KAPITALNE FILMY, które TRUDNO komukolwiek POLECIĆ
Są filmy, które z miejsca przykuwają uwagę i samym tylko opisem lub rzuconym w towarzystwie zarysem całości przyciągają jak magnes. Są jednakże i takie dzieła, które pomimo swej wybitności niezwykle trudno jest zarekomendować tak, by z jednej strony uczciwie przedstawić zalety i tożsamość filmu, a z drugiej nie narazić namówionego na zawód. To takim właśnie obrazom poświęcony jest ten tekst, w którym przyjrzę się znakomitym filmom przysparzającym kłopotów, gdy przychodzi do ich zasugerowania osobie zwracającej się do nas z tym podchwytliwym pytaniem: “Jaki film polecasz obejrzeć?”. Oczywiście tyle jest opinii, ilu widzów, a ile pytań, tylu pytających, więc na pewno możliwa jest sytuacja, w której poniższe filmy po uczciwej rekomendacji wywołają błysk w oku i odbiorczą ekstazę. Jednakże nie zmienia to charakteru niektórych filmów jako z różnych względów problematycznych w polecaniu. A przynajmniej w polecaniu, które nie naraża polecającego na późniejszy gniew proszącego o rekomendację i wykluczenie z kręgu znajomych.
Dziedziczki
Jednym ze świeższych przykładów znakomitego kina, którego polecenie przysparza niemałych trudności, jest paragwajski film Dziedziczki z zeszłego roku. Nie chodzi nawet o to, że film Marcelo Martinessiego jest kameralnym, stonowanym dramatem psychologicznym, którego jakość tkwi przede wszystkim w detalach, co poniekąd od razu ustawia seans jako wymagający i mało efektowny. Problemem okaże się tu przede wszystkim fraza, którą – zgodnie z prawdą – przyjdzie potencjalnemu widzowi zarysować tematykę filmu. W przypadku Dziedziczek do wyboru mamy więc „paragwajski dramat o lesbijkach” lub też nieco bardziej ogólnie „psychologiczny dramat o kobietach”. Żaden z tych wariantów nie poraża atrakcyjnością, bo w jednych automatycznie budzi obawy przed nudą, niezrozumiałością i udziwnieniem (nie dość, że film pochodzi z odległego, egzotycznie kojarzącego się miejsca, to jeszcze podejmuje trudny temat społeczny), w drugich natomiast może wywoływać poczucie zniechęcenia domniemanym podobieństwem do wielu innych produkcji w podobnym klimacie. Właściwie cokolwiek powiemy o Dziedziczkach, wychwalając skupioną grę aktorską, intymną perspektywę czy dyskretne wątki tożsamościowe, będzie to obarczone ryzykiem powielania zgranych fraz lub odrzucenia słuchacza hermetycznym obliczem filmu. Oczywiście, entuzjazm wyrażony wobec tego inteligentnego i subtelnego reprezentanta mało popularnej kinematografii może trafić na podatny grunt zamiłowania do niszowych dramatów – niemniej jednak do tego trzeba szczęścia, a ogólnie zarekomendowanie genialnych Dziedziczek w odpowiedzi na pytanie „Co warto zobaczyć?” niesie za sobą poważne ryzyko.
Solaris
W tym miejscu mógłby się pojawić w zasadzie dowolny film Andrieja Tarkowskiego, którego nazwisko nieodzownie kojarzy się z kinem trudnym, nieprzystępnym i zagmatwanym znaczeniowo. W kategorii filmów trudnych do polecenia dwa dzieła Rosjanina jednak nieco się wyróżniają ze względu na przynależność do grupy ekranizacji popularnych powieści nurtu science fiction. Mowa oczywiście o Solaris na podstawie powieści Stanisława Lema oraz Stalkerze na bazie Pikniku na skraju drogi braci Strugackich. Obydwa filmy, wbrew powszechnym skojarzeniom z nurtem fantastyki naukowej, cechuje charakterystyczna dla Tarkowskiego metafizyczna zaduma, powolność i poetycka oszczędność akcji. W przypadku Solaris jest to o tyle wyraźniejsze, że w przeciwieństwie do późniejszego Stalkera jest to dość bezpośrednia adaptacja fabuły książki, tyle że przepuszczona przez silny filtr artystycznej wrażliwości twórcy Andrieja Rublowa. I o ile w powieści Lema filozoficzna zaduma nad ludzką psychiką w odniesieniu do niezrozumiałego kosmosu obudowana była mimo wszystko wyrazistą intrygą i suspensem, o tyle w filmowej wersji Tarkowskiego Solaris od razu jest opowieścią kontemplacyjną, mistyczną i stroniącą od efektownej dynamiki. Niezależnie od tego, czy lubi się i docenia styl rosyjskiego twórcy, czy nie, uczciwie wypada przyznać, że jego dzieła – w tym także, a może przede wszystkim Solaris – mogą być nużące i potrafią spowodować całkowitą utratę zainteresowania widza. To czyni ten film niełatwym, a skuteczne polecenie jego seansu jest być może sztuką równie wymagającą jak on sam.
Sny wędrownych ptaków
Podobne wpisy
Przykład świeży i sprawdzony całkiem niedawno w praktyce przez piszącego. Choć Sny wędrownych ptaków to zaskakująco przystępne i efektowne kino z pogranicza postkolonialnego dramatu i gangsterskiej sagi, to nastręcza pewnych problemów przy prezentacji. Peryferyjne (patrząc z perspektywy głównych nurtów filmowych) kolumbijskie pochodzenie i poetycki tytuł sugerujący bardziej etnograficzny portret kultury rdzennych Amerykanów niż kryminalną narrację tworzą wokół filmu aurę nieprzystępnej festiwalowej perełki, na obojętnych wobec tego typu „wynalazków” twarzach wywołującej raczej grymas powątpiewania niż objaw zaciekawienia. W tym przypadku przybliżenie fabuły może zadziałać nieco łagodząco, umożliwiając wyeksponowanie nośnych elementów filmu, zdecydowanie wykraczającego poza bycie niszową ciekawostką. Przytoczona wyżej kombinacja geograficzno-nazewniczo-tematyczna budzi jednak nieufność i utrudnia skuteczne zarekomendowanie filmu. Zwłaszcza jeśli nie chcemy reklamować Snów wędrownych ptaków przez odniesienie do serialu Narcos.