KTÓŻ NIE CHCIAŁBY BYĆ KRÓLEM? 10 najlepszych filmów Johna Hustona
2. Asfaltowa dżungla (The Asphalt Jungle, 1950)
Przełomowe osiągnięcie amerykańskiego kryminału filmowego. Jeden z czołowych przedstawicieli kina noir, a jednocześnie prekursor gatunku znanego dziś jako heist movie. To w tym filmie po raz pierwszy umieszczono w centrum fabuły napad rabunkowy. Wkrótce ten schemat przerabiano na różne sposoby. Skorzystali na tym między innymi Francuzi, którzy stworzyli własny nurt kina gangsterskiego reprezentowany przez Rififi (1955) Jules’a Dassina. Historię z Asfaltowej dżungli przerobiono na western (The Badlanders, 1958), przygodę egipską (Cairo, 1963) i blaxploitation (Cool Breeze, 1972). Inspirację dziełem Hustona można dostrzec także w pierwszym znaczącym filmie Stanleya Kubricka pod tytułem Zabójstwo (1956). Tytuł Asfaltowa dżungla został wykorzystany przez telewizję, ale emitowany w 1961 roku 13-odcinkowy serial pokazywał punkt widzenia policjantów, zaś scenariusz filmu Hustona stał się podstawą tylko dziewiątego odcinka.
Sprawcą całego zamieszania był pisarz William R. Burnett, współpracownik Johna Hustona przy scenariuszach Law and Order (1932) i High Sierra (1941). Gdy reżyser wraz z Benem Maddowem pracowali nad adaptacją, utwór Asfaltowa dżungla (1949) był nowością wydawniczą, inaczej niż w przypadku adaptacji Sokoła maltańskiego z 1941 roku, która była trzecią przeróbką powieści Dashiella Hammetta. Chociaż oba tytuły były wydarzeniami sezonu i do dzisiaj zalicza się je do żelaznego kanonu, zdecydowanie wolę Asfaltową dżunglę, gdzie pokazano punkt widzenia gangstera, nie rezygnując z dodania mu cech pozytywnych. Jest tutaj też pewna złośliwość wobec stróżów prawa – nie dość, że aby schwytać przestępców, muszą liczyć na przypadek, a nie własne umiejętności, są przedstawieni jako ludzie nieróżniący się od kryminalistów niczym poza tym, że noszą odznaki. Porucznik Ditrich (Barry Kelley) jest skorumpowanym funkcjonariuszem, z kolei Alonzo Emmerich (Louis Calhern), prawnik i szanowany obywatel, okazuje się oszustem i właściwie głównym czarnym charakterem. Wypowiada również ważne zdanie: „Crime is only… a left-handed form of human endeavor” (w przekładzie Pawła Składanowskiego: „Zbrodnia to tylko… kalekie dziecko ludzkiej zaradności”). Nie mniej istotne słowa padają z ust komisarza policji (John McIntire): „Brud, z którego nasi ludzie starają się oczyścić miasto, czasem zostaje im na rękach”.
Chociaż ogólna wymowa filmu pokazuje, że zbrodnia nie popłaca, cenzorzy mieli pewne zastrzeżenia. Nie podobało im się umieszczenie w centrum fabuły sceny rabunku i przedstawienie jej ze szczegółami, jakby celebrujące ten moment, sugerujące podziw dla odważnej i zgranej ekipy. Problematyczny był również fragment, w którym jeden z bohaterów popełnia samobójstwo. Ostatecznie postanowiono przymknąć oczy na odstępstwa od niektórych punktów Kodeksu Haysa, bo sam wydźwięk historii był poprawny moralnie. Uczestnictwo w zbrodniczym procederze jest traktowane jak sposób na biznes, ale nie ma zgody społeczeństwa na takie zagrywki. Jeśli znalazłeś się po lewej stronie prawa, nie dożyjesz szczęśliwej emerytury.
Tak się akurat złożyło, że wszystkie trzy filmy Hustona, jakie umieściłem na podium, zdobyły po cztery nominacje do Oscara. Asfaltową dżunglę wyróżniono za scenariusz, reżyserię, czarno-białe zdjęcia Harolda Rossona i rolę drugoplanową Sama Jaffe’a. Ta ostatnia nominacja wydaje się zaskakująca, bo to przecież postać grana przez Jaffe’a jest mózgiem całej akcji. To on zbiera ekipę i umawia się z paserem. Wszyscy pozostali (przynajmniej w moim odczuciu) tworzą drugi plan. Cała obsada jest bez zarzutu – John McIntire i Barry Kelley w rolach gliniarzy, Marc Lawrence jako działający na dwóch frontach bukmacher, a przede wszystkim Sterling Hayden, którego postać okazuje się bardziej złożona, niż z początku mogłoby się wydawać. Po tym, gdy komisarz Hardy mówi o nim, że jest bezwzględnym zabójcą, pozbawionym zasad i ludzkich odruchów, następna w kolejności scena pokazuje tego bandytę jako człowieka sentymentalnego, pragnącego powrócić na rodzinną farmę. Pisząc o tym filmie, często wspomina się o udziale Marilyn Monroe, mimo iż był to tylko epizod, raptem dwie sceny, spośród których tylko jedna pozostaje w pamięci jako kluczowa dla fabuły. Aktorka pierwszą główną rolę zagrała w musicalu Dziewczęta z chóru (1948), a ostatni raz na ekranie pojawiła się u Johna Hustona w Skłóconych z życiem (The Misfits, 1961).
