Najbardziej OCZEKIWANE filmy drugiej połowy 2022 roku
Powoli zamykamy pierwszą połowę roku i z nadzieją patrzymy na kolejną. Przed nami przynajmniej kilka ekscytujących premier. Oto te, na które czekamy najbardziej.
Filip Pęziński
1. Avatar: Istota wody – jeszcze dwa miesiące temu nie czułem przesadnej ekscytacji tym projektem. Dziś, po przepięknym zwiastunie, zrozumiałem, jak bardzo czekam na sequel Avatara. Jest coś niesamowicie odświeżającego w czekaniu na drugą odsłonę cyklu, który w popkulturze obecny jest lat kilkanaście, a nie kilkadziesiąt i nie stanowi ekranizacji czegoś innego.
2. Nie! – po Uciekaj! i To my trudno nie czekać na kolejny projekt Jordana Peele’a, jednego z najciekawszych reżyserów obecnego kina amerykańskiego. Nie! zapowiada się jako kolejne ekscytujące przeżycie.
3. Thor: Miłość i grom – kolejnych filmów Marvela wciąż wyczekuję z niemałą ekscytacją, nawet jeśli jestem w stanie zrozumieć widzów znużonych tym formatem. Tutaj jednak, mam wrażenie, zainteresowanie jest uzasadnione, bo Taika Waiti powraca do świata Thora po świetnym Ragnaroku, w dodatku przywracając mu Natalie Portman i wprowadzając Christiana Bale’a.
4. Nie martw się, kochanie – intrygujący koncept, świetna obsada i kapitalna promocja (zwiastun, plakat). Uwielbiam tego typu kino i nie mogę doczekać się seansu kolejnego projektu ze wspaniałą Florence Pugh w centrum uwagi.
5. Blonde – z wielkim zaangażowaniem śledzę karierę Any de Armas, która na ten moment wydaje mi się jednym z najciekawszych nazwisk współczesnego Hollywood, nie ma więc nic dziwnego w tym, że nie mogę doczekać się filmu, w którym sportretuje jedną z największych postaci Hollywood z zupełnie innej epoki.
Podobne:
Natalia Hluzow
1. Thor: Miłość i grom – film jednego z moich ulubionych reżyserów o moim ulubionym superherosie z MCU, będący kontynuacją mojego ulubionego filmu Marvela. Czy można wyobrazić sobie coś piękniejszego? Tak. Wspomniane połączenie wzbogacone o Christiana Bale’a w roli komiksowego arcyłotra i Natalie Portman w roli potężnej superbohaterki. Rzadko zdarza mi się czekać na film tak bardzo, jak na czwartą odsłonę przygód Thora.
2. The Menu – komediowy horror Marka Myloda, który ma na swoim koncie reżyserię odcinków Gry o tron i Sukcesji. Zwiastun produkcji sugeruje, że Mylod przyrządził dla nas rarytas w stylu Lobstera i Delicatessen. Jako diaboliczny szef kuchni występuje tu Ralph Fiennes, a smakowite dodatki stanowią Anya Taylor-Joy i Nicholas Hoult – wszyscy obsadzeni tak wyśmienicie, jakby role w The Menu pisano z myślą o nich. Zapowiada się przepyszna zabawa!
3. Bullet Train – odkąd pamiętam, czekam na każdy film, w którym występuje Brad Pitt. Bullet Train nie jest pod tym względem wyjątkowy. Mój apetyt dodatkowo wzmaga fakt, że powieść Kōtarō Isaki ukazuje pięciu polujących na siebie nawzajem zabójców zamkniętych w jednym pociągu i że wziął ją na warsztat reżyser Deadpoola 2 i Johna Wicka. Niezmiernie cieszy mnie też, że z projektem związana jest moja ukochana Kimiko z The Boys (Karen Fukuhara) i nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak znana z serii The Kissing Booth Joey King radzi sobie w roli płatnej zabójczyni. Nie wykluczam, że może wyjść z tego mierny akcyjniak, ale liczę jednak na wyśmienitą krwawą jatkę w iście tarantinowskim stylu.
4. Nie martw się, kochanie – Olivia Wilde deklaruje, że jej nowy film powstał z inspiracji Matrixem, Incepcją i Truman Show. Dla mnie to już wystarczający powód, by czekać na premierę Nie martw się, kochanie. Dodatkowe czynniki stanowią Florence Pugh i Harry Styles w obsadzie, intrygujący zwiastun oraz zachwycający plakat.
5. Szary człowiek– w zasadzie powinnam napisać, że wierzę w nowy projekt braci Russo, którzy odpowiadają za niezmiernie satysfakcjonujący finał Infinity Sagi. Prawda jest jednak taka, że z dystansem podchodzę do filmów Netflixa, a poprzednia współpraca tych twórców ze streamerem zaowocowała filmem Tyler Rake, który jest jednym z dowodów na to, że moje obawy są słuszne. Dlaczego zatem umieściłam na swojej liście Szarego człowieka? Bo nie mogę się doczekać, aż zobaczę Ryana Goslinga w nowym filmie po czterech latach jego nieobecności na ekranie. I z tego jednego powodu wiem, że niezależnie od jakości tej produkcji po seansie nie będę miała poczucia zmarnowanego czasu.