Najbardziej KONTROWERSYJNE produkcje NETFLIXA
Tytuły oryginalne i te, w których Netflix zobaczył potencjał i umożliwił dystrybucję, czym wydatnie przyczynił się do popularyzacji tych tytułów. W tym zestawie są produkcje kontrowersyjne zarówno ze względu na poruszaną tematykę – płciową, religijną, polityczną – jak i ze względu na swoją „jakość”. Są według niektórych tak złe, że ich nędzność stała się aż kultowa przez to, że ciągle się o niej mówi. Tak się rodzą legendy. Czy więc chcielibyście, żeby np. 365 dni stały się filmem polecanym dzięki swojej marności? A to już jest kontrowersyjne, kiedy szmira nagle wyrasta na coś, co jest bardziej dyskutowane niż prawdziwa sztuka filmowa. Netflix więc potrafi sprawić niespodziankę, wstrząsnąć widzem, odwołując się do jego światopoglądu, poruszyć emocjami, gdy chodzi o życie i śmierć, oraz zdenerwować promocją tytułów klasy Z.
„Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera” (2022)
Nie można odmówić Netflixowi racjonalnej oceny rynku streamingowego i trafnych przewidywań, że nawet pewne już – wydawać by się mogło – wyczerpane historie wciąż dysponują potencjałem. Historia mordercy Dahmera przecież była wielokrotnie kręcona, a jednak po raz kolejny się zdecydowano, zdając sobie sprawę, że postaci maniakalnych morderców budzą w popkulturze zarówno strach, jak i jakieś osobliwe zainteresowanie, i to nie jako przedmiot badań kryminologicznych. Serial jest mocny, nie zasłania się kategorią wiekową w prezentacji metod działania mordercy. Nim jednak widz będzie świadkiem samego aktu mordowania, doświadcza szeregu innych wrażeń, również strasznych, bo stosował owe metody Dahmer, co jest chyba najbardziej kontrowersyjne. Mimo więc całej tej formalnej kontrowersyjności, czy więc serial odkrył w historii mordercy Dahmera jakąś nową psychopatalogiczną sferę, która pozwoliłaby widzom lepiej zrozumieć jego poczynania? Co to w ogóle znaczy: lepiej je zrozumieć? Usprawiedliwić go chorobą, podjąć próbę leczenia czy uznać za jednostkę tak głęboko zaburzoną, że należy ją na zawsze usunąć ze społeczeństwa? Serial na te pytania nie odpowiada, chociaż o złoczyńcy mówi bardzo wiele. Szkoda, że scenariusz trzyma taki dystans w tym przypadku, że nie ma jakiejś ogólnej refleksji na temat psychiki Dahmera podanej w sposób mocny i jednoznaczny, przynajmniej tak sugestywny, jak pokazanie samych morderstw.
„Porta dos fundos: Ostatni kac” (2018)
Produkcji już na polskim Netfliksie nie ma. Można ją jednak znaleźć w sieci w innym serwisie streamingowym, dużo mniej oficjalnym i pod nieco zmienionym tytułem. Podobnie jest z Pierwszym kuszeniem Chrystusa, produkcji dużo mocniejszej antyreligijnie i także śmieszniejszej, ale to nie oznacza, że Ostatni kac jest słaby. Jest grą intelektualną z widzem, a przy tym przedstawia ciekawą koncepcję demitologizującą mit o Ostatniej Wieczerzy i śmierci Jezusa. W komediowy sposób pokazuje, jak mogłoby być. Film tworzy ekwiwalent mitu, w który możemy wierzyć na równi z tym chrześcijańskim, bo oba są ludzką fantazją, a ona żadnych granic nie ma. Problem pojawia się jednak dopiero wtedy, gdy w imię fantazji wpływamy na fakty, a to zręcznie punktuje grupa komików z Porta dos fundos. I to okazuje się najbardziej kontrowersyjne, ten mind blowing, gdy przez moment uświadomimy sobie, że mit o Jezusie to powtórzenie mitu o egipskich i greckich bogach. W produkcji owo intelektualne oszołomienie dopadło samego Jezusa.
