JULIE AND THE PHANTOMS. Uwierz w ducha, a spełnią się marzenia
Nie zawsze należy katować się emocjonalnie wymagającymi produkcjami, ewentualnie rozstrzygać przeklęte problemy współczesnego świata. Czasami lepiej oderwać się od dojmującej rzeczywistości, smakując polaną słodkim lukrem popkulturę. Kilogramów od tego nie przybędzie, a humor na pewno się poprawi. Dzięki Netfliksowi w menu restauracji guilty pleasure pojawiła się potrawa o nazwie Julie and the Phantoms.
Podobne wpisy
Tytułowa bohaterka (Madison Reyes) jest dokładnie taka jak kilkadziesiąt innych postaci z produkcji przeznaczonych dla młodszej widowni. Jest piekielnie utalentowana, swoim głosem jest w stanie zdobywać tłumy, ale jednocześnie blokuje ją nieśmiałość. Oprócz wewnętrznych oporów są jeszcze bolesne wspomnienia o zmarłej matce, która również była umuzykalniona i wprowadziła córkę w świat sztuki. Julie ma kochającego ojca i brata, przyjaciółkę z dzieciństwa, skrycie kochanego chłopaka niezwracającego na nią uwagi, a także największą rywalkę, z którą niegdyś również wiele ją łączyło. Dziewczyna jest już prawie na wylocie z klasy muzycznej, nie potrafi skorzystać ze swoich umiejętności, lecz wszystko się zmienia, gdy przez przypadek na jej drodze pojawiają się duchy trzech nastoletnich członków zespołu rockowego, którzy zmarli 25 lat wcześniej.
Julie and the Phantoms to historia o radzeniu sobie z traumą po stracie najbliższej osoby (albo własnego życia) przeznaczona głównie dla niepełnoletniej widowni, choć także i dorośli mogą czerpać przyjemność z seansów dziewięciu około półgodzinnych odcinków. Mimo że twórcy podejmują trudne tematy, nie oszczędzając przy tym ukazywanych postaci, to jednak robią to z należytą lekkością, byle żadnemu widzowi nie popsuć humoru. Liczy się przede wszystkim pokonywanie kolejnych barier, parcie do życiowego przodu za wszelką cenę, najlepiej w rytm chwytliwych utworów wyśpiewywanych przez młodych protagonistów. Niezależnie od tego, czy mowa o Julie, czy o trójce zmarłych muzyków, ich losy służą egzemplifikacji tezy o pięknie życia, nawet po śmierci, nawet w obliczu śmierci ukochanej osoby.
Nie ulega wątpliwości, że urok netfliksowego serialu można odkryć dopiero wtedy, gdy porzuci się cynizm przynależny dorosłym, znającym już “uroki” ziemskiej egzystencji. Wiadomo, że chwytliwe piosenki odgrywane na szkolnej sali gimnastycznej trącą kiczem, ale też dobrze współgrają z charakterami bohaterów. Mimo że każde z nich napotkało ogrom cierpienia na swojej drodze, w ich sercach nadal tkwią ideały, nadal wierzą oni w potęgę miłości pokonującą nawet granicę życia i śmierci. Bo gdy smutno jest i źle, najlepiej wziąć gitarę albo przysiąść do fortepianu, by wyśpiewać smutki i podzielić się cząstką siebie ze światem.
Piosenki w żaden sposób nie wyróżniają się spośród młodzieżowych musicali, dramaty bohaterów są także typowe dla tego rodzaju gatunku, a mimo to serial ogląda się z drobnym uśmiechem na ustach oraz niekłamaną przyjemnością. Może to zasługa naturalności aktorów wcielających się w główne postacie, a może uniwersalnego przesłania produkcji, które celnie trafia w marzenia i lęki osób dopiero wchodzących w dorosłość albo z rozrzewnieniem wspominających ten okres swojego życia. Nie ma to znaczenia, liczy się bowiem przyjemność z oglądania i śledzenia zachowań Julie oraz jej zespołu duchów, które także chciałyby wreszcie zaznać spokoju po tamtej stronie.
Warto jednak oddać sprawiedliwość omawianej produkcji: zdarzają się w niej zaskakujące momenty. Schematy gonią schematy, a jednak dochodzi do kilku fabularnych przewrotek, które tylko uatrakcyjniają całość. Trochę tu faustycznych rozważań, trochę dywagacji na temat siły muzyki, które wprawdzie nie są pogłębione w jakiś znaczący sposób, lecz warto docenić, że twórcy chociaż delikatnie starali się przemycić poważniejsze treści pod warstwą lekkiej jak puch opowieści o życiu na styku dwóch stron egzystencjalnej barykady.
Truizmem jest stwierdzenie na temat subiektywności recenzji filmowych/serialowych, ale w przypadku Julie and the Phantoms wydaje się ono szczególnie istotne. To taki rodzaj produkcji, do której trzeba podejść w odpowiedni sposób, a przede wszystkim trzeba zaakceptować wszystkie “głupotki” charakterystyczne dla tego gatunku. Gdy spełni się te dwa warunki, to wtedy serial zagwarantuje przyjemność, której warto szukać zwłaszcza w tych katastroficznych czasach. Czasami eskapizm bywa oczyszczający.