JOHN TURTURRO i BRACIA COEN. Historia pięknej współpracy
John Turturro obchodzi dzisiaj 65 urodziny. Początkowo planowałem przygotować z tej okazji zestawienie najlepszych ról wykreowanych przez tego wyjątkowego aktora na przestrzeni ponad czterdziestoletniej kariery (Amerykanin debiutował na dużym ekranie w 1980 roku, występując epizodycznie we Wściekłym byku Martina Scorsese). Przeglądając filmografię Turturro, doszedłem jednak do fundamentalnego wniosku, który zdecydował o zmianie konwencji tego tekstu. Najlepsze role Amerykanina związane są właściwie z jednym duetem reżyserskim – braćmi Coen. To właśnie w filmach Joela i Ethana Turturro stworzył swoje najbardziej ikoniczne kreacje, z Bartonem Finkiem i Jesusem Quintaną na czele. Jakby tego było mało, podczas czterokrotnej, jak dotąd, współpracy z Coenami, aktor miał okazję wcielić się w każdy z trzech najważniejszych typów roli: pierwszoplanową (Barton Fink, Bracie, gdzie jesteś?), drugoplanową (Ścieżka strachu) i epizodyczną (Big Lebowski), zawsze wywiązując się ze swojego zadania pierwszorzędnie. Myślę, że z okazji 65 urodzin Amerykanina, warto nieco dokładniej przyjrzeć się historii tej owocnej kolaboracji.
Początki
Pierwszym filmem Coenów, w którym wystąpił John Turturro, była Ścieżka strachu, zrealizowana w 1990 roku. Aktor miał otrzymać tę rolę ze względu na wyjątkowo udany występ w Rób, co należy – na potrzeby projektu Spike’a Lee Amerykanin wcielił się w Pino, pracownika brooklyńskiej pizzerii, miotającego na lewo i prawo rasistowskimi, wymierzonymi w czarnoskórych uwagami, pomimo że jego ulubionym koszykarzem jest Magic Johnson, gwiazdą filmową – Eddie Murphy, a piosenkarzem – Prince.
W Ścieżce strachu Turturro wykreował Berniego Bernbauma, żydowskiego bukmachera, który nadepnął na odcisk lokalnemu gangsterowi, Johnny’emu Casparowi. Inspirację do stworzenia tej postaci, jej gestów, artykulacji i mimiki, Amerykanin czerpał podobno od, zupełnie nieświadomego tego procesu, Barry’ego Sonnenfelda (późniejszego reżysera Rodziny Addamsów, Facetów z czerni i Bardzo dzikiego zachodu) – autora zdjęć do filmu Coenów. Jak opowiada sam operator: „Pod koniec zdjęć podszedł do mnie John Turturro, wcielający się w nieprzyjemnego, chciwego, cwaniakowatego Żyda. Podszedł do mnie i powiedział: «Chciałbym ci bardzo podziękować za bycie operatorem przy tym filmie». Odpowiedziałem, że bardzo dziękuję, że cała przyjemność po mojej stronie. On odparł jednak: «Nie, nie chodzi o oświetlenie. Całą moją rolę oparłem na podglądaniu ciebie w interakcji z Joelem i Ethanem». Było to całkiem urocze”.
Do kanonu ikonograficznego amerykańskiego kina lat dziewięćdziesiątych trafiła scena, w której protagonista, Tom Reagan, prowadzi Berniego do lasu, aby tam wykonać na nim wyrok śmierci. Te kilka minut to wspaniały pokaz aktorstwa w wykonaniu Turturro, który błagając o życie na klęczkach, powtarza w kierunku swojego oprawcy: „Modlę się do ciebie, wejrzyj w swoje serce. Modlę się do ciebie, wejrzyj w swoje serce”. Choć wszystkie dialogi znajdowały się już wcześniej w precyzyjnym scenariuszu Coenów, aktor podkreślił w jednym z wywiadów, że sposób, w jaki zagrał tę scenę, był jego osobistym wyborem: „To, w jaki sposób to zrobiłem, jaką ścieżkę wybrałem, to już mój wybór – poparty, zatwierdzony, poprowadzony przez Joela i Ethana. Na tym polega prawdziwe wyzwanie. Jeżeli jesteś hydraulikiem, siedzisz u kogoś w mieszkaniu i nie możesz znaleźć przecieku, to szukasz wszędzie, kręcąc się dookoła – o to w tym wszystkim chodzi, na tym polega ta praca”.
Strzał w dziesiątkę
Podczas pracy nad scenariuszem Ścieżki strachu, Coenowie przeżyli coś na kształt kryzysu twórczego. Choć, jak sami twierdzą, nie była to klasyczna „blokada pisarska”, to tempo ich pracy zdecydowanie przyhamowało i odczuli potrzebę zajęcia się czymś innym: „W ramach ucieczki od problemów, z którymi się wówczas borykaliśmy, zaczęliśmy myśleć o nowym projekcie, poruszającym zupełnie inną tematykę”. Owym projektem okazał się Barton Fink, którego scenariusz Joel i Ethan ukończyli w rekordowym tempie trzech tygodni, jeszcze podczas pisania obsadzając Johna Turturro w tytułowej roli.
