Już 25 lat MICHAEL BAY ratuje świat. Filmografia MISTRZA DESTRUKCJI na równi pochyłej
TRANSFORMERS (2007) 7/10
Michael Bay, decydując się na powrót do lekkiej i przyjemnej, niewymagającej rozwałki na wielką skalę, odkrywa prawdziwą żyłę złota. Biorąc na tapet słynne roboty zmieniające się w pojazdy i przerabiając ich uniwersum na wielkie filmowe widowisko, Bay nie przypuszczał zapewne, że przez najbliższą dekadę pozostanie w świecie Autobotów i Decepticonów. Pierwsze Transformery stanowiły prawdziwy przełom w dziedzinie efektów specjalnych. Stopień skomplikowania animacji oraz zapierająca dech widowiskowość i złożoność procesu metamorfozy robotów w samochody, samoloty, śmigłowce i czołgi do dziś, mimo upływu 13 lat od premiery “jedynki”, robi na ekranie piorunujące wrażenie. Nawet po czterech kolejnych odsłonach to wciąż część pierwsza może się pochwalić najlepszymi scenami akcji z całej serii. Mowa między innymi o kapitalnym prologu (atak Shockwave’a na bazę wojskową USA), Decepticonie rozwalającym na autostradzie autobus (fantastyczna mieszanka efektów praktycznych i CGI) i ujęciu w slow-motion, gdy Ironhide przeskakuje nad głową spanikowanej dziewczyny.
W 2008 ekipa od efektów specjalnych z Transformers została, mówiąc wprost, okradziona na Oscarach z absolutnie zasłużonej statuetki na korzyść… ot, poprawnie zrealizowanych cyfrowych niedźwiedzi z filmu Złoty kompas, o których nikt już dziś nie pamięta. Transformers to esencja stylu reżysera, czyli szybkie samochody, piękne kobiety, flaga USA na wietrze, niskich lotów humor oraz eksplozje, pościgi, strzelaniny i oczywiście snopy iskier. W filmie aż roi się od prawdziwego sprzętu wojskowego; armia USA po raz kolejny (po Twierdzy i Pearl Harbor) chętnie podjęła współpracę z Bayem. Również Chevrolet z radością wszedł we współpracę z Mistrzem Destrukcji, dzięki czemu w każdej części mogliśmy podziwiać na ekranie najnowsze modele żółtego Camaro (jako ziemskie wcielenie Bumblebee), które zastąpiło kultowego, znanego z zabawek Hasbro Volkswagena Garbusa, a które ani wizualnie, ani szybkościowo nie przystawało do dynamicznej, nowoczesnej wizji reżysera. W ramach mrugnięcia okiem do widzów stary poczciwy Garbus stoi na parkingu obok starego Camaro, zaliczając od niego strzała drzwiami.
Pierwsze Transformery stały się trampoliną dla karier Shii LaBeoufa i Megan Fox. Obydwoje stworzyli na ekranie całkiem zgrabny duet początkowo niepasujących do siebie osobowości, połączonych ostatecznie uczuciem w wirze akcji i walki o życie. Reżyser sprawnie nakreślił początki ich romantycznej relacji, błyskotliwie wykorzystując do tego fragment piosenki Drive zespołu The Cars. Równie sprawnie Michael Bay przedstawił na ekranie atuty Megan Fox; ujęcia z jej bohaterką w zmysłowy sposób zaglądającą pod maskę Bumblebee promowały film niezgorzej niż kadry z Transformerami. W filmie mogliśmy też oglądać tak znanych i uznanych aktorów jak John Turturro (który, jak pokazał czas, związał się z serią na dłużej) oraz Jon Voight (po raz drugi u Baya w roli prezydenta USA). Aktorzy z najwyższej półki w obsadzie (McDormand, Malkovich, Hopkins), radośnie bawiący się na planie, będą stałym punktem kolejnych odsłon. Przywódcy Autobotów Optimusowi Prime głosu użyczył Peter Cullen (robił to wcześniej w filmach animowanych), zaś główny antagonista, Megatron, mówił głosem Hugo Weavinga. Począwszy od Transformerów do filmów Baya zaczęła wdzierać się – na razie jeszcze w małych, lekkostrawnych dawkach – irytująca maniera w postaci kloacznego humoru (sikający olejem Autobot) oraz rozwrzeszczanych postaci i nadekspresyjności aktorów (wątek z hakerem mieszkającym u mamy).
