Latający RoboCop, czyli 20 ŻENUJĄCYCH SCEN vol. 2
Kino musi przesadzać, naciągać, wyolbrzymiać i przekłamywać rzeczywistość, żeby dostarczyć konkretnej rozrywki, a nie nudnego reportażu z szarej rzeczywistości, którą widzimy codziennie za oknem. Musi zaskakiwać, szokować i zadziwiać, ale wszystko, nawet najbardziej zwariowane i nierealne historie, powinny zachowywać pewne, choćby umowne granice zdrowego rozsądku. Kupuję fakt, że The Rock w Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw bez namysłu (i bez spadochronu) skacze z okna wieżowca w pogoni za złoczyńcą, ale już mierzwi mnie, że zjeżdża po linie pełną prędkością, trzymając ją gołymi rękoma. Kupuję Toma Cruise’a uczepionego drzwi samolotu w prologu M:I – Rogue Nation, ale już Cruise jadący na butach obok motoru w M:I 2 to czysta żenada. Gdy widzę profanację ikonicznych postaci, jak np. surfującego i grającego w kosza Snake’a Plisskena w Ucieczce z L.A., mój żenometr wywala poza skalę. Najciekawsze przypadki przekraczające normę opisałem rok temu w zestawieniu ZABIĆ NIEŚMIERTELNEGO, czyli 20 ŻENUJĄCYCH SCEN. Dziś z przykrością przedstawiam kolejną dwudziestkę.
WYSIADANIE Z AUTA: LEVEL MASTER (Terminator: Genisys, 2015)
Usiadł scenarzysta Terminatora: Genisys nad kartką papieru i zaczął myśleć, jak by tu jeszcze sprofanować kultową postać Terminatora T-800 i/lub samego Arnolda Schwarzeneggera. Okulary w kształcie gwiazdek już były, końskie uśmiechy T-800 też były, a i kobieta (Terminatrix) już Arnolda biła. Może więc tym razem niech T-800 wysiądzie z radiowozu łamiąc (nie, nie nogę) prawa fizyki. No i dostaliśmy scenę, w której hamujący bokiem radiowóz sunie w jedną, a T-800 wysiada i idzie w drugą stronę. Zabrakło tylko znanych z memów ciemnych okularów, skręta w ustach Arniego, i podpisu LIKE A BOSS.
STARS ON ICE! (Długi pocałunek na dobranoc, 1996)
Żeby dogonić pędzący samochód, Geena Davis wsiada do pierwszego lepszego auta, odpala je na krótko i z piskiem opon rusza za bandytami… Nie no, żartuję. Wszyscy zabójcy na zlecenie wiedzą, że znacznie szybciej goni się samochód, przywdziewając łyżwy! Oczywiście cięciem montażowym pomija się mało znaczący fakt, że w łyżwy nie wskakuje się ot tak łatwo, jak w rozmemłane klapki idąc do piwnicy po ziemniaki, tylko łyżwy trzeba zawiązać, w dodatku dość mocno, żeby nie skręcić kostki. No i złoczyńcy muszą pędzić autem wzdłuż zamarzniętego jeziora, przecież Geena Davis nie będzie po asfalcie szorować łyżwami. Po rozwaleniu złych ludzi (z pistoletu, sunąc po lodzie), Geena widowiskowo hamuje, a kamera robi najazd na wzniecające chmurkę szronu łyżwy. Zabrakło tylko aplauzu publiczności i ocen jury.
STALLONE & STONE vs PRYSZNIC (Specjalista, 1994)
Miłosne zapasy pod prysznicem między symbolem seksu Sharon Stone, a symbolem koksu Sylvestrem Stallone’em, to jedna z najbardziej pokracznych scen miłosnych w historii kina, podbudowana jakimiś seks-rozmowami przez telefon, obmacywaniem w kościele i narastającym (chyba tylko w scenariuszu) napięciem erotycznym między słynnymi nazwiskami. Scenie łóżkowej na podłodze kabiny prysznicowej (przewrócili się, czy jak?) towarzyszy smętny podkład muzyczny ciśnięty na saksofonie, jakbyśmy zaraz zza kadru mieli usłyszeć Franka Drebina wygłaszającego absurdalną kwestię pokroju: Odkąd rozstaliśmy się z Jane, wszystko wokół mi ją przypomina. Stallone i Stone kompletnie do siebie nie pasują. Gdy myją się nawzajem pod prysznicem (po seksie pod prysznicem), ich spojrzenia i mowa ciała rażą sztucznością, jakby każde z nich skupiało się na eksponowaniu walorów własnego wyglądu. Choć próbują grać, ich relacja wygląda fałszywie, a chemia między nimi byłaby tylko wtedy, gdyby wspólnie jedli zupkę chińską.
MASKOTKA vs BRAMKARZ (Nagła śmierć, 1996)
Jak już wiecie z poprzedniej odsłony 20 żenujących scen (tam dostało się Tommy’emu Lee Jonesowi przebranemu za Wielkiego Ptaka), nie trawię przebierania znanych i cenionych aktorów/postaci w durne stroje. Tutaj akurat JCVD nie dał się wcisnąć w żaden kolorowy strój, ale dał się wmanewrować w bójkę z bandziorem przebranym za maskotkę drużyny hokejowej. I choć wiem, że to zły człowiek w przebraniu, to nie kupuję tej bójki, która wygląda po prostu pokracznie i komicznie, jak jakaś parodia kina akcji, a nie kino akcji.
Scena z zabójczą maskotką to nie jedyna żenująca scena z Nagłej śmierci. Mowa o Jeanie Claude’ie Vanie Damme’ie (hmm… Scorsesego się zdecydowanie łatwiej odmienia) przebranym za hokejowego bramkarza, przypadkiem wziętego za prawdziwego bramkarza, postawionego w trakcie ucieczki/pogoni przed terrorystami/za terrorystami (sorry, nie pamiętam kto tam kogo gonił) na bramce, której z sukcesem i ku uciesze córki broni. A stąd już tylko krok do parodii w stylu Nagiej broni, gdzie Frank Drebin jako Enrico Palazzo odśpiewał publicznie hymn USA.