KINO SUPERBOHATERSKIE – podsumowanie. Jaki był ten rok i co czeka nas w kolejnym?
Cóż to był za rok, aż chce się rzec. Chociaż mniej lub bardziej zgorzkniali kinomani od lat stoją na stanowisku, że kino dawno się skończyło, a każdy kolejny blockbuster udowadnia, że to rozrywkowe już zupełnie, to zawsze będę po drugiej stronie barykady, a kończący się rok to już moim zdaniem absolutny pod tym względem wypał pięknie zakończony najnowszą odsłoną Gwiezdnych wojen. Nie inaczej rzecz miała się z kinem superbohaterskim…
Pierwszy reprezentant mojego ukochanego (pod)gatunku filmowego pojawił się na polskich ekranach już dziewiątego lutego. Był to lekki i niezobowiązujący wstęp w postaci LEGO Batman: Film, który w przezabawny sposób drwił z mitologii kultowej postaci i stanowił jedno, potężne nawiązanie do licznych inkarnacji obrońcy Gotham. Całość jednak szybko wyparowała mi z głowy i nigdy nie poczułem potrzeby powtórki.
Niecały miesiąc później ekrany – w filmie pod tytułem Logan: Wolverine – przejął najbardziej znany mutant Marvela. Zgodnie z zapowiedzią było to pożegnanie Hugh Jackmana z rolą, którą odgrywał w sumie przez siedemnaście lat w dziewięciu filmach i podsumowanie drogi jego filmowego bohatera. Reżyser James Mangold w przepiękny – nie mniej wzruszający, co krwawy – sposób zdemitologizował świat mutantów i jego kultowego bohatera, tworząc jedną z najlepszych ekranizacji komiksów superbohaterskich.
Tego samego miesiąca przez kina przemknęli Power Rangers. Kolejna interpretacja kultowego, chociaż tandetnego serialu dla nastolatków. Film mógł nadać kolorytu zdominowanemu przez bohaterów Marvela i DC roku, ale szybko zauważyć można realizacyjne i scenariuszowe mielizny, które sprawiają, że trudno całość obejrzeć, a tym bardziej coś z niej wynieść.
Maj przyniósł drugą część Strażników Galaktyki Jamesa Gunna. Film niezwykle odważny, stawiający w centrum bohaterów i tworzący jedyne w swoim rodzaju połączenie autorskiego, postmodernistycznego kina z disneyowską rewią kolorów i czystej rozrywki. Gunn bez cienia fałszu potrafił sprawić, że widz płakał i ze śmiechu, i ze wzruszenia.
Kolejną kartkę superbohaterskiego kalendarza stanowi najbardziej niespodziewany hit zeszłego roku – Wonder Woman ze wspaniałą Gal Gadot w roli tytułowej. Warner Bros w końcu poszło po rozum do głowy i przestało odzierać bohaterów należącego do korporacji DC Comics z godności oraz archetypowych cech i schematów. Patty Jenkins przygotowała film prosty, ale chwytający za serce. To połączenie bohatera w duchu Supermana w interpretacji nieodżałowanego Christophera Reeve’a z prostym origin story, które oglądaliśmy na początku XXI wieku (Spider-Man Sama Raimiego). Okazało się, że zostanie w tyle za konkurencją może okazać się przepisem na sukces.
Jeśli o Spider-Manie mowa, to ten powrócił do kin w lipcu, kiedy – za mocą porozumienia między Sony a Marvel Studios – zobaczyliśmy trzecią filmową wizję tej postaci. Tym razem w rolę tytułową wcielił się młody, brytyjski aktor Tom Holland, a całość stanowi (w końcu!) część Marvel Cinematic Universe. Powstał film mocno zakorzeniony w tym, co w postaci najważniejsze (młodość, przyziemność, życiowe rozterki), ale agresywnie przenoszący go do realiów XXI wieku i świata dzielonego z innymi bohaterami. Nie jest to film idealny (miałkie sceny akcji), ale z pewnością pod wieloma względami najlepsza, najtrafniejsza ekranizacja losów Petera Parkera. Tom Holland i pozostali młodzi aktorzy dzielący z nim ekran są doskonali!
