LEPSZE NIŻ MARVEL. Komiksy, które chcemy zobaczyć zamiast kolejnych Spider-Manów
Filip Pęziński
Dragon Ball
Wiem, co pomyślicie. Dragon Ball? Przecież komiks (manga) został zekranizowany w postaci serialu (anime), a dodatkowo powstały dziesiątki filmów animowanych, serialowe kontynuacje i niesławny film aktorski. Oczywiście trudno dyskutować z faktami, ale i tak marzy mi się jankesowy blockbuster, który odda kultowej serii Akiry Toriyamy sprawiedliwość, tj. skupi się na przygodzie, galerii niepodrabialnych postaci i znakomitej, potężnej mitologii. Dragon Ball można byłoby rozplanować na przynajmniej kilka filmów, które śmiało mogłyby konkurować z Gwiezdnymi wojnami czy filmami Marvela. Armia Czerwonej Wstęgi, Piccolo, Sayanie, Namek, Freezer, Androidy, Call. To wszystko czeka. Dragonball: Ewolucja dało nam tylko uroczą Bulmę. Nic więcej.
Totalnie nie nostalgia
Specyficzna narracja na pewno stanowiłaby wyzwanie dla filmowców, ale Totalnie nie nostalgia zasługuje na szerszy odbiór, który mogłoby jej zapewnić przeniesienie na wielki ekran (koniecznie w formie animowanej, żeby zachować cudowną kreskę Jacka Frąsia!). To autobiograficzna historia Wandy Hagedorn, która przybliża nam życie swojej rodziny w totalnie nienostalgicznej (chociaż trochę jednak, jak w każdej historii z dzieciństwa), peerelowskiej scenerii. Niezwykle wciągająca, mądra i wielokrotnie szokująca rzecz z mocnym, feministycznym przekazem. Pokażmy to światu.
Tymek i Mistrz
W Tymku i Mistrzu zakochałem się jeszcze jako dzieciak, kiedy dostawałem od babci komiksowy dodatek do “Gazety Wyborczej”, w którym pierwotnie ukazywał się w odcinkach komiks Rafała Skarżyckiego i Tomasza Lwa Leśniaka (duet odpowiedzialny za kultowego Jeża Jerzego). To lekka, zwariowana i okraszona specyficzną kreską historia wielkiego maga i jego posłusznego (zazwyczaj) ucznia. Bawiła mnie, kiedy miałem dziesięć lat, bawiła też dzisiaj, kiedy po latach, na potrzeby tego tekstu, wróciłem do pierwszych numerów. W formie filmu animowanego (swego czasu trwały prace nad serialową animacją) mogłaby to być prawdziwa petarda kina dziecięcego.
Paper Girls
Paper Girls sprzedane mi zostało jako Stranger Things z dziewczynami i trudno nie odnaleźć tutaj przynajmniej szeregu podobieństw. Zaczynając od nostalgicznego klimatu lat osiemdziesiątych, idąc przez historię mocno zahaczającą o fantastykę, a kończąc na paczce przyjaciół (przyjaciółek) na rowerach. Paper Girls oferuje jednak historię dużo bardziej bezkompromisową i – heh – dziwniejszą. Wszystkie punkty wspólne z hitem braci Duffer, jak i różnice sprawiają, że chętnie zobaczyłbym ekranizację komiksu jako kolejny hit Netflixa. Duży i mały ekran pokochał lata osiemdziesiąte, więc kujmy żelazo, póki gorące.
Zabij albo zgiń
Zabij albo zgiń zwala z nóg już od pierwszych kadrów. To historia młodego mężczyzny, który na skutek paktu z demonem zmuszony jest do comiesięcznego mordowania przypadkowej osoby. To fascynująca, narkotycznie wciągająca opowieść o brudnym, brutalnym świecie i ludzkiej psychice, gdzie trudno orzec, co dzieje się naprawdę, a co tylko w głowie głównego bohatera. Uznany i zasłużony scenarzysta komiksowy Ed Brubaker po raz kolejny udowodnił, że w stylistyce thrillerów i kryminałów nie ma większej konkurencji, a jego najnowsze dzieło ktoś powinien podrzucić pod drzwi Davida Finchera.