Transformers otrzymało nominacje do Oscara za wspomniane już efekty specjalne (przegrana ze Złotym kompasem), a także za najlepszy dźwięk i najlepszy montaż dźwięku, w obydwu kategoriach przegrywając z Ultimatum Bourne’a. Jon Voight został za swoją rolę nominowany do Złotej Maliny. Przy budżecie 150 milionów dolarów film zgarnął w kasach kinowych 709 milionów, stając się ogromnym sukcesem kasowym. Film stosunkowo ciepło przyjęty przez krytyków – i bardzo ciepło przez widzów – dał początek jednej z najbardziej dochodowych franczyz wszech czasów.
– Imię i nazwisko bohaterki granej przez Megan Fox – Mikaela Banes – pochodzi od imienia i nazwiska Michaela Baya.
– Ulubionym Transformerem Michaela Baya jest Bonecrusher.
– Projekty Transformerów były na tyle złożone i szczegółowe, że animatorom z Industrial Light & Magic zajmowało 38 godzin, aby wyrenderować jedną klatkę filmu z ich udziałem.
TRANSFORMERS: ZEMSTA UPADŁYCH (2009) 5/10
Kolejna część opowieści o wojnie ludzi i Autobotów z Decepticonami zabierała nas w przeszłość (sięganie do coraz bardziej zamierzchłych czasów stanie się stałym elementem kolejnych części), aby stamtąd zaczerpnąć nowego antagonistę – tytułowego Upadłego (choć na arenę wkracza też znany z jedynki Megatron), który oczywiście chce zguby ludzi. Powstrzymać go mogą jedynie Autoboty oraz Shia LaBeouf i Megan Fox, tradycyjnie wspomagani przez dzielnych żołnierzy USA wraz z ich sprzętem z najwyższej półki. Jak to z sequelami bywa, działo się więcej, szybciej, głośniej… Humor był znacznie gorszy niż w oryginale (pierdzący BlackBird, jaja dewastatora), a postacie rozwrzeszczane na maksa (piszczący Shia LaBeouf) i zachowujące się irracjonalnie lub po prostu głupio (mama Sama terroryzująca kampus pod wpływem narkotyków). Niestety, po seansie w pamięci nie zostawała żadna ze scen akcji, może poza wyjątkiem Devastatora wciągającego piasek i wszystko wokół, a najbardziej znanym ujęciem Zemsty Upadłych zostało to, promujące kobiece atuty Megan Fox.
Najbardziej jednak ucierpiała fabuła. O ile jeszcze pierwsza część pod tym względem była całkiem przyzwoita, tak w dwójce akcja goni akcję, co wcale nie przekłada się na budowanie dramaturgii czy poczucia troski o losy bohaterów. Pod koniec filmu jesteśmy już zmęczeni ciągłymi wybuchami, natłokiem postaci (ludzkich i robocich) i pojedynkami kolejnych Autobotów z Decepticonami. Przestaje nas interesować, o co się tak wszyscy napieprzają na tej pustyni, a bardziej interesuje, za ile to się skończy, bo dupa już boli od siedzenia. Serio, obok Helikoptera w ogniu to drugi film, który zmęczył mnie natłokiem akcji. Bolączką drugiej części była też – niby duperela – kontuzja Shii LaBeoufa. Aktor, który w okresie trwania zdjęć do filmu, w czasie wolnym, pod wpływem alkoholu (sława weszła za mocno) stracił kawałek palca w wypadku samochodowym, zmusił ekipę do dopisania w scenariuszu, że Sam Witwicky po teleportowaniu na pustynię został… ranny w rękę. I tak do końca Zemsty upadłych Shia LaBeouf biegał z zabandażowaną ręką, co nijak nie wpisywało się w fabułę. Problem wpisania się w fabułę dotyczył też… związku głównych postaci. Na rozwinięcie ich miłosnej relacji nie było pomysłu, choć kombinowano z motywem zdrady (Shia piszczący na widok kobiety-Decepticona) i przebaczenia, ale między aktorami widać było aż nadto brak jakiejkolwiek chemii.