Kolejne rozdanie również należało do Disneya. Thor: Ragnarok to najlepsza część solowych przygód boga piorunów. Szalony Taika Waititi na stołku reżysera zagwarantował zwariowany humor, wyśmiewanie schematów i podcinanie nóg praktycznie każdej pompatycznie zapowiadającej się scenie. Dodatkowo uczynił swój film hołdem dla lat osiemdziesiątych, na który składały się feerie kolorów i rewelacyjna, syntetyczna ścieżka dźwiękowa.
Ostatnie zdanie należało do Ligii Sprawiedliwości Zacka Snydera, którą reżyser zamknął historię zaczętą w Człowieku ze stali, a kontynuowaną w Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości. Niestety film powstawał w iście koszmarnych warunkach (poprawki scenariusza, zmiany konwencji, interwencje studia, kosztowne dokrętki i montaż bez obecności reżysera), co w gotowym produkcie widać, ale co nie zaprzepaszcza szansy na udany, lekki seans. Wystarczy odrobina wyrozumiałości i miłości do przedstawionych bohaterów.
Rok 2017 przyniósł nam bardzo dużo produkcji spod znaku maski i peleryny. Co najważniejsze, niemal wszystkie spełniły pokładane w nich nadzieje i dostarczyły dobrej, a niekiedy znakomitej wręcz rozrywki. Ciekawym pozostaje fakt, że zderzyły się ze sobą de facto dwa różne podejścia. Z jednej strony prostota i powrót do źródeł (Wonder Woman, Spider-Man: Homecoming czy Liga Sprawiedliwości). Z drugiej kompletna postmoderna, demitologizacja i zabawa konwencją (Batman z klocków LEGO, Strażnicy Galaktyki Vol. 2, Logan, Thor: Ragnarok). Pozostaje pytanie, które podejście ma większą rację bytu? Czy te złote lata kina superbohaterskiego i swoisty przesyt odczuwany przez część widzów znajdzie ujście w powrocie do sprawdzonych formuł czy może wręcz przeciwnie – w świadomym ograniu konwencji i nią zabawie?
Być może odpowiedź znajdziemy już w przyszłym roku. Takie produkcje jak Aquaman (część dogorywającego rozszerzonego świata DC), Ant-Man and the Wasp (kontynuacja jednego z najbardziej miałkich filmów z Marvel Studios) czy X-Men: Dark Phoenix (kolejna odsłona wciąż i wciąż odgrzewanej serii) nie obiecują rewolucji, ale na ekranach kin pojawią się też filmy znacznie ciekawsze.
Mowa tu o Czarnej Panterze, czyli pierwszym, wysokobudżetowym i dobrze się zapowiadającym filmie o czarnoskórym superbohaterze, który przybliży nam historię futurystycznej, ukrytej cywilizacji afrykańskiej. Kolejnej części Avengers, która połączy wątki wszystkich dotychczasowych (osiemnastu!) filmów Marvel Cinematic Universe i podsumuje dziesięć lat budowania tego świata. Drugim Deadpoolu, który może jeszcze niebezpieczniej zdjąć nogę z hamulca konwencji i, pozostając w świecie mutantów, Nowych Mutantach, których zwiastun obiecuje, co ciekawe, rasowy horror. Swoje trzy grosze dorzucić może Sony z solowym filmem o przeciwniku Spider-Mana – kultowym Venomie. Pomysł, pomimo Legionu samobójców, wciąż z potencjałem.
Podobne wpisy
Gdzieś na marginesie tych produkcji znajdują się dwa filmy animowane. Długo wyczekiwana kontynuacja Iniemamocnych Pixara i znakomicie się w zwiastunie zapowiadający Spider-Man Uniwersum, który już teraz zachwyca formą i z pewnością wywoła kontrowersje faktem, że bohaterem tytułowym zostanie Miles Morales – latynosko-afrykoamerykański nastolatek, który od kilku lat również pochwalić się może mocami Człowieka-Pająka.
Już nie mogę się doczekać! A wy?
korekta: Kornelia Farynowska