Kobiety w filmach rozmawiają TYLKO O FACETACH. Jak wygląda równość płci w kinie?

Choć na pierwszy rzut oka test Bechdel wygląda sensownie, trzeba podkreślić, że nie jest doskonały, a jego przydatność w ocenie filmu wielokrotnie zawodzi. Testu często nie zdają filmy romantyczne, co w jakimś stopniu jest zrozumiałe – fabuła opiera się zazwyczaj na interakcjach tylko dwóch, zakochanych w sobie postaci, a one same rozmawiają z innymi zazwyczaj wyłącznie o obiekcie swoich westchnień. Testu nie zdaje chociażby rewelacyjne Przed wschodem słońca (1995) Richarda Linklatera (moim zdaniem najlepszy film o miłości, jaki kiedykolwiek powstał), gdzie główna bohaterka jest równie ciekawie napisaną postacią jak jej męski, ekranowy partner. Celine (Julie Delpy) i Jesse (Ethan Hawke) są sobie równi i czas ekranowy, wypełniony ciekawymi kwestiami dialogowymi, dzielą na pół. Z podobnych powodów test oblewa równie świetne 500 dni miłości (2009) z tajemniczą Summer (Zooey Deschanel), Mój chłopak się żeni (1997) z pewną siebie i odnoszącą zawodowe sukcesy Julianne (Julia Roberts), Zakochany bez pamięci (2004) z szaloną Clementine (Kate Winslet), Śniadanie u Tiffany’ego (1961) z niezależną Holly (Audrey Hepburn) czy Dziewczyna Piętaszek (1940) z rozwiedzioną reporterką Hildy (Rosalind Russell). Oblanie przez film testu Bechdel nie zawsze jest więc równoznaczne z brakiem w nim ciekawych i aktywnych postaci kobiecych. Test zwraca uwagę przede wszystkim na brak kobiet w scenariuszu, na pewną dysproporcję związaną z obecnością w filmie mężczyzn i kobiet. Aby w pełni ocenić równość płciową w filmach wymienionych powyżej, należałoby by w taki sam sposób sprawdzić je pod kątem mężczyzn – czy w danych filmach występuje więcej niż jeden przedstawiciel płci męskiej? Czy rozmawia z innymi mężczyznami o czymś innym niż kobieta?
Ten paradoksalny problem dotyczy nie tylko filmów romantycznych: testu nie zdaje Jackie Brown (1997) Quentina Tarantino, gdzie główna tytułowa bohaterka jest przecież silną, biorącą życie w swoje ręce kobietą. Testu nie zdaje Salt (2010) z Angeliną Jolie w roli kobiety-szpiega, a także jej dużo wcześniejszy film – Lara Croft: Tomb Raider (2001). Oblewa także Dziewczyna z tatuażem (2011) z silną kreację kobiecą Rooney Mary, Nowy początek (2016) Villeneuve’a z Amy Adams w roli ekspertki od lingwistyki tworzącej pionierski system komunikacji z obcymi, Shrek (2001) z odważną Fioną. Nie zdają także dwie części Harry’ego Pottera – Harry Potter i Czara Ognia (2005) oraz Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II (2011) pomimo całej rzeszy ciekawych kobiecych postaci, a przede wszystkim inteligentnej, nierzadko ratującej skórę swoim kolegom, Hermiony (warto podkreślić, że w książkach nie brakuje dialogów między kobietami). Idąc dalej filmowymi seriami: testu Bechdel nie zdaje żadna z części Władcy Pierścieni (2001-2003), chociaż to problem przede wszystkim powieści Tolkiena. Jednak pomimo ponad 10-godzinnego czasu trwania trylogii, żadna z interesujących i silnych kobiecych postaci (a tych nie brakuje: Arwen grana przez Liv Tyler, Eowyn – przez Mirandę Otto czy Galadriel – przez Cate Blanchett) nie dzieli konwersacji z inną kobietą ani przez chwilę. Podobnie rzecz ma się z Gwiezdnymi wojnami, gdzie pomimo ważnych, dzierżących w ręku władzę bohaterek (księżniczka Leia, Mon Mothma, Padmé Amidala czy nawet ciocia Beru), test przechodzi tylko część pierwsza i druga. Widać więc wyraźnie, jak niedoskonały jest test Bechdel. Jednak ten filmowy sprawdzian pozwala nam zwrócić uwagę na kilka innych problemów związanych z obecnością kobiet na ekranie – Syndromem Trinity, Zasadą Smerfetki i… Testem Seksownej Lampy.
Zacznijmy od końca – choć Test Seksownej Lampy brzmi śmiesznie i absurdalnie, kiedy film go obleje, można tylko usiąść i płakać. To ostateczna próba dla filmu, sprawdzian równości płciowej posunięty jeszcze dalej niż test Bechdel i opierający się na tylko jednej prostej zasadzie – jeśli bohaterkę filmu da się z niego usunąć, zastąpić seksowną lampą (nazwie testu posłużył rekwizyt z filmu Prezent pod choinkę z 1983), a film wciąż ma sens, wtedy oblewa.
O ile test Bechdel jest niedoskonały i w jakimś stopniu można przymykać oko na jego wyniki, oblanie Testu Seksownej Lampy nie pozostawia już żadnych wątpliwości (i żadnych nadziei), a jedyne co możemy to załamać ręce. Byłam przekonana, że filmów, które nie zdają Testu Seksownej Lampy jest naprawdę garstka. Pomyślcie jednak o kilku postaciach… Cho Chang z Harry’ego Pottera? Penny z Teorii wielkiego podrywu w pierwszym sezonie? No właśnie. Szczególnie frustrująca jest jednak Tauriel z Hobbita, postać stworzona specjalnie na potrzeby filmu, nie istniejąca w książce. Po co tworzyć bezsensowną postać tylko na potrzeby politycznej poprawności? Skoro już zdecydowano się na taki krok, można było ciekawiej nakreślić Tauriel i dać jej coś do roboty. Uprzedzając głosy polemiki – tak, Test Seksownej Lampy zapewne zadziała także w przypadku wielu postaci męskich.