiniami, że humor zaprezentowany przez Jima Carreya i Jeffa Danielsa był tandetny, żałosny i miejscami ohydny. Jego odbiór zależy od wrażliwości widza. Nie każdy jest (i był) gotowy na tak naturalistyczną komedię, zwłaszcza wśród ludzi starszych, w momencie premiery filmu. Czego jednak nie można odmówić Głupiemu i głupszemu to wykreowanie niezwykle zapamiętywalnych postaci w historii komedii, które stały się memiczne. Nie można tego powiedzieć o prequelu. Karkołomną decyzją było już zastąpienie Carreya i Danielsa Derekiem Richardsonem i Erikiem Christianem Olsenem, którzy zaprezentowali humor denny, nieśmieszny i chodnikowy właśnie. Poza tym akurat w tym przypadku, czy aż tak ważna dla widza była historia tego, jak się Harry i Lloyd poznali? Przecież ona dosłownie nic nie znaczy wśród niewyjaśnionych filmowych tematów, np. w porównaniu z pochodzeniem ksenomorfa.
„Teksańska masakra piłą mechaniczną: Początek” (2006), reż. Jonathan Liebesman
Zastanówmy się, co ten prequel wniósł nowego do historii Leatherface’a? Bo w istocie bazuje na identycznej konstrukcji, co legenda sprzed lat. Nakręcenie go zakrawa mi tylko na przemożną chęć zarobienia łatwych pieniędzy na fanach, którzy z sentymentu będą chcieli zobaczyć, co się kryje na początku. Jak wyjaśnić to, że morderca stał się mordercą? A więc dostajemy sztampowe wyjaśnienie – urodził się kiedyś w rzeźni chłopiec o zdeformowanej twarzy. Od dzieciństwa nie doświadczał czułości, tylko patrzył na cierpienie, a na dodatek miał cechy upośledzenia umysłowego. Cóż takie wytłumaczenie nowego dodaje nam do kultowej jedynki? Sami równie dobrze moglibyśmy je wymyślić.
„Flintstonowie: Niech żyje Rock Vegas” (2000), reż. Brian Levant
Sytuacja w tym przypadku jest bardzo podobna do Głupiego i głupszego. Zrobiono film na siłę ze zmienioną obsadą, historią, która wcale nie jest aż tak kluczowa do opowiedzenia w kontekście oryginału, oraz kulejącą realizacją. Z humoru zaprezentowanego przez Johna Goodmana i Ricka Moranisa również niewiele zostało. Co ciekawe, nie zmienił się reżyser, więc powinien czuć, że przy tych założeniach nie da się zrobić dobrego prequela. A jednak spróbował. Trudno zrozumieć taką decyzję. Ciekawe, czy aż tak chodziło o pieniądze?
„Od zmierzchu do świtu 3: Córka kata” (1999), reż. P.J. Pesce
Zamachnąć się na film napisany przez Tarantino może albo kompletny twórczy idiota, albo człowiek genialny, pewny swoich umiejętności, wizji formalnej i fabularnej itp. Chociaż nie wiem, co jest gorsze – spróbować naśladować reżysera, czy zaproponować dopowiedzenie historii takiej ikony wśród postaci filmu, jak Santanico Pandemonium (Salma Hayek). Czy kogokolwiek zainteresowało, skąd się wzięła? Tak się otwarcie teraz nad tym zastanawiam, chociaż ewidentnie taka analiza prowadzi do wniosku, że jej istnienie jako postaci zostało sprowadzone raczej to epatowania cielesnością, więc nikogo nie interesowało, kim faktycznie jest. Od zmierzchu do świtu 3: Córka kata chce ten stan rzeczy zmienić. Powstał jednak prequel trochę jak remake, tylko po co?
„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” (2016), reż. David Yates
Pamiętam te reklamy i powoływanie się na oryginalną serię Harry’ego Pottera. To była jednak tylko reklama, mocno naciągająca rzeczywistość. Fantastycznie zwierzęta… są osobliwym produktem, jeśli chodzi o rolę w całym uniwersum. Z jednej strony są spin-offem, i to jest ich główna rola w świecie J.K. Rowling, a z drugiej zawierają elementy prequela, gdyż przedstawia (lub wspomina) o wcześniejszym życiu niektórych postaci i wcześniejszych wydarzeniach w stosunku do czasów, kiedy Harry Potter się urodził i został uczniem Hogwartu. Niestety tzw. spin-offowość zdominowała pierwsze dwie części, a zwłaszcza pierwszą, co odbiło się na jakości. Główna postać Newta jest mocno odseparowana od emocji widza swoją formalną emfazą, taką sztywnością, aspołecznością, imitacją charakteru. Trudno, żeby wraz z Newtem iść przez całą historię tak właśnie, jak robiło się to z Harrym Potterem. Dopiero kiedy fabuła dotyka innych postaci znanych z uniwersum, historia nabiera sensu, wciąga na zasadzie filmu przygodowego z mnóstwem tajemnic do rozwikłania. Historie te są jednak krótkie i wplecione w spin-offowe wątki. Po co więc je tak rozwijać i nagle kończyć? Nie widzę sensu w takim tworzeniu prequela.