1. Skarb Sierra Madre (The Treasure of the Sierra Madre, 1948)
Ponowny seans tego dzieła tylko umocnił jego pozycję i sprawił, że wątpliwości co do pierwszego miejsca zniknęły. Skarb Sierra Madre, podobnie jak dwa powyższe obrazy, to arcydzieła kinematografii. Moim zdaniem, rzecz jasna. Z pewnością jest wiele osób, dla których wybitne osiągnięcia to Sokół maltański (1941), Key Largo (1948), Afrykańska królowa (1951), Skłóceni z życiem (1961) i Noc iguany (1964), czyli te sławne tytuły, których brakuje na mojej liście. Widziałem je i niektóre lubię, ale uważam, że złota dziesiątka Hustona może się bez nich obejść.
Skarb Sierra Madre, jak większość najlepszych rzeczy w kinie, zainspirowała literatura. Autorem pierwowzoru – Der Schatz der Sierra Madre (1927) – jest tajemniczy Bruno Traven, którego prawdziwa tożsamość pozostaje nieznana. John Huston, tworząc filmową adaptację jego książki, sprawił, że ten ukrywający swoje pochodzenie pisarz stał się obiektem zainteresowania dużej części świata. Inną godną polecenia ekranizacją jednego z utworów autora jest Macario (1960) Roberta Gavaldóna – opowieść z pogranicza realizmu i fantastyki, inspirowana baśnią braci Grimm Der Gevatter Tod. Akcja jednego i drugiego utworu toczy się w Meksyku i tam też odbył się etap zdjęciowy. Większość projektów wytwórni Warner Bros. była realizowana w scenografii studyjnej, bo praca na otwartej przestrzeni oznaczała najczęściej niemiłe niespodzianki, uciążliwe niewygody i dodatkowe wydatki, które nie zostały uwzględnione w planie finansowym. Upór reżysera opłacił się – dzięki naturalnym plenerom uzyskano świetny przygodowy klimat, aktorzy stali się bardziej naturalni, ich zmęczenie było prawdziwe, a sama historia zyskała na wiarygodności.
Z dużym realizmem i inteligencją autorzy podeszli do tematu eksploracji złota. Pożądany kruszec nie błyszczy, wygląda jak piasek, dlatego trzeba mieć dobre oko i bagaż doświadczeń, by wydrzeć ziemi to, co dla ludzkości ma wielką wartość. Potęga złota czyni spustoszenie w ludzkiej psychice. Człowiek przestaje myśleć racjonalnie, jego chciwość i egoizm coraz mocniej dają się we znaki. Oczywiście zależy to także od charakteru człowieka i w tym filmie zostało to podkreślone – nie każdy ulegnie destrukcyjnej sile skarbu. Mądry człowiek korzysta z okazji, ale nie niszczy drugiego człowieka ani siebie, bo wie, że marzenia mogą jak piasek w jednej chwili rozproszyć się na wietrze i jedyne, co pozostanie, to żyć dalej.
Za reżyserię i adaptowany scenariusz Huston otrzymał Oscary. To jedna z najcelniejszych decyzji Akademii – często się zdarza, że wyróżnia ona świetnych reżyserów za nie najlepsze filmy lub za całokształt. Sporym zgrzytem jest jednak przegrana w kategorii Najlepszy film na korzyść Hamleta (1948) Laurence’a Oliviera oraz pominięcie Humphreya Bogarta przy rozdzielaniu nominacji. Rola Freda C. Dobbsa to jedna z jego najdoskonalszych kreacji, wzbogacająca ekranowy wizerunek aktora o ciekawe niuanse psychologiczne. Jedynego aktorskiego Oscara otrzymał ojciec reżysera, Walter Huston, co było kolejną świetną decyzją Akademii. Rola okazała się bowiem wspaniałym zwieńczeniem kariery tego weterana teatru i filmu (dobry występ zaliczył też między innymi u Howarda Hawksa w Ludziach za kratami z 1930).
______________________
PS. Niniejszy artykuł został zainspirowany akcją „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Johna Hustona”, której podsumowanie znajduje się pod tym linkiem (blog Po napisach).