„Blondynka” (2022)
Film kontrowersyjny, bo pokazuje, jak już sfetyszyzowana jest przemoc wobec kobiet, jaką częścią kultury się stała i jak mężczyźni, nawet jeśli mienią się liberałami, są od tej przemocy uzależnieni. Kontrowersyjny przede wszystkim z powodu mniej lub bardziej uświadomionego szoku wywołanego przez samą zmianę paradygmatu „BLONDYNKI”, za którą mieliśmy Marilyn Monroe, a pamiętajmy, że nauczyliśmy się już na zasadzie niemal nawyku postrzegać ją jako ikonę estetycznie doskonałą, wzór pozbawiony refleksji nad osobowością i wydarzeniami, które sprawiły, że faktycznie Norma Jeane stała się bóstwem, a tak naprawdę chodzącym na dwóch nogach robotem zaspokajającym potrzeby ówczesnych mężczyzn, dwulicowych konserw w drogich ubraniach. Gdybyśmy jednak spojrzeli na życie Marilyn krytycznie i sprawiedliwie ocenili genezę jej ikoniczności, może jednak stwierdzilibyśmy, że żadna ikona nie jest warta swojej ikoniczności, skoro na piedestał wywindowały ją przemoc, wykorzystywanie, gwałt i dwulicowość otoczenia. W przypadku Marilyn Monroe przecież jej tak wszechobecnie znana ikoniczność była jedyną szansą i obroną przed rozczłonkowanym życiem, maską tożsamości, którą zagubiła w dzieciństwie Norma Jeane, a nie Marilyn Monroe. A dla innych to ta maska właśnie okazała się katalizatorem przyjemności, powodem do irracjonalnego ubóstwienia, jak również wzorem do naśladowania. Co więc dzisiaj podziwiamy? Efekt działania przemocy, desperacji i rozwalonego życia? Nie godzi się tym zachwycać. Już samo uświadomienie sobie tej sytuacji sprawia, że czujemy się winni, ale od razu sprzeciwiamy się temu uczuciu, no bo przecież co złego po latach może komukolwiek wyrządzić podtrzymywanie takiego wzorca Marilyn w innych, współczesnych kobietach.
„Mesjasz” (2020)
Cały sens w istnieniu wiary, że Mesjasz ma przyjść, ale nie przychodzi. Inaczej nie byłoby sensu uskuteczniać chrześcijański ryt. A gdyby tak faktycznie dzisiaj przyszedł, może zamknęlibyśmy go w szpitalu psychiatrycznym albo uznalibyśmy za zagrożenie, bo przecież ma przyjść na sąd. I w jakimś sensie Mesjasz w serialu przybył sądzić, a nie zaprowadzać pokój. Tylko czy przybył jako Mesjasz? Główny bohater przecież nosi imię Al-Masih, a to wcale nie Wybawiciel. W Islamie np. to Daijal: istota demoniczna, podszywająca się pod Mesjasza. Serial więc już tutaj wywołał kontrowersje, bo jaka to przyjemność, gdy kręcą film o Antychryście i się ogląda go jako postać raczej pozytywną niż negatywną. Taki wniosek można wysnuć przynajmniej po jednym sezonie.
„Dave Chappelle: The Closer” (2021)
I oto docieramy do rozważań, czy istnieje jakaś racjonalna granica żartu. Dave Chappelle jest niewątpliwie sławny, ale sława to nie zawsze same pozytywne opinie. Chappelle był krytykowany za żarty na temat społeczności transpłciowej. Najwidoczniej go to nie ubodło, bo nie zrezygnował z określonej linii żartów. Nawet odniósł się bezpośrednio do krytyki w specjalnym programie Netflixa The Closer. Chyba jednak pogorszył sytuację, znów kwestionując tożsamość osób transpłciowych i twierdząc, że wspiera ruch TERF, a on wyklucza transpłciowe osoby z przestrzeni tylko dla kobiet. Bycie transkobietą więc dla TERF-ów oznacza, że dana osoba kobietą nie jest. Mimo wszystko jednak chodzi o wolność słowa i tutaj Chappelle granic nie przekroczył. Nawet dyrektor generalny Netflixa Ted Sarandos, bronił Chappelle’a przed krytyką. Niestety po jego oświadczeniach grupa zasobów pracowników trans w firmie zorganizowała strajk. Program Chappelle’a więc spowodował podziały w samym Netfliksie, ale platforma nie zrezygnowała ze współpracy z komikiem.
„Wiedźmin” (2019–)
Netflixowy serial potrafił wzbudzić ból rzyci wśród tysięcy widzów, czego dowodem stały się histeryczne wypowiedzi w Internecie, jakby stała się jakaś historyczna tragedia, o której następne pokolenia będą się uczyć w szkolnych podręcznikach. A tu tylko Netflix poddał adaptacji serię książek Andrzeja Sapkowskiego. Sporo rzeczy nie wyszło – znów nieszczęsny smok, krasnoludy były karłami i może potworów nieco zabrakło, ale ogólnie dostaliśmy nareszcie coś godnego uwagi, a nie półprodukt, kręcony przez chłopaków z sąsiedniej dzielni, którym marzy się wielkie kino. Wiedźmin nie jest adaptacją prozy Sapkowskiego – jest tylko na niej oparty (based on). Scenarzyści serialu, mając do dyspozycji obszerny materiał powieściowy, wykazali się ogromną pomysłowością, nieliniowo konstruując fabułę. Nieważne, czy się zna historię Wiedźmina, czy nie, i tak przez kilka pierwszych odcinków trzeba się skupić na równolegle biegnących wątkach, żeby z niemałą satysfakcją i zadowoleniem odkryć, że na końcu wszelkie niejasności zostają rozwiane, a fabuła na powrót staje się intuicyjnie jednolita, przynajmniej o wiele bardziej niż na początku. Wypada jednak Wiedźmina oglądać z uwagą, a nie w tym czasie obiad gotować. Niektórzy jednak zawsze będą narzekać – bo zbyt zamotane, bo nie zgadza się z powieściami i opowiadaniami, bo postaci nie takie jak w głowach czytelników i tak dalej, i tak dalej. Czasem mam wrażenie, że widzowie nie rozumieją niczego poza swoimi oczekiwaniami. To nasz polski wieczny ból rzyci po brutalnym samowychędożeniu narodowymi ideami.
