Lynch, Wenders, Lee… LUMIERE I SPÓŁKA, tak śmietanka reżyserska uczciła setną rocznicę narodzin kina
Wyobraźcie sobie Davida Lyncha, Wima Wendersa, Spike’a Lee oraz czterdziestu innych międzynarodowych mistrzów kina pracujących nad wspólnym projektem. Wybitną obsadę oraz scenerię z całego świata. Projekt, który ma być swoistym ukoronowaniem kinematografii, hołdem dla tych, od których wszystko się zaczęło. Lumière i spółka z 1995 roku to jedna z najciekawszych antologii filmowych w historii kina, poświęcona Augustowi i Louisowi Lumière na setną rocznicę opatentowania pierwszej kamery filmowej.
Reżyserzy uczcili setną rocznicę narodzin kina najlepiej, jak potrafią. Stworzyli film. Czterdzieści jeden filmowców w szczytowej formie reżyserskiej, w których skład wchodzili między innymi: David Lynch (Mulholland Drive), Theodoros Angelopoulos (Pejzaż we mgle), Michael Haneke (Miłość), James Ivory (Pokój z widokiem), czy Spike Lee (Rób, co należy). Każdy z nich nakręcił krótką nowelę kamerą sprzed wieku, słynnym kinematografem braci Lumière. To proste, drewniane pudło z korbką zostało specjalnie na potrzeby projektu odrestaurowane przez Philippe’a Pouleta z Muzeum Kina w Lyonie. Taśma filmowa miała 17 metrów, co przy ręcznym kręceniu starczyło na 5o sekund materiału. Filmowcy podczas realizacji swoich epizodów byli ograniczeni trzeba nakazami: film miał być nie dłuższy niż 52 sekundy, bez synchronizacji dźwięku oraz zrealizowany na nie więcej niż trzech ujęciach. W taki sposób, by twórcy zmierzyli się z realiami kręcenia pierwszych filmów. Takiej reżyserii, jak również obsady, nie powstydziłaby się żadna hollywoodzka superprodukcja. Po drugiej stronie kinematografu stanęli między innymi Isabelle Hupert (Pianistka), Liam Neeson (Lista Schindlera), Alan Rickman (seria Harry Potter), Max von Sydow (Siódma pieczęć), Liv Ullmann (Persona).
Skoro już wyjaśniliśmy sobie, że mamy do czynienia z nie byle jakim filmem, warto pochylić się nad samym dziełem. Każdy z reżyserów, patrząc przez obiektyw kinematografu, który zarejestrował Wyjście robotników z fabryki w Lyonie, widział co innego. Poddali zatem własnej reinterpretacji pierwsze filmy prekursorów kina. Krótkie, 50-sekundowe filmy dokumentujące tłoczne ulice XIX-wiecznej Francji w wersji nowoczesnej są w swej formie jak haiku przesiąknięte stylem i reżyserskim doświadczeniem autorów. Dla niektórych twórców, takich jak Zhanga Yimou czy Yusufa Shahina, nowela była dziecięcą grą zabarwioną absurdem, z humorystyczną puentą. Beztroską zabawą konwencjami i amatorszczyzną rozgrywaną na Wielkim Chińskim Murze oraz pod piramidami w Gizie.
Stuletnia kamera, przewożona w skrajnie nowoczesnym helikopterze, zwiedzała świat. Przekazywana z reżyserskich rąk do rąk trafiła do belgijskiego twórcy Jaco van Dormaela, który pokusił się w swoim krótkometrażowym dziele o opowiedzenie historii, przedstawiając entuzjastyczny pocałunek pary z zespołem Downa. Przywodzi on na myśl film Thomasa Edisona z 1896 roku, na którym wynalazca uwiecznił pierwszą filmową parę kochanków. Kolejne dzieło z antologii, Claude’a Leloucha, przedstawia parę zakochanych w miłosnym uścisku, kręcących się na ruchomej platformie. Obraz z lekkim, starodawnym migotaniem uwiecznił także historię Michaela Hanekego. 52-sekundowy film to nagranie wiadomości telewizyjnych z 19 marca 1995 roku, wyemitowanych dokładnie 100 lat od pierwszego użycia kinematografu przez braci Lumière w Lyonie.
Andrei Konchalovsky utrzymuje zaś swój film w ponurej konwencji memento mori. W odległym francuskim wąwozie, nad którym unosi się aura tajemniczości i magii, kamera spoczywa na martwym psie.
Wim Wenders poświęca swój czas z kamerą na udokumentowanie dwóch aniołów na tle Berlina, odwołując się do swojego słynnego dzieła Niebo nad Berlinem z 1987 roku. Reżyserzy nie stronią również od poważnej tematyki, dokumentując i przemycając w swoich nowelach filmowych ważkie treści. Hugh Hudson odważnie walczy z ręcznym ustawieniem kinematografu, ukazując grupkę dzieci w Parku Pokoju w Hiroszimie, podczas gdy głos prezydenta Harry’ego Trumana informuje o zrzuceniu bomby na miasto. Do tematu sugestywnie odwołuje się również japoński reżyser Yoshishige Yoshida, wykorzystując tę samą lokalizację. Udowadnia jednak, że są sytuacje, które najlepiej udokumentować ciszą i zasłoniętym obiektywem.