search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej SZOKUJĄCE sceny z filmów WOJCIECHA SMARZOWSKIEGO

Krzysztof Dylak

13 października 2020

REKLAMA

Drogówka: utrata przyrodzenia i zamach na życie Króla

Smarzowski w kolejnym filmie po raz pierwszy przeniósł akcję do dużego miasta. Mając już doświadczenie po realizacji dokumentu o policji drogowej, postanowił zrobić fabułę na ten temat. Przedstawił charakterystykę siedmiu gliniarzy na podstawie ich grzeszków i występków, by następnie przekierować historię na tor sensacyjnej intrygi. Zwarty i dość gwałtowny obraz demoralizacji środowiska policyjnego zawiera elementy dosłownego humoru – zwłaszcza w początkowej fazie – lecz im bliżej końca, tym większa staje się stawka. Siedmiu mundurowych ponosi karę za swoje uczynki. Finalnie najbardziej efektowna z nich dosięga Petryckiego i Króla. Grany przez Arkadiusza Jakubika sierżant, notoryczny dziwkarz, podczas zabawy z prostytutką na tylnym siedzeniu auta, którym kieruje Król, traci przyrodzenie podczas gwałtownego hamowania. Gdy na przejście wkraczają zakonnice, Król w ostatnim momencie zatrzymuje pojazd, co powoduje mimowolne odgryzienie członka policjanta przez panienkę lekkich obyczajów. Warto wspomnieć, że pierwotnie w scenariuszu znajdowała się scena z Petryckim w szpitalu po operacji, która ostatecznie nie pojawiła się w filmie. Równie dobitna jest kulminacja losów Króla. Kiedy wydaje się, że sierżant rozwiązał swoje problemy i oczyścił się z zarzutów, przychodzi uderzenie znienacka. Król ginie w zamachu. Rozpędzona ciężarówka wpada na policjanta, śmiertelnie go miażdżąc. Także i jemu przychodzi zapłacić najwyższą cenę za swoje decyzje. Można było się spodziewać braku happy endu u Smarzowskiego. Mimo to po takim kuble zimnej wody poczucie dyskomfortu w porównaniu z luźną ekspozycją postaci na wstępie jest niczym kac po imprezie.

Pod Mocnym Aniołem: sprzedaż konia i powrót taksówkarza do mieszkania Jerzego

Smarzowski bierze na warsztat autobiograficzną powieść Jerzego Pilcha, próbując zajrzeć w zapętlony umysł alkoholika, by nakreślić nie tyle filozofię czy fizjonomię, tylko bardziej fizjologię picia. Jerzy, literat, alter ego autora książki, boryka się nałogiem alkoholowym. W imię miłości podejmuje nierówną walkę z uzależnieniem. W ośrodku poznaje innych pacjentów odbywających kurację odwykową. Zerwanie z piciem okazuje się jednak trudniejsze, niż przypuszczał. Droga do trzeźwości wiedzie przez wymiociny i fekalia, urojenia i  omamy aż po upadek na dno. Świat literackiej prozy miesza się z pijacką rzeczywistością. Jerzy w pewnym momencie wspomina dziadka Kubicę, który z powodu długów musiał sprzedać swojego ukochanego konia i oddać go kupcowi następnego dnia. Kubica wyładowuje złość na swojej rodzinie, w nocy się upija, podpala dom i odrąbuje głowę rumakowi. Druga scena koncentruje się na alkoholowym  ciągu Jerzego. Pisarz cyklicznie pije, wraca do ośrodka, wychodzi i dalej pogrąża się w piciu. Nie odróżnia dnia od nocy, nie panuje nad swoim życiem. Pewnego razu taksówkarz zastaje go w mieszkaniu w głową w sedesie. Nagi, nieprzytomny artysta nie zdołał załatwić potrzeb fizjologicznych jak należy. Pośród delirycznych kolaży to właśnie ten wycinek, oprócz wątku dziadka i jego konia, najbardziej utkwił mi w głowie.

