Łamiące SERCE sceny z filmów SCIENCE FICTION
Miejsce honorowe zawsze będzie w tego typu zestawieniach zajmował Łowca androidów z improwizowanym monologiem Rutgera Hauera. W ogóle kino science fiction często wykorzystuje roboty, androidy i obcych, którzy mają za zadanie wzbudzić w widzach smutek i wzruszenie, głównie za sprawą humanoidalnego wyglądu złączonego ze zdolnością przeżywania ludzkich emocji. Nie wybierałem przykładów pod tym kątem, ale tak właśnie wyszło, że w poniższych scenach dominują istoty syntetyczne i/lub przedstawiciele obcych cywilizacji. Wiele to o nas mówi nie tylko jako odbiorcach sztuki filmowej, ale i istotach myślących, których oczy nakierowane są na poznanie kosmosu i potencjalne spotkanie z obcymi. Problem w tym, że myślimy zbyt antropocentrycznie i hegemonicznie. Może dlatego jeszcze nikt nie zechciał się z nami spotkać?
Śmierć Spocka, „Star Trek 2: Gniew Khana”, 1982, reż. Nicholas Meyer
Zanim opiszę, jak zręcznie J.J. Abrams zreinterpretował tę scenę w 2013 roku, przypomnę, jak to zrobił oryginalnie Nicholas Meyer. Kirk wydaje polecenie Spockowi, aby ten przeleciał Enterprise do Mgławicy Mutura, gdzie nie działają osłony i namierzanie. Dochodzi do znakomitej bitwy między dowodzonym przez Khana Reliantem a Enterprise. Khan zostaje śmiertelnie ranny, ale w ostatnich chwili udaje mu się aktywować Genesis. Niestety Enterprise nie jest w stanie uciec z powodu uszkodzonego napędu warp. Spock podejmuje według niego jedyną logiczną decyzję – idzie do maszynowni i, nie przejmując się niebezpieczeństwem, naprawia napęd. Ocala w ten sposób statek i załogę, lecz sam ulega śmiertelnemu napromieniowaniu. W ostatnich chwilach życia towarzyszy mu Kirk, żegnając się z przyjacielem w sposób niezwykle poruszający. Logika zostaje gdzieś w cieniu emocji.
Śmierć Kirka, „Star Trek. W ciemność”, 2013, reż. J.J. Abrams
J.J. Abrams zdecydował się wykorzystać scenę śmierci Spocka, odwracając jednak role. Tym razem Enterprise został uratowany przez Kirka, a to Spock towarzyszył mu w ostatnich chwilach. Scena jest o tyle ciekawa, że ukazuje konwersję Spocka z opanowanego Wolkanina na żądnego zemsty człowieka. Kulminacją sceny jest krzyk Spocka, kiedy wyrzuca z siebie z nienawiścią imię swojego największego wroga – Khana.
Poświęcenie, „Terminator 2: Dzień sądu”, 1991, reż. James Cameron
Teraz wiem, dlaczego płaczecie, ale ja się tego nigdy nie nauczę – chyba tak to jakoś szło. Słowa wypowiedziane przez Arnolda Schwarzeneggera twardo, rzeczowo, racjonalnie, ale przytulenie Johna Connora i otwarcie jego łez jest już zupełnie inne, ojcowskie, a ojca on zawsze potrzebował. Został nim paradoksalnie robot, który – gdyby przetrwał – byłby najlepszym rodzicem. Było to jednak niemożliwe ze względu na czas i chip w głowie Terminatora. Zniszczone musiało zostać wszystko, a więc i T-800. Na wzruszenie znalazło się miejsce nawet w kinie akcji. James Cameron zręcznie wplótł je w finał starcia z T-1000, gdy emocje jeszcze nie zdążyły opaść. Pożegnanie Johna z Terminatorem nie było długie, ale dramatyczne, podsumowane tymi znaczącymi dla kina SF słowami, które potem będzie ono przetwarzać na tysiące sposobów, mniej lub bardziej banalnie.
Zwierzęta w klatkach, „Strażnicy Galaktyki: Volume 3”, 2023, reż. James Gunn
James Gunn stopniowo opowiada nam tę przejmującą historią, która zręcznie trafia do emocji na bardzo podstawowym poziomie. Prawie na tym samym, co krzywda dziejąca się dzieciom. Tym razem chodzi o zwierzęta w klatkach poddawane makabrycznym eksperymentom. Prócz małego jeszcze Rocketa, któremu Wielki Ewolucjonista zmodyfikował mózg, poznamy wydrę bez łap, królika przypominającego pająka i wiele innych cierpiących zwierząt. Pewnie będziemy do ostatniej chwili sądzili, że wszystkie one zostaną cudownie uratowane, ale jedna sugestywna scena nas z tej nadziei szybko wyleczy.
