MASZ ZA SWOJE! Postaci, które zasłużyły na swój marny koniec
Kino jest pełne postaci, których szczerze i prawdziwie nienawidzimy. Postaci, które wywołują naszą pogardę, zniesmaczenie lub irytację. Za ich sprawą coś w nas pęka. Przestajemy być zdystansowanymi widzami – pragniemy kary, pragniemy śmierci. Jedną rzeczą jest kibicować pozytywnym bohaterom ze względu na sympatię i przywiązanie do nich, czym innym jest zaś chęć poczucia satysfakcji ze zgonu wyjątkowo nikczemnych postaci. Dlaczego jesteśmy aż tak zaangażowani emocjonalnie w tę sprawę? Być może pragniemy zobaczyć triumf sprawiedliwości – wszak często brakuje nam jej w realnym świecie. Ci złoczyńcy zwykle zadają ból albo nawet doprowadzają do śmierci bohaterów, których uwielbiamy – czujemy się więc osobiście przez nich atakowani.
Często to w dużej mierze zasługa aktorów, którzy potrafią wykreować prawdziwie odrażające osoby. Zdarza się, że są w tym tak dobrzy, że niektórzy widzowie zatracają kontakt z rzeczywistością i potrafią pałać szczerą nienawiścią do aktora wcielającego się w potworną postać. W rzeczywistości bywamy bardziej żądni krwi niż dranie, którym życzymy śmierci – wystarczy poczytać komentarze pod filmikami przedstawiającymi np. śmierć pewnej postaci z Gry o tron. Panuje wśród nich opinia, że uduszenie się to stanowczo zbyt łagodny sposób dla niej na pożegnanie się ze światem. W tym zestawieniu chciałbym wypunktować kilka zgonów, które pozwoliły zatriumfować naszej żądzy sprawiedliwości i zemsty w sposób w pełni satysfakcjonujący.
Obcy – decydujące starcie – Burke
Podobne wpisy
Typowa korporacyjna szumowina o zerowej moralności. Z początku wzbudza pewną sympatię i wydaje się być sojusznikiem Ripley w jej walce z przygłupim zarządem Weyland-Yutani, a później z żądnymi krwi ksenomorfami. Sprawia wrażenie całkiem inteligentnego i sensownego gościa, sam zresztą tak się reklamuje, kiedy go poznajemy. Nic bardziej mylnego. Zafascynowany wizją dostarczenia szefostwu perfekcyjnego organizmu, którego jaja znaleziono na LV-426, postanawia wysłać osadników w tamtejsze rejony. Ciąg dalszy łatwo można odgadnąć, a niedługo później także zobaczyć – niemal wszyscy koloniści zostają wymordowani albo porwani do roli żywych inkubatorów. Obcych są zaś dziesiątki. Niezrażony tym Burke postanawia dołożyć wszelkich starań, aby zabrać ze sobą przedstawicieli tajemniczego gatunku – najlepiej dorastających w środku zahibernowanych ocalałych z wyprawy. To rewelacyjna idea – ludzie przecież nigdy nie mieli problemu z opanowaniem krwawiących kwasem ksenomorfów! Żeby osiągnąć swój cel, Burke nie cofnie się przed niczym – jest gotów skazać na śmierć wiedzącą o jego pomysłach Ripley i małą dziewczynkę, która znajduje się razem z nią w pomieszczeniu. Jego plan zakładał także śmierć walczących za niego komandosów – sam Burke jest wszak bezużytecznym tchórzem. I tak też ginie, kiedy podczas ostatecznej walki z Obcymi ucieka, bezmyślnie zamykając bohaterów w pułapce. O ironio: części z nich udaje się przeżyć, natomiast przerażony Burke trafia na zbłąkanego Obcego, który bezceremonialnie przewierca mu głowę na wylot (wiem, że jego los w jednej z usuniętych scen jest inny, ale kinowa wersja sugeruje właśnie wspomniane przewiercenie).
