LOST (ZAGUBIENI). „The Constant”, czyli doskonały, wzruszający odcinek w klimacie science fiction
W poprzednim odcinku #42: LOST. ZAGUBIENI. „The Constant”, czyli doskonały, wzruszający odcinek w klimacie science fiction
To nie pierwszy raz, gdy piszę w tym cyklu o Zagubionych – kilka miesięcy temu poświęciłem tekst dwóm pierwszym odcinkom serialu, zachwycając się tym, jak wspaniałym i klimatycznym były otwarciem. Tym razem przeskoczymy trzy sezony do przodu i wylądujemy w piątym odcinku czwartej odsłony LOST: The Constant.
W czwartym sezonie Zagubieni byli już nieco innym serialem niż na początku emisji. Dominujący dotąd klimat survivalu na tajemniczej wyspie i odkrywania kolejnych jej tajemnic zaczął ustępować pomysłom rodem z produkcji science fiction (czego kulminacją był sezon piąty, ale to temat na jeszcze inną okazję), a duża część z nich kręciła się wokół postaci Desmonda Hume’a, zagranego przez Henry’ego Iana Cusicka i wprowadzonego w drugim sezonie. Desmond był jedną z najciekawszych postaci całego serialu – nie tylko ze względu na fakt, że większość poświęconych mu odcinków wymykała się schematom rządzącym Zagubionymi, ale też z uwagi na doskonały i przejmujący wątek romantyczny. Obie te rzeczy kapitalnie łączy ze sobą The Constant, powszechnie uważany za jeden z najlepszych odcinków w całym serialu.
Fascynująca fabuła
Choć fabuła The Constant stanowi kontynuację wydarzeń z poprzednich odcinków, to w zasadzie można ją też rozpatrywać jako zamkniętą całość ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem (choć oczywiście wciąż wymagana jest znajomość reszty serialu, aby w pełni docenić historię). Podczas lotu Desmonda, Sayida i Franka helikopterem na frachtowiec – dokładnie według współrzędnych podanych pilotowi przez naukowca Daniela Faradaya – dochodzi do anomalii, na skutek której świadomość Desmonda zaczyna skakać między 2004 a 1996 rokiem. Wydarzenia z przeszłości nie są ukazane w formie charakterystycznych dla serialu retrospekcji – stanowią integralną część fabuły, zarówno Desmond z przeszłości, jak i z teraźniejszości, zdają sobie bowiem sprawę z przeskoków i wpływają nawzajem na to, co się z nimi dzieje, choć obaj są tak samo zdezorientowani i wystraszeni. Ten fascynujący koncept wpisuje się w klimat science fiction, o którym pisałem w poprzednim akapicie, i jest znakomicie ukazany na ekranie – wydarzenia z obu linii czasowych przenikają się nawzajem, co zostało kapitalnie zmontowane.
W trakcie odcinka Desmond dowiaduje się, że gra toczy się o najwyższą stawkę – jeśli nie uda mu się powstrzymać skoków świadomości, jego mózg tego nie wytrzyma i bohater umrze (co zresztą dzieje się z jednym z członków załogi statku). Instruowany przez Daniela Faradaya, który nakazuje mu odnaleźć w 1996 swoją młodszą wersję; od niego Desmond dowiaduje się, że aby powstrzymać skoki, musi w teraźniejszości nawiązać kontakt ze swoją tytułową stałą – przedmiotem lub osobą, która istnieje w obu liniach czasowych. Desmond nie ma wątpliwości, że dla niego stałą jest Penny – miłość jego życia, z którą niestety poróżnił się lata wcześniej. W roku 1996 kobieta nie rozmawia z nim po tym, jak z nią zerwał, w teraźniejszości zaś ostatni kontakt mieli ze sobą przed trafieniem Desmonda na wyspie. Na szczęście na frachtowcu dostępny jest telefon – kwestią kluczową jest zdobycie numeru Penny, czym musi zająć się Desmond z 1996 roku.
Rozmowa, która przeszła do historii telewizji
Wątek miłosny Penny i Desmonda, konsekwentnie budowany od finału drugiego sezonu Zagubionych, został znakomicie napisany. Dzięki retrospekcjom z różnych etapów ich znajomości jako widzowie doskonale wiedzieliśmy, że oboje są sobie pisani i darzą się miłością, i choć los rzucał im kłody pod nogi, mocno liczyliśmy na to, że uda im się wreszcie odnaleźć. Scena ich rozmowy telefonicznej w The Constant, do której dochodzi w końcowych minutach odcinka, to pierwszy kontakt tych bohaterów od 3 lat i jednocześnie pierwszy raz, gdy widzimy ich rozmowę w teraźniejszości, a nie w retrospekcji. Jest to też jedna z najpiękniejszych i najbardziej emocjonalnych scen w całym serialu (a może i w historii telewizji). Została perfekcyjnie napisana i zagrana przez Cusicka i Sonyę Walger, a dodatkowo zilustrowana przepięknym utworem autorstwa Michaela Giacchino. Każde słowo wypowiadane przez bohaterów to dla nich bomba uczuć i wyrażenie tęsknoty, jaką czuli przez lata, a dla nas jako odbiorców radość, że wreszcie, WRESZCIE mają szansę się usłyszeć, powiedzieć sobie, że się kochają i że się odnajdą. Że będzie w porządku. Niezwykle wzruszająca i satysfakcjonująca scena, w dodatku bardzo ważna w dalszej perspektywie, bo to właśnie dzięki telefonowi Desmonda Penny będzie później w stanie go odnaleźć.
Scenarzyści Damon Lindelof i Carlton Cuse (odpowiedzialni za ten i wiele innych cenionych odcinków serialu) nazywają The Constant swoją ulubioną odsłoną LOST. Odcinek ma też bardzo wysoką ocenę od widzów na IMDb (9,7/10), i zupełnie mnie to nie dziwi. To błyskotliwa opowieść, działająca zarówno jako samodzielna fabuła, jak i jako część całego serialu, sprawnie wykorzystująca fascynujący koncept i zwieńczona jedną z najlepszych i przejmujących scen w historii formatu. W przyszłym miesiącu minie 15 lat od emisji tego odcinka, a wciąż pozostaje on jednym z moich ulubionych dokonań na polu telewizji i dowodem na to, jak wielkim serialem potrafił być LOST w najlepszych momentach.