Najbardziej PRZERAŻAJĄCE sceny w ekranizacjach STEPHENA KINGA
Władczyni krwi – „Carrie” (1976), reż. Brian de Palma
Czy można zrozumieć zemstę Carrie? Owszem, tak. Kiedy dziewczyna z takimi zdolnościami i równocześnie z tak zszarganymi marzeniami staje naprzeciwko publiczności całkiem już pewna, że jest królową balu, spada na nią wiadro ze świńską krwią. Ładunek emocjonalny, który wtedy się z niej uwalnia, jest dosłownie niszczący wszystko i wszystkich dookoła. Zgromadzonym w sali gościom już nie jest do śmiechu. Padają rażeni prądem, przygnieceni elementami dekoracji, a nawet żywcem spaleni. Carrie najpierw stoi bez ruchu na scenie z wytrzeszczonymi oczami. Potem zaczyna iść przed siebie, a dookoła niej świat płonie. Sissy Spacek wygląda jak królowa, tyle że nie balu radości, a śmierci. Jej dojrzewanie boleśnie się zakończyło.
Mordowanie za pomocą samochodu – „Christine” (1983), reż. John Carpenter
Scenę tę pamiętam od dziecka. I mimo że nie ma w niej właściwie krwi, zrobiła na mnie wrażenie i od tamtego czasu uważam ją za jedną ze straszniejszych scen przedstawiających strach i śmierć. Jest noc. Samotny człowiek patrzy na zaparkowany, czerwony samochód z wygaszonymi światłami. Woła do niego zaczepnie. Może sądzi, że wygra to starcie. Potem zaczyna uciekać, dość zmyślnie, bo ciemnymi, wąskimi zaułkami. Zapewne sądził, że to go ocali, a może nawet pokona krwiożerczy samochód. Pomylił się bardzo. Jeden z zaułków okazał się ślepy i mimo że Christine się w niego nie mieściła, i tak tam się dostała, kosztem zmiażdżonej blachy, wyłamanych lusterek i drzwi. Zemsta musiała się dokonać, a ofiara musiała zostać rozsmarowana zderzakiem na ścianie.
Trup dziecka morduje – „Smętarz dla zwierzaków” (1989), reż. Mary Lambert
King nigdy nie oszczędzał dzieci, co jest ewenementem na skalę światową w kinie. Zapewne dla wielu widzów przez to ekranizacje jego książek są nie do przejścia, bo inaczej postrzega się jednak opis śmierci dziecka w literaturze, a inaczej ukazanie jej na ekranie. Nie ma znaczenia więc wielkość składanego ciała do grobu w wersji z 1989 roku czy ten z 2019. Robi wrażenie sama śmierć niewielkiego człowieka. To jednak, co potrafi zrobić trup tego dziecka, kiedy już wstanie z indiańskiego cmentarza, to inna sprawa. I tutaj wersja z 1989 roku wybija się na prowadzenie. Najpierw cięcie w ścięgno Achillesa, a na koniec wychłeptanie krwi z szyi umierającego Juda Crandalla.
Morderstwo dziecka – „Doktor Sen” (2019), reż. Mike Flanagan
Gdzieś na rozległych polach zatrzymuje się typowy, amerykański dostawczak. Przyjaźnie wyglądająca kobieta zagaja chłopca bawiącego się w gracza w baseball. Ufny wchodzi do samochodu, a dalej już zaczyna się jego piekło. Zostaje dosłownie żywcem zjedzony przez grupę spragnionych siły życiowej ludzkich zombie na czele z przerażającą Rose Kapelusz (Rebecca Ferguson). Konsumpcja ta jest o tyle straszna, że chłopak nie umiera od razu. Jest kaleczony, a jego siła życiowa wysysana stopniowo. Równocześnie pojawiają się przerażające obrazy krzyczącej przez sen Abry. Im bliżej jest śmierć, tym bardziej się ona miota na łóżku jak w konwulsjach, odczuwając strach umierającego gdzieś w oddali dziecka.
Pan siekiera – „Lśnienie” (1980) reż. Stanley Kubrick
I na koniec klasyka, której nie mogłem pominąć. Siła tej sceny polega na wrażeniu nieodwracalności śmierci Wendy Torrance (Shelley Duvall), kiedy Jack (Jack Nicholson) rozwala siekierą drzwi do łazienki. Ma tak szaloną twarz, zwłaszcza kiedy wsadza ją w wyrąbaną przez siebie dziurę i mówi: Oto Johnny!. Stanley Kubrick naprawdę zmusił aktorów do wyjścia poza strefę komfortu i odegrania emocji, które potem towarzyszyły im długo w życiu, jako wyjęte z pudełek demony skrzętnie chowane przed całym światem. Co na ten film jednak Stephen King? Nie podobał mu się, a postać Jacka uważał za apoteozę szaleńca bez półcieni.