Wołyń: głowa w wiadrze i odwet Polaków

Kolejna niełatwa lekcja historii w wydaniu Smarzowskiego, który ponownie wziął się za bary z drażliwą, niewygodną treścią, tym razem podejmując temat ludobójstwa na Kresach, którego nikt wcześniej nie adaptował na fabułę filmową. W trakcie początkowych prac nie obyło się bez przeszkód. Sponsorzy odmówili wsparcia finansowego, jeszcze inni postanowili się wycofać, więc reżyser, poszukując funduszy na dokończenie projektu, zaapelował o pomoc nawet do widzów. W końcu budżet udało się dopiąć i film został nakręcony przy zgromadzonych środkach.  Reżyser nie oparł filmu wyłącznie na scenach rzezi wołyńskiej, lecz przedstawił genezę ukraińskiego nacjonalizmu. Smarzowski wyważył proporcje, pominął epatowanie okrucieństwem, choć oczywiście zaznaczył swój autorski rys. Eskalacja banderowskiej agresji następuje przy pierwszych, pojedynczych zbrodniach na Polakach. Mąż Zosi, Maciej, pomimo napiętej sytuacji i ostrzeżeń młodej żony wyjeżdża do miasta i wraca bez… głowy. Nie widzimy samej sceny dekapitacji, tylko moment, kiedy sąsiedzi Zosi przychodzą pod jej dom z wiadrem, w którym znajduje się odcięta głowa Macieja. Zszokowana dziewczyna mdleje na ten widok. Rzeczywiście, ten fragment ma w sobie grozę, bardziej zbliżoną do konwencji horroru niż historycznego eposu – nie powinno to specjalnie dziwić, zważywszy na to, że scenariusz oparty został na opowiadaniach Stanisława Srokowskiego z pietyzmem opisującego te straszne wydarzenia. Filmowe sceny samej rzezi wołyńskiej podczas najazdu UPA nie są w stanie odzwierciedlić koszmaru prawdziwych mordów z tamtego okresu, Smarzowski starał się jednak sprawiedliwie rozłożyć dwie strony medalu i przedstawić chociaż jeden motyw akcji odwetowej Polaków, którzy zabijają swoją rodaczkę i jej niemowlę na oczach ukraińskiego męża. Tym razem odcięcie głowy siekierą zostaje ukazane i nawiązuje do rytuałów weselnych z początku obrazu.

Kler: molestowanie młodego Kukuły i  żywa pochodnia

Zanim na ekrany wszedł Kler, który pobił wszelkie rekordy frekwencji wśród polskich widzów, Smarzowski wypuścił krótki metraż pt. Ksiądz, który miał być niewinnym wstępem do rozliczenia się z instytucją Kościoła. Reżyser trafił w odpowiedni czas moralną i socjologiczną problematyką, która już od dawna dzieliła społeczeństwo. To, co w zwiastunach wydawało się drugim Botoksem Vegi – tyle że w sutannach – w rzeczywistości okazało się poważnym moralitetem. Kler to opis grzechów, nadużyć i wykroczeń ludzi Kościoła ułożonych w hierarchicznym porządku. Reżyser nie rezygnuje z przedstawienia najbardziej kontrowersyjnego elementu fabuły, czyli pedofilii. Ksiądz Kukuła zostaje posądzony o seksualne wykorzystywanie swojego ministranta. Odrzucony i potępiony przez parafian musi się zmierzyć z oskarżeniem i własną przeszłością. Sam był w dzieciństwie ofiarą księdza pedofila. Zostaje to zobrazowane podczas mszy, którą odprawia już jako oczyszczony z zarzutów duchowny, obnażając się przed wiernymi ze swojej traumy. Wyznaje, że w latach 80. był ministrantem u swojego krzywdziciela, który regularnie nachodził go w domu i napastował w tajemnicy przed rodzicami. Wymowną sceną w tym kontekście staje się msza z czasów komuny, odprawiana wśród polskich flag i sztandarów Solidarności. Prowadzi ją krzywdziciel uciekający wzrokiem od nastoletniego Kukuły.  Natomiast końcowa scena samospalenia podczas ważnej uroczystości mszalnej została już przeze mnie opisana w zestawieniu najbardziej poruszających samobójstw na ekranie. Akt samospalenia ma charakter wręcz manifestacyjny. Moim zdaniem w polskim kinie nie ma drugiej tak dramatycznej sceny odebrania sobie życia – zarówno pod względem inscenizacji, jak i samych okoliczności.

REKLAMA