search
REKLAMA
Zestawienie

Miss Demolka na speedzie. 5 NAJGORSZYCH RÓL SANDRY BULLOCK

Odys Korczyński

22 czerwca 2018

REKLAMA

Czytając życiorys Sandry Bullock, można z powodzeniem stwierdzić, że jest to aktorka kompletna i spełniona. Ma na koncie Oscara, kilka Złotych Globów, BAFT-ę, Saturny i kilkadziesiąt innych aktorskich precjozów, w tym jedną Złotą Malinę jako kropkę nad i do kolekcji. Co jest więc z nią nie tak, jeśli coś w ogóle jest? Dlaczego odbieram ją jako mniej poważną niż np. Meryl Streep czy chociażby Jennifer Aniston? Może tak mocno ją zaszufladkowano jako tzw. słodką idiotkę, że jakakolwiek interesująca rola już tego nie zmieni. Zobaczmy więc, jakie tytuły noszą te szufladki i czy da się z nich uciec.

Człowiek demolka (1993), Marco Brambilla

Rola Leniny Huxley dała Sandrze Bullock życiową szansę zabłyśnięcia w produkcjach stricte rozrywkowo-komercyjnych bez żadnych aspiracji do wielkiego kina. Główna kobieca bohaterka Człowieka demolki jest w istocie aktorskim alter ego Sandry. Naiwna, piskliwa, niezdarna, w sensie małomiasteczkowym skromna, albo i wręcz zacofana, postrzegająca świat i rządzące nim prawa dysjunktywnie, a więc w czerni i bieli. Od tego miana farbowanej blondynki trudno jest się wyzwolić. Nie ma również wielkiego znaczenia talent, bo zarówno ta, jak i wiele innych napisanych dla Bullock ról bazują na tym samych schemacie. Delikatnie mówiąc, bohaterka nie jest zbyt rezolutna, niezależna ani w życiowym sensie mądra. Na domiar złego niezbyt mimiczna, plastikowa twarz i nonszalancki styl gry Sandry podkreślają trzpiotowatość odgrywanych przez nią postaci. Czasem ma się wręcz poczucie, że niezdarnie improwizuje, bo zapomniała tekstu. W przypadku Człowieka demolki popis aktorski naszej gwiazdy idealnie pozycjonuje ją jako mistrzynię hollywoodzkiej tandety, docenioną nominacją do Złotej Maliny. Gorzej już jednak być nie może, co chociaż trochę pozytywnie rokuje, jeśli przypatrzymy się karierze Sandry Bullock od tamtej pory.

Speed 2, (1997), Jan De Bont

Kontynuacja wideohitu z 1994 roku nie odniosła już takiego sukcesu co pierwowzór. Sandrze Bullock znów jednak udało się stanąć na wysokości zadania i odegrać jedną z najgorszych swoich ról. Szczerze, trudno powiedzieć, czy stało się tak przez źle napisany scenariusz, czy usilne starania samej aktorki. Odgrywana przez nią Annie Porter wydaje się nieco podobna do głównej bohaterki Człowieka demolki, chociaż trzeba to z całym szacunkiem przyznać, że więcej w niej dramatyzmu, bo i film pozycjonowany jest jako kino sensacyjne, a nie rozrywkowe science fiction z elementami komediowymi. W Speed 2 też znajdziemy wstawki czysto rozrywkowe w formie np. aspirujących do bycia żartami dygresji Sandry Bullock, jednak sceny te wypadają wręcz żenująco, a nie śmiesznie. Uśmieszki głównej bohaterki, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy można raczej wyłącznie krzyczeć i trząść się ze strachu, wypadają bardzo sztucznie. Nominacja do Złotej Maliny jak najbardziej zasadna.