Sequel otrzymał nominację do Oscara za montaż dźwięku (przegrywając z The Hurt Locker: W pułapce wojny). Efekty wizualne tym razem nie zostały wyróżnione – i słusznie, gdyż pomimo utrzymania wysokiego poziomu nie pokazano nic spektakularnie świeżego (sam Devastator, choć konkretnie się przy nim napracowano i robił solidne wrażenie oraz konkretną rozpierduchę, nie wystarczył). Warto jednak wspomnieć, że wówczas Oscara za najlepsze efekty zdobył Avatar Jamesa Camerona. Mimo bardzo słabych recenzji i chłodnego przyjęcia przez widzów film nakosił w kinowych kasach 836 milionów dolarów (przy budżecie 200) i było oczywiste, że za moment dostaniemy część trzecią. Jak mawiał sam Bay, poirytowany słabymi recenzjami kolejnych odsłon Transformerów: “Pozwólmy im nienawidzić, i tak obejrzą film”. Zemsta Upadłych otrzymała aż osiem nominacji do Złotych Malin, w kategoriach: najgorszy film („wygrana”), najgorszy reżyser („wygrana”), najgorszy scenariusz („wygrana”), najgorsza aktorka – Megan Fox, najgorsza para – Shia LaBeouf i Megan Fox, najgorsza aktorka drugoplanowa – Julie White, najgorszy remake lub sequel.
– Podczas oglądania filmu Steven Spielberg, widząc Devastatora, wykrzyknął: „To jest niesamowite!”, z którego to faktu Michael Bay był niezwykle dumny.
– Zanim egipski rząd pozwolił znanemu z demolki Michaelowi Bayowi na kręcenie filmu na ich terenie, reżyser musiał obiecać, że nie ucierpią żadne zabudowania, a zwłaszcza piramidy.
– Sceny z college’u zostały nakręcone na Uniwersytecie Pensylwanii i Uniwersytecie Princeton. Żaden z nich nie został jednak wymieniony w filmie, ponieważ przedstawiciele obu uczelni uznali, że sceny z szalejącą po narkotykach Judy Witwicky byłyby szkodliwe dla ich wizerunku.
TRANSFORMERS 3 (2011) 6/10
Tym razem głównym antagonistą zostaje niejaki Sentinel Prime (głosu użyczył Leonard Nimoy), a fabuła obraca się wokół… Filarów, które coś tam, coś tam, jak to w każdym odcinku Transów bywa, i trzeba znów walczyć z Decepticonami (oraz inwazją z kosmosu), żeby – zgadliście – znów ocalić świat. Sentinel Sentinelem, ale Megatrona jako głównego badassa serii także nie mogło zabraknąć. Miejsce Megan Fox w roli ukochanej Sama Witwicky’ego zajmuje Rosie Huntington-Whiteley, a seria po raz pierwszy zyskuje także ludzkiego antagonistę (Patrick Dempsey). Na pokład “trójki” trafili także Frances McDormand i John Malkovich – bohater żenującej sceny zabawy w karate i łaskotki z Bumblebee. Szarżę dnia, czyli obowiązkowy rozwrzeszczany i mało zabawny epizod, odstawia tym razem znany z serii Kac Vegas Ken Jeong, który podobną żenadę zaprezentuje dwa lata później w Sztandze i cashu. Shia LaBeouf, który już chyba nie wie, co począć ze swoim bohaterem, znów piszczy panicznie jak mała dziewczynka, tym razem aż w dwóch scenach. Kto wpadł na pomysł, aby dorosły facet tak reagował na stres? Reżyser, scenarzysta czy sam Shia LaBeouf, który miał dość roli i chciał ją sabotować?