Był to obsadowy strzał w dziesiątkę. Amerykanin wykreował na ekranie jedną z najbardziej kafkowskich, zagubionych zarówno w świecie wewnętrznym, jak i zewnętrznym, postaci w historii kina – ambitnego dramaturga, który niepostrzeżenie zostaje wtłoczony w hollywoodzki system produkcji, premiujący schematyczność, a zabijający wszelką kreatywność. Do najlepszych scen filmu z pewnością należą te, w których Turturro partneruje John Goodman, wcielający się w sąsiada Finka z obskurnego hotelu w Los Angeles. Jak na dłoni widać tutaj wypracowaną przez Sanforda Meisnera strategią aktorską, wykorzystywaną przez Amerykanina podczas pracy na planie. Turturro podzielił się refleksją nad tą techniką, biorąc udział w programie Dicka Cavetta: „opiera się ona na słuchaniu, koncentracji na drugiej osobie. […] Uczysz się, że twój partner może okazać się bardzo pomocny podczas pracy nad sceną; że [w aktorstwie] nie chodzi tylko o ciebie, ale raczej o kontakt z drugą osobą”. Barton Fink okazał się spektakularnym sukcesem artystycznym. Rozbił bank z nagrodami podczas 44. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes, zdobywając nie tylko Złotą Palmę dla najlepszego filmu, ale również nagrodę dla najlepszego reżysera oraz aktora pierwszoplanowego – ostatnia z nich trafiła właśnie do rąk Johna Turturro. Do tej pory jest to najbardziej prestiżowe wyróżnienie w jego aktorskiej karierze.
Krótko, ale wyraziście
Na kolejną rolę w filmie Coenów Turturro musiał poczekać trochę dłużej. Po Hudsucker Proxy i Fargo Joel i Ethan zabrali się za realizację Big Lebowskiego – dzisiaj filmu kultowego, uznawanego przez wielu fanów duetu za ich najwybitniejsze osiągnięcie artystyczne. Dla Turturro znalazła się tutaj drobna, ale jakże istotna rola Jesusa Quintany – niezwykle utalentowanego przeciwnika Dude’a i jego znajomych w lokalnym turnieju bowlingowym. Choć aktor pojawił się na ekranie zaledwie na kilka minut, to udało mu się wykreować postać niezwykle wyrazistą, zapisującą się w pamięci widza na stałe, z całym anturażem wizualnym (ciasny, fioletowy stój, erotyczne gesty podczas gry, prowokacyjny taniec w slow-motion) i audialnym (ze słynnym „Nobody fucks with Jesus” na czele). Quintana okazał się na tyle interesującym bohaterem, że Turturro zdecydował się po latach na jego wskrzeszenie (oczywiście, po uprzednim uzgodnieniu tej sprawy z Joelem i Ethanem) w filmie Jesus Rolls. Na potrzeby produkcji stanął nie tylko przed, ale i za kamerą – do poziomu Big Lebowskiego sporo jednak zabrakło.
"Nowy, wyobrażony świat"
Ostatnim jak dotąd filmem braci Coen, w którym zobaczyć możemy Johna Turturro, jest zrealizowane w 2001 roku Bracie, gdzie jesteś?. W tej szalonej, wyjątkowo zabawnej wariacji na temat Odysei Homera Amerykanin wcielił się w Pete’a – jednego z trzech skazańców, którzy uciekają spod więziennej kurateli w poszukiwaniu ukrytego skarbu. Podobnie jak w Bartonie Finku, także i tutaj najlepsze sceny z udziałem Turturro to z całą pewnością te, w których współdzieli on ekran z innymi gwiazdorami, przede wszystkim z – wcielającymi się w pozostałych więźniów – George’em Clonneyem i Timem Blake’em Nelsonem. Zdecydowanie najjaśniejszym punktem filmu jest dynamiczna relacja pomiędzy bohaterami, oparta na znakomicie napisanych i wyegzekwowanych dialogach, przywołująca słuszne skojarzenia z szacowną, hollywoodzką tradycją screwball comedies. Więź, która zaczyna łączyć, początkowo dość sceptycznie nastawioną względem siebie, trójkę skazańców, najpełniej objawia się w skocznych sekwencjach muzycznych, podczas których do istnienia powołany zostaje fikcyjny zespół „Soggy Bottom Boys” – swego rodzaju zapowiedź późniejszych, filmowo-muzycznych eksperymentów braci Coen, z Co jest grane, Davis? na pierwszym planie.
W ramach promocji Bracie, gdzie jesteś? duet reżyserski oraz trzej odtwórcy głównych ról wzięli udział w programie Charliego Rose’a. Gdy prowadzący zapytał Turturro o to, jak układała się jego współpraca z braćmi Coen, aktor odpowiedział: „Za każdym razem powołują do istnienia nowy, wyobrażony świat i zawsze przyjemnie jest stać się jego częścią. Nic się nie powtarza, wszystkie filmy się różnią, choć z pewnością istnieją cechy, z którymi widzowie utożsamiają ich twórczość. Każdy z tych światów jest jednak na swój sposób specyficzny, jedyny w swoim rodzaju”. Z okazji 65 urodzin życzę Johnowi Turturro, aby miał jeszcze kiedyś okazję stać się częścią jednego ze światów skonstruowanych przez Joela i Ethana – nigdzie nie ogląda się go tak dobrze, jak w filmach braci Coen.