Pulp Fiction – Zed i Maynard
“Zed’s dead baby, Zed’s dead” – któż nie zna tej kultowej kwestii w wykonaniu Bruce’a Willisa? Nie mniej kultowa jest scena, która poprzedza to wyznanie. Kiedy w iście komiczny sposób grany przez Willisa bokser Butch trafia na ścigającego go Marsellusa Wallace’a, między mężczyznami wywiązuje się walka, podczas której wpadają do okolicznego antykwariatu. Właściciel przybytku, Maynard, rozdziela ich, celując do obu ze strzelby. Nie dzwoni jednak po policję – związuje mężczyzn i zamyka w piwnicy. Niedługo potem dołącza do nich ochroniarz, Zed. Za pomocą wyliczanki zostaje wyłoniona pierwsza ofiara gwałtu – Marsellus. Butch trafia do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie jest pilnowany przez niewolnika seksualnego należącego do dwójki degeneratów. Bokser szybko go obezwładnia i po krótkim wahaniu decyduje się zaniechać ucieczki i pomóc gwałconemu Wallace’owi. Uzbrojony w katanę powoli schodzi do piwnicy i brutalnie zabija Maynarda. Zed zostaje zaś postrzelony przez Wallace’a, który zapowiada mu pełną agonii i tortur śmierć. Palnik i obcęgi dla gwałciciela? Sprawiedliwość jak na tacy!
Dystrykt 9 – Koobus
To niewiarygodnie sadystyczny i agresywny łajdak, który pała ogromną nienawiścią do filmowych obcych (Krewetek). W służbach mundurowych nie brakuje osób o socjopatycznych skłonnościach oraz ludzi, których pociąga dostęp do broni i władza nad cudzym życiem i śmiercią. Koobus bezsprzecznie jest kimś takim, a jego stanowisko pozwala mu realizować swoje chore pragnienia. Taka postać jak najbardziej wpisuje się w brutalny świat filmu – świat ignorancji, rasizmu i biedy. Miejscami wręcz trochę przesadzono z niektórymi jego kwestiami i zachowaniami – i bez nich wiedzielibyśmy, z kim mamy do czynienia. Początkowo sadystyczny wojskowy jest sojusznikiem protagonisty, którego ewidentnie nie lubi. Wikus przez dużą część filmu jest słabą postacią, a Koobus, tak jak każdy brutal, gardzi słabością. Co ciekawe, to właśnie jego pogarda dla głównego bohatera i wyrok śmierci wydany na jednego z obcych doprowadzają do przemiany Wikusa, który staje po stronie uciśnionych. Obcy są traktowani przez ludzi jak zwierzęta, a nasz antagonista czerpie wyjątkową frajdę z poniżania ich i zabijania. Wspaniale było więc zobaczyć, jak cała ich zgraja rzuca się na niego i gołymi rękoma rozrywa go na kawałki (przy okazji ratując życie głównego bohatera).
Powrót Jedi – Imperator Palpatine
Podobne wpisy
Prawdopodobnie jeden z największych złoczyńców w historii kina. Nie istnieje nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby go odkupić. Palpatine pożąda zagłady zakonu Jedi i władzy absolutnej. Nieważne, jakimi środkami miałby to osiągnąć – nie ma tu mowy o żadnych wyrzutach sumienia. Jest odpowiedzialny za śmierć miliardów istot w całej galaktyce. I o ile poznajemy się na nim już w starej trylogii, to dopiero prequele pozwalają nam dostrzec pełnię jego moralnego zepsucia. To mistrz intryg; żeby osiągnąć swój cel, doprowadził do wybuchu galaktycznej wojny domowej, która przez trzy lata swego trwania pochłonęła niezliczone ofiary i zakończyła się niemal całkowitą zagładą zakonu Jedi. Każdy, kto stanie na jego drodze albo będzie użyteczny jako przykład dla innych, ginie. Wiek, płeć, rasa, jedna osoba czy cała planeta – te rzeczy nie mają znaczenia. Kiedy dodamy do tego odrażającą zdeformowaną twarz, zepsute zęby i maniakalny śmiech, otrzymamy personifikację czystego zła. Jego klęską okazała się natomiast zbytnia pewność siebie i przekonanie o całkowitym wyzbyciu się człowieczeństwa przez Dartha Vadera. Ten nie potrafił bezczynnie oglądać okrutnej śmierci swojego syna i w ostatecznym akcie bohaterstwa wrzucił Imperatora do szybu reaktora drugiej Gwiazdy Śmierci. Sam został przy tym śmiertelnie raniony, co tylko uczyniło tę scenę jeszcze bardziej emocjonującą.