Istota ciągłego strachu nie tkwi w tym, czego jesteśmy pewni, ale w tym, czego się domyślamy. Nie twierdzę, że ćwiartujący zwłoki za pomocą piły Leatherface z Teksańskiej masakry piłą mechaniczną nie jest powodem do przerażenia, zwłaszcza jeśli przyjmiemy zgodnie z regułami zabawy w kino perspektywę bohaterów i bohaterek filmu. Niemniej w tym przypadku, tak jak przy kolejnych zamaskowanych oprawcach pokroju Michaela Myersa, najbardziej niepokojące jest to, że nie znamy ani jego tożsamości, ani prawdziwych motywów. Efekt uzyskany przez brak racjonalnego wytłumaczenia i szerszego umotywowania zagrożenia jest jeszcze większy, jeśli nieznany będzie nawet kształt i wygląd antagonisty, nie mówiąc nawet o jego (lub jej) tożsamości czy statusie ontologicznym. Tego rodzaju efekt Wiedźmy z Blair, czyli utrzymanie widza w niepewności co do źródła zagrożenia, służy przede wszystkim uruchomieniu wyobraźni, która podpowiada odpowiedzi na pytanie „co?”, generując odpowiednią, trwającą grozę.
Trzymanie widza w niepewności co do źródła i rodzaju zagrożenia to istotna technika ekspozycyjna, podobnie jak budujące napięcie wyciszenie jest kluczowym elementem jump scare’a. W efekcie Wiedźmy z Blair chodzi jednak o moment ewentualnego ujawnienia. The Blair Witch Project jest w tej kwestii swego rodzaju ekstremum, nie wyjaśnia bowiem, co tak naprawdę stało się z wędrującą po lesie trójką bohaterów, przez co efekt strachu przed tym, co niejasne i nieznane, jest rozciągnięty na cały seans i trwa nawet po jego zakończeniu. Kino jest jednak materią dosyć zracjonalizowaną i taki zabieg może łatwo wzbudzić sprzeciw – dość spojrzeć na do dziś przetaczające się przez Internet gorące spory na temat Blair Witch Project. Widz często domagać się będzie wyjaśnienia, jego brak odczytując jako brak warsztatowy, więc doprowadzenie strasznej niedookreśloności do tego poziomu jest raczej rzadkie, a twórcy, nawet jeśli odważnie przeciągają granice ekspozycji, to często jednak puentują niepewność ujawnieniem czy przynajmniej wyjaśniającym większość kwestii plot twistem.
Oprócz pamiętnego obrazu Daniela Myricka i Eduardo Sancheza, którego kontynuacje nie wykorzystały potencjału i siły rażenia tego i innych walorów oryginału, za przykład tego rodzaju niedomknięcia może służyć też wspomniane wcześniej Lśnienie, pomimo tymczasowego umiejscowienia grozy w osobie Jacka i finałowego ujęcia hotelu wciąż nieodpowiadające na pytanie, co tak naprawdę zdecydowało o takim, a nie innym rozwoju sytuacji. Bardziej współcześnie na podobne niedopowiedzenie postawił też Oz Perkins w February, co prawda sugerując całościową interpretację zdarzeń, ale zostawiając wyraźne i frapujące furtki, pozwalające zastanawiać się nad kolejnością i faktyczną ich inspiracją. Najbardziej straszne jest bowiem to, co wymyka się logicznemu domknięciu i nawet po seansie przyprawia o dyskomfort. W swojej lidze podobny zabieg zastosował z powodzeniem David Lynch, który z niejasności fabuły Twin Peaks (zwłaszcza sezonu 3 z 2017 roku) uczynił fundament całej narracji, determinujący nie tylko wytwarzany przez poszczególne elementy historii strach, ale w zasadzie wszystkie jej walory. Efektem Wiedźmy z Blair jest bowiem przede wszystkim uruchomienie wyobraźni, szukającej rozwiązania i podpowiadającej najbardziej fantastyczne warianty, dzięki czemu filmy odmawiające widzowi klarownego „zdjęcia zasłony” z głównej zagadki otwierają niemal nieskończone pole do interpretacji i – co być może ważniejsze – skłaniają do kolejnych uważnych seansów.
Jak stwierdziłem na początku, jump scare i efekt Wiedźmy z Blair postrzegam jako na swój sposób ramowe zabiegi, wyznaczające swoiste kontinuum technik straszenia w ramach zróżnicowanego gatunku kina grozy. Takie przeciwstawienie opieram na odwoływaniu się przez każdy z chwytów do odmiennych reakcji – fizycznych w przypadku jump scare’ów i psychicznych w przypadku niewyjaśniania zagrożenia. W moim odczuciu istotą horroru jest łączenie obydwu tych poziomów i dlatego też w obrazach z tego gatunku znaleźć można zarówno intrygującą ekspozycję (która w myśl tego podziału byłaby zmiękczoną pochodną totalnej odmowy wyjaśnienia), jak i mechaniczne straszenie za pomocą nagłych „skoków”. Nieprzypadkowo Lśnienie – które uważam nie tylko za najwybitniejszy horror w historii, ale jeden z najlepszych filmów wszech czasów w ogóle – przywołałem przy okazji omawiania obydwu technik. Film Stanleya Kubricka w idealny sposób pobudza wyobraźnię, nie osłabiając jej pracy ostatecznym wyjaśnieniem przyczyn (i nie odbierając tym samym przyjemności z kolejnych seansów) i wykorzystując jednocześnie do straszenia środki odwołujące się do fizycznych reakcji.