Najbardziej WZRUSZAJĄCE sceny w STAR WARS
Rozkaz 66, „Gwiezdne wojny: Część III, Zemsta Sithów” (2005)
Tak do końca nie chodzi o Rozkaz 66, tylko niewielką scenę, która jest efektem jego działania. Przypomnę więc, że Rozkaz 66 miał na celu obrócenie amii klonów Republiki przeciwko Jedi. Został wprowadzony do tzw. obiegu za pomocą biochipów behawioralnych, które każdy klon miał wszczepione. Nikt z nich więc nie zaprotestował. W ramach tego rozkazu działał również Anakin, czy już wtedy Darth Vader. On jednak żywił nieco inne pobudki. Za wszelką cenę chciał ocalić swoją ukochaną Amidalę od śmierci, co obiecał mu Palpatine. Posunął się więc do masowych morderstw. Wkroczył do świątyni Jedi (1:23:40) i zarżnął wszystkich, nawet dzieci, podobnie zresztą jak zrobił to kiedyś z Ludźmi Pustyni. Szczególny sprzeciw i wzruszenie budzi moment, gdy Anakin wchodzi do sali, gdzie kiedyś zbierała się Rada Jedi. Dzieci kryją się za fotelami. Jeden chłopczyk wychodzi, sądząc, że przyszedł wybawiciel, i mówi: Mistrzu Skywalker, niestety jest ich zbyt wielu. Co my teraz zrobimy? Anakin nie odpowiada, spogląda wzrokiem pełnym nienawiści i aktywuje miecz świetlny.
Ostatnie słowa Obi-Wana do Anakina na planecie Mustafar – „Gwiezdne wojny: Część III, Zemsta Sithów” (2005)
W Anakinie od dziecka zawsze był obecny głód władzy, a przy tym nieumiejętność dokonania refleksji nad motywami własnych czynów. Nawet na Mustafar, kiedy przyjechała do niego Amidala i próbowała mu powiedzieć, że go kocha i żeby się powstrzymał, jego zaślepienie i zazdrość spowodowały, że także ją zaatakował. W walce z Obi-Wanem pewność siebie go zgubiła. Wykonał skok z obrotem w kierunku swojego mistrza, a ten wyprowadził cios, odcinając Anakinowi nogi w kolanach i rękę. To był szok dla nich obu. Przekonanie Anakina o swojej nadludzkiej sile nagle rozpadło się na tysiące kawałków, a Obi-Wan nie był w stanie nawet go dobić, chociaż wtedy powinien. Wykrzyczał tylko w kierunku spazmującego od bólu ucznia i przyjaciela (około 1:59:50): To ty byłeś wybrany. Powiedziano, że zniszczysz Sithów, a nie dołączysz do nich. Przywrócisz równowagę mocy, a nie zostawisz ją w ciemności. Wygląda na to, że z perspektywy już tyle opisanych scen to historia Anakina jest najbardziej dramatyczna i wzruszająca.
Śmierć Hana Solo, „Gwiezdne wojny: Część VII, Przebudzenie mocy” (2015)
Wciąż obecny jest we mnie jako fana GW niekreślony i dojmujący sprzeciw wobec tego, co się stało. Han Solo wydawał się postacią konieczną dla istnienia całego uniwersum Gwiezdnych Wojen. I faktycznie po jego śmierci historia rozpadła się jak domek z kart. Kolejne odsłony sagi ścigać się mogą między sobą tylko w kategorii „największy obciach”. Zaraz o nich, teraz skupmy się na śmierci Hana Solo (1:48:35). Sam fakt uderza w emocje bardzo mocno, a na dodatek dokonuje tego syn, Ben Solo, co jest takim spiętrzeniem czynników wywołujących sprzeciw, że dosłownie rzuciło mną na kinowym fotelu. Do końca wierzyłem, że w tej scenie aż do morderstwa nie dojdzie. Poza tym odpalenie miecza świetlnego Bena dokonuje się tak nagle, że zatrzymuje się serce.
Całość filmu „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” (2017) i całość filmu „Gwiezdne wojny: Skywalker: Odrodzenie” (2019)
Wzruszają w tym sensie, że powodują płacz nad tym, co się stało z tą wspaniałą sagą. W jego fabule nie ma czym się na serio emocjonować. Rey dużo biega i coś tam mamrocze do mocy, twórcy uparli się na pokazywanie wszelakiego rodzaju gwiazd śmierci, jakby chcieli wyczerpać wszystkie kombinacje wielkościowe tego typu broni, Kylo Ren jest jakimś takim nieudolnym bohaterem w sensie sztuk walki, Leia udaje Supermena w kosmosie, pojawia się nawet Lando Calrissian, ale nic to do fabuły nie wnosi. Wszyscy generalnie odcinają kupony od tego, co wymyślono kiedyś, nic nowego nie wnosząc do historii. Nie da się tego spokojnie oglądać, a płacz pojawia się raczej ze złości.
Bonus: Scena śmierci Jyn Erso i Cassiana Andora, „Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie” (2016)
Bonus z oczywistych względów, bo nie jest to pełnoprawna część serii. Wiele razy pisałem o pewnej scenie z tej produkcji, którą uważam za jedną z lepszych w ogóle w kinie fantastycznym. Nie będę tu jej opisywał, gdyż wiele razy już to robiłem, a poza tym wzruszająca raczej nie jest. Również przy końcu produkcji (2:03:02) znalazła się za to inna, jakże romantyczna i patetyczna sekwencja, kiedy Jyn Erso i Cassian Andor przygotowują się na śmierć. Gdzie najlepiej umrzeć w obliczu końca świata? Na plaży. Ważne, żeby nie być wtedy samemu. I kiedy ogarnie nas niszczycielski ogień, mocno kogoś przytulić. Tak właśnie nasi bohaterowie robią. W tle słychać rzewną muzykę, a kres istnienia jest coraz bliżej. I wcale nie piszę tego prześmiewczo. Może i scena ta jest cukierkowa i naiwnie romantyczna, ale porusza na takim podstawowym emocjonalnym poziomie.