LEKTORZY FILMOWI. Saper myli się raz, lektor – co drugie zdanie
Jakie jest najlepsze tłumaczenie filmu fabularnego? Wbrew pozorom wcale nie dosłowne, ale skrótowe. Gdy pyta się lektorów o najlepsze tłumaczenie, odpowiadają zwykle, że takie, które idealnie mieści się w tekście oryginalnym. Lektor nie powinien wyprzedzać aktora – gdy zacznie się długie zdanie albo monolog, to czytanie powinien rozpocząć dopiero, gdy aktor wypowie dwa, trzy słowa, i skończyć, jeszcze zanim wybrzmi wypowiedziane przez aktora zdanie. Do najlepszych tłumaczy zaliczani są: Andrzej Chajewski, Wojciech Graf, Paweł Lesisz, Piotr Andrzej Majewski, Elżbieta Gałązka-Salamon, Beata Rodewald-Mazurkiewicz, Wojciech Soporek, Agnieszka Stelmaszyńska, Agata Walusiak, Anna Wichlińska-Kacprzak, Władysław Wojciechowski.
Siedząc przez wiele godzin w studiu nagraniowym, łatwo o pomyłki. Gdy dawniej lektorzy czytali na żywo, mogli ze zmęczenia powiedzieć o „spółkowaniu zimną wodą” lub „dorodnych kurewskich córach” i nie było odwrotu – tekst poszedł w Polskę. Dziś błędy można skorygować. Zdarza się wprawdzie, że doświadczony lektor przeczyta dwugodzinny film w czasie rzeczywistym lub z pięciominutową przerwą, ale jest już ten komfort, że poważne błędy można poprawić. Mimo to wpadki zdarzają się nawet w XXI wieku, bo ani lektor, ani realizator dźwięku nie zauważą, że coś tu nie gra. Najsłynniejsza taka wpadka związana jest z filmem Mroczne widmo (1999) z serii Gwiezdne wojny. Kwestia „They will kill you if you stay” („Zabiją cię, jeśli zostaniesz”) została przez Jacka Brzostyńskiego przeczytana: „Zabiją cię, jeśli zginiesz”.
Często podkreśla się, że lektor powinien być bezbarwny, by nie odciągać widza od intrygi filmu, ale jednak najlepsi w branży są ci, którzy czymś się wyróżniają. Na przykład Janusz Szydłowski jest oazą spokoju – pełen profesjonalizm i żelazna cierpliwość nawet podczas czytania na żywo siedmiogodzinnego Heimatu. Natomiast Andrzej Matul, do którego przylgnął tytuł Mistrz Mowy Polskiej, potrafi genialnie zinterpretować trudny tekst, pełen poetyckich fraz. Mirosław Utta nie ma sobie równych, jeśli chodzi o dynamiczne dialogi we francuskich komediach. Jarosława Łukomskiego z pewnością pamiętają miłośnicy kultowych akcyjniaków (dwukrotnie czytał Szklaną pułapkę – w przekładzie Tomasza Beksińskiego w „jedynce” i Artura Nowaka w Polsacie). Jego donośny i stanowczy głos pasuje także do kina wojennego i horrorów. Kiedyś próbował sił w tłumaczeniu na żywo ceremonii oscarowej, ale nie sprawdził się w tej funkcji. Popełnił masę błędów – pamiętam, że to był rok 2001, bo lektor kilkakrotnie przekręcił tytuł Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka.
Maciej Gudowski, kiedyś zaszufladkowany jako lektor Dynastii, dziś jest już uniwersalny. Sprawdza się doskonale w każdym gatunku, mimo iż zawsze czyta tak samo, nie zmieniając intonacji. Jego interpretacja przypomina czytanie baśni. Odpowiednia barwa głosu robi za klimat i jest w stanie przykuć widza do ekranu. Natomiast Stanisław Olejniczak, który do dziś nie może się uwolnić od Mody na sukces, specjalizuje się w monumentalnych, cholernie długich filmach, dodając im patosu. Najlepiej go wspominam z ‘Allo ‘Allo!, tym bardziej teraz, gdy na kanale Stopklatka TV pokazywany jest już z innym lektorem, Januszem Koziołem. Z kolei Kozioł nie ma w głosie tej klasy i elegancji, więc lepiej się sprawdza w niewybrednym, rynsztokowym słownictwie.
Tomasz Knapik to wiadomo – pornosa przeczyta, ale spotu politycznego nigdy. A wyznanie miłosne w jego ustach raczej nie zabrzmi wiarygodnie. Swój rozpoznawalny styl ma Jacek Brzostyński – z zawodu aktor, więc od czasu do czasu stara się ze swojego głosu wydobyć emocje, by nie brzmieć zbyt drętwo. Piotr Borowiec też jest z zawodu aktorem, ale on jest zazwyczaj bezbarwny i jest to pewna strategia. Dzięki temu trudno zauważyć, że filmy w jego wykonaniu emitowane są niemal o każdej porze i na wszystkich kanałach. Wyjątkowa klasa i kultura tkwią w głosie Władysława Frączaka, dziś już nieco zapomnianego lektora, kojarzonego między innymi z klasyką na TCM-ie (obecnie TNT). Leszek Sznyter też dziś jest rzadko słyszalny, ale w epoce kaset wideo był jednym z bardziej rozpoznawalnych głosów. Seriale American Horror Story i Sherlock też mają interesujące radiowe głosy. W pierwszym jest to Marek Lelek, w drugim Tomasz Orlicz, dziennikarz i dokumentalista. Lektorem i dziennikarzem jednocześnie jest również Paweł Bukrewicz, znany z “Teleexpressu”. Miło wspominam Jacka Sobieszczańskiego – za jeden tytuł, w który idealnie się wpasował, Czarny Korsarz Sergia Sollimy. Z kolei kino rosyjskie i japońskie pokazywane niegdyś na kanale TVP Kultura (m.in. Dersu Uzała) dobrze mi się oglądało z podkładem Pawła Straszewskiego.
Od dziesięciu lat w Telewizji Polskiej można oglądać niektóre polskie filmy (np. Pana Wołodyjowskiego) i seriale (np. Ranczo) z audiodeskrypcją dla osób z dysfunkcją wzroku. Polega to na tym, że lektor czyta dodatkowy opis bez linii dialogowej, by ludziom niedowidzącym przekazać treść wizualną. Już to choćby świadczy o tym, że lektor jest osobą przydatną, niezastąpioną, godną szacunku. Owszem, zdarzają się koszmarnie słabe tłumaczenia, które można poznać między innymi po tym, że lektor na końcu się nie przedstawia, symbolicznie odcinając się od tego, co właśnie kazano mu przeczytać. Ale czy wersja z napisami nie może zawierać kiepskiej translacji? Jasne, że tak, a oprócz tego mogą wystąpić rażące błędy ortograficzne i literówki… Film to sztuka opowiadania historii, a nikt tak dobrze nie opowiada jak dobry lektor. Tak więc mimo narzekań sporej części publiczności ten zawód utrzyma się jeszcze długo. Z każdym kolejnym rokiem przybywa do Polski coraz więcej filmów i seriali zagranicznych, więc dopóki nie będzie brakować ludzi z dobrym radiowym głosem, dopóty zapotrzebowanie na lektorów nie osłabnie. Dla mnie jest to optymistyczna perspektywa.
***
Na koniec przypominamy krótkometrażowy dokument Zawód lektor z 2006 roku, wyprodukowany przez TVP: