KULTOWE filmy lat 80., które POLEGŁY w kinach
Dość często zdarza się, iż niektóre filmy w momencie premiery okazują się totalnym niewypałem. Dopiero wiele lat później fani zaczynają doceniać poszczególne produkcje, które wcześniej spotkały się z chłodnym przyjęciem ze strony widzów oraz recenzentów. Poniżej prezentuje listę filmów, które w latach 80. XX wieku okazały się totalną porażką, dziś zaś określane są mianem kultowych klasyków.
Coś (1982)
Uwielbiana przez współczesnych widzów produkcja sygnowana nazwiskiem Carpentera w momencie premiery zarobiła niecałe 20 milionów dolarów, a sam budżet wynosił 15 milionów dolarów. Reżyser nie mógł pogodzić się z porażką swojego dzieła w box offisie, ale nie wiedział, że pod koniec lat 90. XX wieku produkcja powróci na kasetach wideo już jako kultowy klasyk. Dziś uznawany jest przez wielu za przykład klasycznego horroru prezentującego „nihilistyczny terror”. W samym tylko roku 2008 magazyn „Empire” umieścił produkcję na liście 500 najlepszych filmów wszech czasów.
Co więc sprawiło, że film okazał się porażką w dniu premiery? Po pierwsze Coś Carpentera było remakiem klasycznego dzieła z lat 50. XX wieku w reżyserii Christiana Nyby’ego. Wiele osób było przekonanych, że ten projekt nie może się udać, dlatego już na wstępie spisało go na straty. Widzowie spodziewali się, że zobaczą po raz kolejny na dużym ekranie faceta przebranego w gumowy kostium. Carpenter zadbał jednak, by tak się nie stało. Patrząc na współczesne standardy związane z efektami specjalnymi, to, co widzimy w filmie, nie jawi się ani jako realistyczne, ani skandaliczne. Jednak dla widzów lat 80. XX wieku efekty specjalne były na tyle obrzydliwe, by zrezygnować całkowicie z seansu w kinie.
Kolejnym czynnikiem była publiczność. Widzowie krytykowali dzieło za bycie nihilistycznym gore. Wielu krytyków po premierze określało film mianem śmiecia czy produkcją stworzoną przez totalnego kretyna. Ich zdaniem Carpenter nadawał się jedynie do reżyserowania wypadków drogowych. Dziś, choć efekty specjalne, jak i sama fabuła, pozostały te same, to jednak zmieniła się grupa odbiorców, którzy uznali, że Coś to bez wątpienia jeden z horrorowych klasyków.
Łowca androidów (1982)
Podobne wpisy
Dziś Łowca androidów to pozycja filmowa, której wstyd nie znać. Jednak w momencie premiery produkcja nie spotkała się z ogólną aprobatą i przepadła całkowicie w box offisie. Film, którego budżet oscylował na poziomie 28 milionów dolarów, nie był w stanie się zwrócić. Dlaczego wizjonerska wizja Ridleya Scotta ze świetną rolą Harrisona Forda przepadła? To głównie wina takich hitów, jak chociażby E.T, na który rodziny tłumnie zmierzały do kina. Nie pomagały także mało przychylne opinie recenzentów, którzy dopiero wiele lat później nadali produkcji status arcydzieła.
Dużą rolę w nadaniu filmowi statusu kultowości odegrał rynek kaset VHS, a później DVD. Przyczyniła się do tego również wydana wiele lat później wersja reżyserska, która przypadła do gustu publiczności. Trzeba jednak pamiętać, że podobnie jak w przypadku filmu Coś była to już zupełnie inna publiczność. Produkcja w 1993 roku znalazła się w Narodowym Rejestrze Filmowym ze względu na swoje „znaczenie kulturowe, historyczne lub estetyczne”. Współcześnie, mówiąc o Łowcy androidów, bardzo często używa się określeń takich jak: wpływowy czy wszech czasów. Status dzieła został niejako przypieczętowany przez „The Guardian”, który uznał je za najlepszy film science fiction wszech czasów.
Krull (1983)
Produkcja mocno osadzona jest w latach 80. XX wieku, co przebija się przez styl oraz sposób opowiadania historii. Wiele osób jest jednak przekonanych, że to właśnie dzięki wykorzystaniu różnych popularnych motywów z tamtym lat produkcja finalnie pełna jest uroku. Mamy więc magię, lasery, gigantyczne pająki, makabryczne sceny śmierci oraz młodego Liama Neesona. Niestety, mimo tego wszystkiego film całkowicie przepadł w box offisie. Cały budżet opiewał na 27 milionów dolarów, co w przypadku kina gatunkowego było dość sporą kwotą. Niestety, nigdy się nie zwrócił, a produkcja zarobiła niecałe 17 milionów dolarów.
Status kultowości przyszedł w kolejnych dekadach, kiedy to widzowie na fali nostalgii lat 80. XX wieku, zaczęli doceniać ten fascynujący pod względem wizualnym nonsens. Trzeba pamiętać, że połączenie science fiction i legend arturiańskich to nie jest coś, co widzimy na małym i dużym ekranie na co dzień. Podobnie jak poprzednie wymienione filmy, ten również powrócił dzięki VHS-om oraz Blu-rayom, które pozwoliły większej liczbie osób zapoznać się z tym filmem. A trzeba pamiętać, że twórcy wyczarowali naprawdę niesamowitą scenografię, nawiązującą zarówno do Jodorowsky’ego, jak i mistrza Cronenberga, dzięki czemu produkcja zasługuje na dodatkową porcję miłości.
Trop (1985)
Po raz pierwszy produkcję zobaczyłam w trakcie maratonu najdziwniejszych filmów z Timem Currym w roli głównej i natychmiast ją pokochałam. Dlaczego więc w momencie premiery film okazał się porażką? Otóż powód był jeden – gra planszowa. Jest to czarna jak smoła komedia, ale była reklamowana jako adaptacja gry planszowej firmy Hasbro, co niezbyt zachęciło ówczesnych widzów. Do tego nakręcono trzy alternatywne zakończenia, by widzowie kilka razy wybrali się na seans. Jednak to też nie zdało egzaminu, gdyż były one wyświetlane w osobnych kinach. Krytycy także nie byli zbyt przychylni. Całość kosztowała niecałe 15 milionów dolarów i tyle też zarobiła w box offisie.
Z biegiem czasu produkcja jednak zyskała status kultowej. Wszystko za sprawą telewizji i lat 90. XX wieku, kiedy to produkcja była stałym elementem ramówki amerykańskiej telewizji, niczym Kevin sam w domu w święta na Polsacie. Nie było w niej nagości ani niczego nieodpowiedniego dla młodszych widzów, dlatego chętnie puszczano powtórki. Ciekawe było także to, że w okresie premiery osoby, które grały w grę planszową, były dzieciakami, niezbyt zainteresowanymi adaptacją. Ale kiedy dorosły, na fali nostalgii chętnie siadały przed ekranami telewizorów i były zachwycone tym, co widziały na szklanym ekranie. Dziś Trop jest bez wątpienia filmem kultowym.