Śmierć Walliego, „WALL-E”, 2008, reż. Andrew Stanton
A raczej rozładowanie i wielokrotne zmiażdżenie, chociaż na początku nie można tego z całą pewnością stwierdzić. I chociaż się wie, że mały robocik nie mógłby zginąć na tym etapie historii, to jednak jego stan i desperackie próby ożywienia przez Evę sprawiają, że wielu widzom z pewnością oczy zrobiły się jakieś takie wilgotne. A najgorsze jest to, że gdy Evie wreszcie się udaje przywrócić działanie Walliego, on jej nie pamięta. Dla niej to tak, jakby umarł.
Zostań, „Interstellar”, 2014, reż. Christopher Nolan
Scena ta również jest podzielona na kilka fragmentów – pierwszy jest czysto informacyjny – Murph coś odkrywa. Potem jest coraz bardziej emocjonalnie, bo dołącza się do tych odkryć ducha w pokoju wyjazd Coopera i wreszcie odszyfrowanie, co znaczą wypadające książki i pył układający się w znaki alfabetu Morse’a. A potem wzruszenie osiąga kulminację, gdy obserwujemy te same sceny, ale z perspektywy wariującego za regałem z książkami Coopera, który za wszelką cenę próbuje powiedzieć Murph, żeby ta powstrzymała swojego ojca przed wyjazdem.
Wiadomości i powrót, „Interstellar”, 2014, reż. Christopher Nolan
Gdy tak Cooper błądził w czasie i przestrzeni, wciąż nie zmieniając swojego wieku, jego najbliżsi starzeli się w zastraszającym tempie. Nolan przygotowywał nas na kulminacyjną scenę powrotu Coopera licznymi wiadomościami, które otrzymywał on podczas swojej podróży. Widział jak jego córka i syn dorastają. Jak powoli umierają na ziemi, nie mając żadnych od niego informacji i wątpiąc w sens całej misji, a w końcu w szczere uczucia ich ojca. To obciążanie Coopera odpowiedzialnością za nieobecność przez jego dzieci jest rozdzierająca, aż do finału, gdy Cooper, niemal już jak obcy człowiek, staje nad umierającą Murph, a ona nie chce, żeby patrzył, jak umiera. Ma swoją rodzinę. Cooper, nawet jako ojciec, wypadł z jej linii czasowej i musi się usunąć. Emocji nie da się jednak tak wymazać.
W niebo, „Stalowy gigant”, 1999, reż. Brad Bird
Relacja Hogartha ze Stalowym Gigantem jest sama w sobie wzruszająca. Podprogowo doskonale wiemy, że koniec nie będzie szczęśliwy. W ludzkim świecie wielkolud ze stali musi zostać uznany za globalne zagrożenie, które trzeba wyplenić, nie zważając na jakąś tak jednostkową przyjaźń między nic nieznaczącym małym chłopcem a kosmitą. I tak rząd USA robi wszystko, żeby robota zniszczyć, nie zważając nawet na obywateli. Wkrótce jednak staje się jasne, że tytułowy gigant wcale nie jest takim zagrożeniem, na jakie wygląda, ale to nie pomaga. Finałowa i wzruszająca do głębi scena to ta, w której Gigant poświęca się, by zdetonować rakietę, ratując przy tym Hogartha i tysiące innych osób na Ziemi. Ostatnie słowo Olbrzyma – Superman – rozdziera, bo jest jednocześnie smutne i radosne. Konieczność jest postrzegana przez Stalowego Giganta jak zwieńczenie jego życia, by ratować innych.
Pożegnanie z robotem, „Twórca”, 2023, reż. Gareth Edwards
A może lepiej powiedzieć, że z dzieckiem, samotnym i przestraszonym z powodu nienawistnego świata oraz swojej inności. Joshuę i Alphiego w tej scenie dzieli tylko szyba, ale mimo to się słyszą i w ciągu tych kilku chwil muszą się pożegnać i podsumować swoją wspólną podróż do… zapewne początku końca ludzkości. Joshua dokonuje kroku radykalnego i wyznaje Alphiemu swoje uczucia – jak ojciec, nie opiekun czy porywacz. Jak ojciec nowego dla całego świata gatunku, który ma naprawić całe nasze zło. Pachnie nieco religijnym wzorcem zbawienia, a dla nas ostatecznym sądem. Dokładnie tak ma to wyglądać.
Roy Batty, „Łowca androidów”, 1982, reż. Ridley Scott
Wspominam o niej dla formalności, żebyście nie myśleli, że zapomniałem albo – tym bardziej – że nie zrobiła na mnie wrażenia. Nie tylko zrobiła, ale i w pewien sposób zdefiniowała patrzenie na fantastykę w ogóle i to, czego od niej oczekuję. I’ve seen things you people wouldn’t believe. Attack ships on fire off the shoulder of Orion. I watched c-beams glitter in the dark near the Tanhauser Gate. All those moments will be lost in time, like tears in rain. Time to die… I oczywiście nadal podtrzymuję, że bez białego gołąbka byłoby dojrzalej.