„365 dni: Ten dzień” i „Kolejne 365 dni” (2022)
Netflix zobaczył potencjał w… no właśnie, w czym? W książkach czy w filmie? Obydwie odpowiedzi są kuriozalne, ale fakty są niestety inne. Gdyby tak zastanowić się nad sensem kontrowersji wokół 365 dni, to nie jest to sama otoczka erotyczna, a raczej konstrukcja świata przedstawionego, konstrukcja prawna i aksjologiczna, a może tylko ta druga, bo prawo jest wtórne wobec systemu zasad, które tylko kodyfikuje, chroni i rozlicza. 365 dni pokazało nam świat poniżenia kobiet, radykalnego tak bardzo, że żadne drogie ubranie nie zakamufluje mierności tej historii.
„Drodzy biali!” (2017–2021)
Sformułowanie „Drodzy biali!” już brzmi zaczepnie, oczywiście dla przewrażliwionych białych. Ani dla białych, ani dla czarnych brzmieć tak nie powinno. Sytuacji obecnej jednak nie zmienimy. Możemy tylko mówić o tym, jak jest i jaki wydźwięk miały konkretne tytuły filmowe. Drodzy biali! Dla białych okazał się tytułem problematycznym. Kiedy Netflix wypuścił pierwszy zwiastun serialu, klip na YouTubie zebrał sporo łapek w dół. Mimo to Drodzy biali! Nieźle sobie radzą na Rotten Tomatoes. Krytycy również uznali, że produkcja jest odważna, ale nie obraża. Tańczy gdzieś na granicy, korzystając z wolności słowa. Krytycy więc pochwalili serial za bezczelne, ale wnikliwe podejście do kwestii rasowych, a jednocześnie wypunktowali uczciwie, że produkcja była rasistowska w stosunku do białych widzów. Była, lecz rozsądnie. Przetrwała 4 sezony.
„Sense8” (2015–2018)
Trochę w tym serialu superbohaterstwa, trochę fantasy, trochę science fiction i trochę eksperymentowania z wrażliwością widza. Co więc okazało się najbardziej kontrowersyjne? Po pierwsze siostry Wachowskie, którym aż nazbyt wielu widzów zawzięcie chce odebrać tożsamość płciową, niemal tak zajadle, jakby nie sypiali ze swoimi żonami i kochankami, ale z Wachowskimi. Po drugie wzbogacenie tematyki SF o wątki seksualne, i to nie hetero, więc kolejna nieprawomyślność. No i po trzecie z powodu wizji moralności panującej w społeczeństwie – bo to konkretna zgnilizna. Proponowałbym więc mocne zastanowienie się nad sobą, jeśli komuś przeszkadza seksualność w serialu, a jakoś nie protestuje np. w kwestii sceny gwałtu w Nieodwracalnym.
„Gwyneth Paltrow i życie w stylu goop” (2020)
Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że Gwyneth Paltrow składa się nie tylko z zapachu waginy, którego esencja znajduje się podobno w specjalnej świeczce. Życie w stylu goop jest czymś o wiele więcej, a hejtowanie aktorki z powodu zapachu jej waginy jest kuriozalne. Jeśli chce go propagować, i są klienci, którzy będą chcieli go wąchać, sprawa zamknięta. Kontrowersje jednak nie są wywoływane tylko przez waginę Paltrow, lecz styl życia goop, ową filozofię luksusu, samorozwoju, diety, wellness, ekologii i używania produktów tak wysublimowanych jakościowo, jak tylko to możliwe, oczywiście najlepiej marki Goop. Wydaje się, że sprzeciw wywołuje sama elitarność tego podejścia do życia, na którą większość ludzi – czy to w Polsce, czy w USA – nie może sobie pozwolić. Filozofia goop stoi w sprzeczności ze stylem życia osób będących na dorobku, ciężko pracującej klasy średniej, więc z jej perspektywy wydaje się fanaberią bogaczy. Film niewątpliwie dokładnie przybliża elementy tego stylu bycia, lecz nie pomaga zbudować pozytywnego wizerunku Gwyneth Paltrow.