Miss Agent (2000), Donald Petrie

Trudno powiedzieć, czy film ten jest bardziej komedią, czy sensacją. Może i wystarczy stwierdzić na nasze potrzeby, że jest dość nieudaną hybrydą, bo wcale nie trzyma w napięciu, a i niezbyt śmieszy, no może poza blondynkami z prezentowanych w fabule konkursów piękności. A gdzie w tym filmowym kiczu znajduje się nasza bohaterka, Sandra? Pół jej aktorskiej osobowości zajęła pseudofeministyczna wizja nieogolonej we wszystkich możliwych miejscach agentki FBI, która stopniowo przeistacza się w wypindrzoną specjalistkę od publicznego obnoszenia się z potrzebą walki o pokój na świecie. Osobiście nie trawię żadnego z tych wcieleń Bullock, która gra na swoim, standardowym, zaszufladkowanym poziomie, z jednym małym wyjątkiem. Trzeba obiektywnie stwierdzić, że zadziwiająco dobrze wychodzi jej wcielenie się w ordynarną funkcjonariuszkę, która uwielbia stosować proste metody w stylu maczugi Łamignata. Czyżby to niewykorzystany talent do grywania czarnych charakterów?

Dwa tygodnie na miłość (2002), Marc Lawrence

Skojarzenie aktorskiego talentu Sandry Bullock ze specjalizacją we wcielaniu się w zwykłe dziewczyny, koleżanki i sąsiadki sugeruje, że grywa ona role proste, bez drugiego dna ani bardziej skomplikowanej pointy. Ale z postaciami inteligentnymi także może się taka historia zdarzyć. W filmie Dwa tygodnie na miłość przecież główna bohaterka wcale głupia nie jest. To walcząca o swoją wizję czarno-białego świata idealistka, prawniczka, osoba znająca setki przepisów, a jednak w jakimś życiowym sensie pozbawiona tego, co nazywa się mądrością i przebiegłością. No cóż. I w roli intelektualistki Sandrze Bullock nadaje się pewien sznyt naiwności, blondynkowatości przyklejonej do szarych komórek jak huba do podsychającego drzewa. Wszystko to pewnie dlatego, żeby nie wyszła poza ramy, w których umieściła ją pamiętna rola w Człowieku demolce. Wciąż jednak mam nadzieję, że tak się stanie. Paradoksalnie najwięcej pozytywnych oznak dostrzegłem w kontrowersyjnie ocenionym filmie…

Wszystko o Stevenie (2009), Phil Traill

Może i Sandra Bullock za tę rolę otrzymała wreszcie swoją upragnioną Złotą Malinę, lecz czy na nią faktycznie zasługiwała? Bohaterka produkcji Wszystko o Stevenie, Mary Horowitz, znalazła się w tym zestawieniu najgorszych ról Sandry, jednak nie za wyjątkowo złą grę aktorską, a z powodu sposobu filmowej narracji, która szufladkuje aktorkę. Przez takie produkcje właśnie bohaterka tego artykułu uznawana jest, nawet w personalnym sensie, za głupszą, naiwną, słodką idiotkę, która nie jest w stanie zagrać niczego poważnego i nadaje się wyłącznie do tandetnych, romantycznych komedii oraz klepania po tyłku. W pewnym sensie więc Sandra stała się postaciami, jakie przyszło jej odegrać, co nie jest sprawiedliwe. Widać to zwłaszcza w tym filmie, bo aktorsko poradziła sobie bardzo dobrze w przygniatającej ją swoim bezsensem roli. Dowodzi to przede wszystkim tego, że od czasów partnerowania Sylwestrowi Stallone’owi zrobiła duże postępy, chociaż filmowa machina niezbyt przychylnie spoglądała na ten rozwój.

Sandra Bullock to moim zdaniem aktorka niedoceniona i zmarnowana w naiwnych rolach. Udowodniła to dobitnie m.in. w Grawitacji Alfonso Cuaróna, Przeczuciu Mennana Yapo oraz Wielkim Mike’u Johna Lee Hancocka. Z niecierpliwością więc czekam na kolejne ambitniejsze z nią produkcje, bo wierzę, że wraz z przybywającymi zmarszczkami na jej słodkiej twarzy objawi się również dojrzalsze podejście do aktorstwa.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA