MIASTECZKO SOUTH PARK. To, co w kulturze amerykańskiej najpiękniejsze
„Czarny humor, wulgaryzmy i satyryczny obraz świata! Oto składniki, które wybrano do stworzenia idealnego serialu. Ale Trey Parker i Matt Stone przypadkowo dodali do mieszanki jeszcze jeden składnik: LSD! I tak narodzili się chłopcy z South Park! Świadomi swojej ponadprzeciętnej przenikliwości: Eric, Stan, Kenny i Kyle” – pamiętacie tę kultową czołówkę? Nie? To znak, że w przeciwieństwie do twórców serialu nie zażyliście swojej codziennej dawki kwasu (nawet mi was nie żal). Miasteczko South Park niebawem powróci z dwudziestym pierwszym sezonem, a ponieważ rok 2017 jest dla tego tytułu jubileuszowy, warto się nad nim pochylić.
Miasteczko South Park zdecydowanie nie jest produkcją dla każdego, ale jedno trzeba tej kultowej już serii przyznać: w całej historii przemysłu telewizyjnego można ze świecą szukać drugiego takiego programu, który mimo upływu lat nie jest w stanie obniżyć lotów na tyle, by fani przestali wyczekiwać kolejnych odcinków. Oczywiście znajdą się tacy, którzy przytoczą przykład nadawanych o osiem lat dłużej Simpsonów, ale wątpię, by szczerze potrafili przyznać, że żółtolicy bohaterowie ze Springfield nie zjadają już własnego ogona. Jeszcze inni wyskoczą zapewne z Modą na sukces lub Klanem, ale bądźmy poważni: mimo nieśmiertelności Ridge Forrester nie jest nawet w połowie tak czadowy, jak Randy Marsh, a Klan bez Ryśka to już nie to samo…
Skoro wyjaśniliśmy sobie już wszystkie wątpliwości, przejdźmy do meritum. 13 września wystartuje dwudziesta pierwsza odsłona piekielnie dobrego tasiemca, który jak żaden inny potrafi punktować wady współczesnego świata. I nie ma znaczenia fakt, że Miasteczko South Park równie dobrze mogłoby stanowić non-reality show pod tytułem Życie w jakiejś zapadłej dziurze, w stanie Kolorado – gdyż ta mała, pozornie zaściankowa mieścina ukazuje przekrojowo nie tylko przywary Amerykanów, ale i tendencje globalne, przez co wizji świata przedstawionego w serialu bliżej do lupy, która uwydatnia powszechne u “zachodniej cywilizacji” zachowania, aniżeli krzywego zwierciadła, prześmiewczo traktującego życie w Stanach Zjednoczonych.
Nieprzypadkowo piszę o tym teraz. 13 sierpnia Miasteczko South Park obchodziło dwudziestą rocznicę premiery, natomiast 8 grudnia jego twórcy będą świętować dwudziestopięciolecie pierwszej emisji konceptu. Wszystko zaczęło się bowiem w roku 1992, gdy Trey Parker i Matt Stone, studiujący razem na Uniwersytecie w Kolorado, stworzyli niespełna czterominutową animację The Spirit of Christmas. Wykonane z brystolu i sporej ilości kleju postaci już wtedy przypominały bohaterów późniejszego serialu, choć wiele przez kolejne pięć lat zmieniono. Niemniej jednak nagrany przy pomocy starej kamery na taśmie 8 mm film poszedł w świat, a trzy lata później wpadł w ręce Briana Gradena – ówczesnego producenta telewizji FOX. Zaoferował on Parkerowi i Stone’owi 1000 dolarów w zamian za stworzenie kolejnej animacji, którą mógłby rozesłać swoim znajomym zamiast życzeń bożonarodzeniowych. Z racji tego, że tytuły obu filmów brzmiały The Spirit of Christmas, dziś dla rozróżnienia funkcjonują one jako Jesus vs Frosty (1992) oraz Jesus vs Santa (1995). To właśnie druga z krótkometrażówek okazała się dla duetu Parker–Stone przepustką do świata telewizji.
Jak sami widzicie, Jesus vs Frosty nie wygląda szczególnie zachęcająco. Mimo chałupniczego wykonania najważniejszym jego elementem był jednak cięty jak brzytwa humor, który w Jesus vs Santa wsparto znacznie dokładniejszym wykonaniem. Choć już w pierwszej produkcji zauważyć można było wiele funkcjonujących do dziś motywów (jak śmierć Kenny’ego, który wówczas przypominał raczej Cartmana), modele postaci w Jesus vs Santa zostały stworzone ze znacznie większą starannością, dzięki czemu oglądamy je po dziś dzień. Tutaj jednak do akcji wkracza ślepy traf, który za sprawą olbrzymiej dozy szczęścia zadecydował, że animacja z 1995 roku nie była ostatnią wizytą w South Park…