Podczas sceny na autostradzie Bay w formie autoplagiatu korzysta radośnie z fragmentów pościgu z Wyspy (widzowie zarzucali mu lenistwo), zastępując Decepticonami kolejowe osie i inne metale ciężkie, które miażdżyły auta w filmie z 2005 roku. Z jednej więc strony można powiedzieć, że już nawet samemu Bayowi chyba trochę się nie chce i jest zmęczony tematem, z drugiej… takie finałowe oblężenie miasta to kawał rozciągniętego w czasie spektakularnego widowiska oraz masa świetnej roboty speców od efektów i kaskaderki (Driller rozwalający wieżowiec, cyfrowe Ospreye spadające po trafieniu, latający między budynkami żołnierze itd.). Osobiście uwielbiam sekwencję ratunkową, gdzie Sam podlatuje na pojeździe Decepticonów na piętro Patricka Dempseya, skąd ratuje ukochaną. Dramatyczne odbicie dziewczyny oraz ucieczka, podczas której sterujący pojazdem Bumblebee otwiera ogień z karabinów, a potem cały pojazd efektownie spada na ziemię, to obok sekwencji z rozbitym fizycznie na planie autobusem z pierwszej części moje best of the best scen akcji z całej serii.
Film przy budżecie 195 milionów dolarów zarobił w kinach 1 miliard 123 miliony, stając się najbardziej dochodową odsłoną franczyzy. Został nominowany do Oscara za najlepsze efekty wizualne, a także za dźwięk i montaż dźwięku, przegrywając trzykrotnie (po trzykroć niesłusznie moim zdaniem) z Hugo i jego wynalazkiem. Film ma też świetny soundtrack (ponownie Steve Jablonsky – autor muzyki do wszystkich części), dla mnie najlepszy ze wszystkich pięciu odsłon. Do tego, jak już wspominałem, masa scen akcji cieszących oko, włącznie z odtwórczym, ale wciąż widowiskowym pościgiem na autostradzie. Obowiązkowo mamy też ujęcia z jadącymi gęsiego samochodami, slow-motion, snopy iskier i dużo żenującego humoru. W ogólnej ocenie – i tu być może nie każdy się ze mną zgodzi – trzecia część to wyraźna tendencja zwyżkowa w historii blockbusterowej serii (choć wciąż nie jest to poziom jedynki). Niestety szybko okazuje się, że to ostatnie jakościowe podrygi, bo kolejne części polecą już na łeb na szyję.
Wraz z ostatnią niezłą odsłoną Transformers kończy się złoty okres w karierze Shii LaBeoufa. Między kolejnymi częściami cyklu aktor zaliczył średni występ w czwartej części Indiany Jonesa (i został uznany za jej najsłabsze ogniwo), drugiej odsłonie Wall Street (film przeszedł bez echa), a w ostatnich latach poza Furią i Nimfomanką (w obydwu solidnie na drugim planie) nie pojawił się w żadnym znaczącym tytule. Aktor, promowany na jedną z najbardziej obiecujących młodych gwiazd Hollywood, z rozbiegu obsadzany w kolejnych znanych markach, okazał się po prostu przereklamowany. Skończył, organizując publiczne maratony… własnych filmów, siedząc na sali wraz z widzami i oklaskując swoje występy. W serii Transformers wkrótce miał go zastąpić podrasowany bohater, zdecydowanie bardziej męski, muskularny i znacznie starszy Mark Wahlberg, którego Michael Bay najpierw obsadził w kameralnej produkcji nakręconej w ramach przerwy od kasowej franczyzy. Transformers 3 otrzymało aż osiem nominacji do Złotych Malin, w kategoriach: najgorszy film, najgorsza aktorka drugoplanowa – Rosie Huntington-Whiteley, najgorszy aktor drugoplanowy – Ken Jeong, najgorszy aktor drugoplanowy – Patrick Dempsey, najgorszy reżyser, najgorszy scenariusz, najgorsza ekranowa para – Shia Labeouf i Rosie Huntington-Whiteley, oraz najgorsza obsada.
– Według słów Michaela Baya w trakcie zdjęć zniszczono aż 532 pojazdy. Zostały one bezpłatnie dostarczone na plan przez firmę ubezpieczeniową, ponieważ wszystkie auta były uszkodzone przez powódź.
– Czterosilnikowy V-22 Osprey (w rzeczywistości wyposażony w dwa silniki), z którego wyskakuje Lennox i jego zespół, nie jest prawdziwym samolotem – został w całości stworzony za pomocą CGI.
– Miażdżący budynki Driller składał się z 70 tysięcy części, a animacja jednej klatki z jego udziałem zajmowała podobno 122 godziny.