Od dzieciństwa towarzyszą mi opowieści najpierw starszych ludzi, potem nawet kolegów z podwórka, którzy słyszeli od kogoś tam, że z kolei ktoś tam obudził się w trumnie, a potem, kiedy trumnę otwierali, na wieku od spodu były wydrapane ślady od paznokci zmarłego. Straszna śmierć, obudzić się we własnym grobie, bo albo umrze się ze strachu na zawał, albo agonia będzie trwała dłużej, dopóki starczy powietrza. Osobiście mnie raczej ten problem nie dotknie, gdyż zostanie po mnie tylko popiół, niemniej wizja jest bardzo realna i przerażająca. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak silne to musi być uderzenie nagłej dawki strachu, kiedy Ryan Reynolds uświadamia sobie, gdzie jest. Jak wtedy zachować jakąkolwiek trzeźwość myślenia? W filmie było to możliwe. W rzeczywistości wątpię. Polecam więc Pogrzebanego, żeby uświadomić sobie, jak dobrze jest oddychać świeżym powietrzem i widzieć nad sobą niebo, nawet zachmurzone.
W psychiatrii istnieje opisane ciekawe zjawisko co do domniemanych przypadków opętania. Otóż zaburzenia psychiczne o charakterze urojeniowym i lękowym mogą upodabniać się do oczekiwań środowiska życia chorego – albo wręcz środowisko to może wpływać na chorego w ten sposób, że jego zaburzenia przyjmą dokładnie taką formę, której środowisko się najbardziej obawia. Ta korelacja zdarza się przy opętaniach, bo tzw. opętani wywodzą się ze środowisk mało racjonalnych, religijnych i nieufnych wobec medycyny, zwłaszcza takich jej działów jak psychiatria. Chory psychicznie z takich środowisk więc „wariuje” tak, jak chce tego otoczenie, a więc zostaje opętany przez demona. Zdarzyło się to wychowanej niezwykle religijnie Anneliese Michel. Nikt jej nie pomógł. Umarła w swoim fanatycznym domu zagłodzona na śmierć. Zdarzyło się to też pewnej zakonnicy (Faustyna Helena Kowalska), która doznała urojeń na kształt dokładnie taki, jaki oczekiwało środowisko. Paranoiczny lęk przed własną seksualnością również wpisał się w jej środowisko. Z tym że w porównaniu z Anneliese Faustyna miała już zakonne plecy, a Kościół uznał jej przypadek za źródło niesłychanie dużych pieniędzy, a może wyznawców. W sumie to na jedno wychodzi. Anneliese niestety stała się kolejną niewinną ofiarą skodyfikowanych instytucjonalnie zabobonów.
Kino już legendarne i inspirujące wielu twórców przez kolejne ponad 40 lat. Doskonale wiemy, co się w nim stanie, mimo wszystko ten rodzaj suspensu, dość już oswojonego w medialnej kulturze przemocy, wciąż nas podnieca. Z różnych względów, ale głównie dlatego, że prócz slasherowego epatowania przemocą reżyser wciąż pozostawił widzowi nieco humorystyczną furtkę, żeby nadmiar strachu i obrzydzenia gdzieś wyrzucić. Nie zrobił tego np. Michael Haneke w Funny Games, aczkolwiek obie historie są racjonalnie jak najbardziej prawdopodobne, jeśli tylko uznamy np. Jasona za człowieka, a nie istotę nadprzyrodzoną. W pierwszym Piątku Jason faktycznie taki jest. W kolejnych odsłonach serii już niekoniecznie.
Chociaż to nieludzkie, ale trzeba dać się wciągnąć w tę grę, którą prowadzi z widzem Michael Haneke. Tylko wtedy poczuje się, jak przemoc w obrazie potrafi na nas oddziaływać, wciąż jeszcze, tylko odpowiednio zaprezentowana, tak żeby większość z niej działa się w naszej głowie. Wtedy odczujemy największe cierpienie i kiedy okaże się, że jest szansa na zobaczenie prawdziwej przemocy na ekranie i dokonanie zemsty, reżyser nagle ją nam zabierze. Znów pozostaniemy bezsilni i zamknięci z naszą wizją przemocy w naszych głowach. Scena z przewijaniem jest najstraszniejsza, bo odbiera przyjemność z bycia na chwilowo zdobytej pozycji kata, a nie ofiary. Gdybyśmy mieli wybór, większość z nas wybrałaby „katów”, niezależnie od moralności, mówi nam Haneke. I to jeszcze bardziej dręczy.
Cały czas się zastanawiam, czy jest to wszystko możliwe? Mam równocześnie jakieś irracjonalne wrażenie, że ktoś gdzieś kiedyś wpadł na taki pomysł i mniej więcej w ten sposób zemścił się na swoim najgorszym wrogu. Oczywiście taka zemsta najmniejszego sensu nie ma i jest wyrazem kompletnego zezwierzęcenia, niemniej nie ma w niej nic nierealnego, nie do zrealizowania. Jestem przekonany, że Srpski film jest realny aż do bólu nie tylko w swojej warstwie przemocowej, lecz także w prezentacji cierpienia emocjonalnego. Jest czymś w rodzaju testu na dewiację, bardzo osobistego i do użycia wyłącznie w zaciszu własnego umysłu. Genialność filmu zaś zawiera się w odwadze twórców, żeby opowiedzieć widzowi najdosadniej, jak się da, na czym polega cierpienie doznawane przez zgwałcone kobiety i dzieci. Jaka niemoc i śmierć psychiczna potem następują.