Co jest grane, Davis?
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
Najnowszy film braci Coen jest kwintesencją ich stylu. Znajdziemy w nim wszystko to, za co braci kochamy i przez co z niecierpliwością liczymy dni, dzielące nas od premiery ich kolejnych obrazów.
Inside Llewyn Davis jest dziełem niezwykłym, bo prostym i poczciwym, a jednocześnie tajemniczym i hipnotyzującym – wręcz onirycznym i wcale nie tak łatwym w odbiorze, jakby to się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Założę się, że niejeden widz poczuje, że powinien wrócić do Davisa jak najszybciej, gdy już wyjdzie z kina i zorientuje się, że to wcale nie jest takie proste. To tylko bracia używają prostego języka, by móc powiedzieć o czymś naprawdę skomplikowanym.
Film opowiada historię Llewyna Davisa (Oscar Isaac) – muzyka folkowego, który włóczy się po kraju bez żadnego konkretnego celu (i bez środków do życia). Jego praca sprowadza się do grania w podrzędnych lokalach, a życie osobiste do nocowania na kanapach życzliwych znajomych i opłacania zarobionymi w pocie czoła pieniędzmi kolejnych aborcji swoich kolejnych sympatii. W skrócie – Llewyn Davis nie jest kimś, kogo nazwalibyśmy „porządnym człowiekiem”.
Jednak kino braci Coen wierzy w człowieka. Zawsze wierzyło w jego wrodzoną umiejętność czynienia dobra. Typowym bohaterem coenowskim jest zwykły przeciętniak, przytłoczony przez fabułę i wbrew własnej woli wplątany w jej groteskowe meandry, przy czym bardzo często jest w swoim świecie zagubiony. Przyczyną takiego zagubienia są grzechy, których się dopuszcza. Bracia Coen wierzą w człowieka, ale w swoich sądach są bezlitośni. Swoim postacią dają szansę. Pełnią wobec nich rolę surowego ojca, dlatego nigdy nie uchylają się od wymierzenia kary.
Llewyn Davis jest właśnie taką zagubioną, zblazowaną owieczką. Jest zgorzkniały i z zazdrością patrzy na postacie typowych dla filmów braci Coen sympatycznych poczciwców (świetni Justin Timberlake i Stark Sands jako Jim Berkey i Troy Nelson), którzy osiągają sukces w branży muzycznej dzięki duchowej prostocie i szczerości. Takiej właśnie szczerości brakuje głównemu bohaterowi. Jego liryczna twórczość przeczy naturze bydlaka i „złego człowieka”, jak sam siebie określa w pewnym momencie. „Twój wujek jest złym człowiekiem, Danny” – mówi do swojego siostrzeńca. „Ok” – odpowiada chłopiec, pałaszując płatki kukurydziane.
Nie zawiedziemy się również osławionym czarnym humorem spod znaku Ethana i Joela Coenów, którym bracia raczą nas sowicie, a także całą gamą charakterystycznych i groteskowych postaci, z których słyną ich dzieła. Brawa dla starego współpracownika Coenów – Johna Goodmana, który wcielił się w rolę Rolanda Turnera, ekscentrycznego muzyka-narkomana, który towarzyszy Davisowi w drodze do Chicago. Mamy też postać milczka, który nasuwa skojarzenia z występem Petera Stormare’a w Fargo – kierowcę Johnny’ego Five’a (Garrett Hedlund), w którym jest coś niepokojącego. Właściwie nikt w obsadzie nie rozczarowuje. Carey Mulligan doskonale odegrała rolę Jean – ostatniej ofiary Davisa i jego plemników. Scena ich kłótni i wściekłych wiązanek dziewczyny pod adresem głównego bohatera z całą pewnością zapisze się w pamięci każdego widza. W filmie roi się od postaci epizodycznych, które zwrócą na siebie naszą uwagę i nie pozwolą o sobie zapomnieć mimo krótkich występów (świetny pracownik związku marynarzy ze swoją fikuśną brodą, agent Llewyna i jego żona, Danny i jego jedno jedyne ujęcie przy śniadaniu, Bud Grossman i wielu, wielu innych).
Najbardziej enigmatycznym elementem Inside Llewyn Davis jest kot, który towarzyszy głównemu bohaterowi w jego ciągłej tułaczce. Krytyka zakochała się w futrzaku, bo – jak stwierdził Peter Travers na łamach „Rolling Stone” – „bezwstydnie kradnie każdą scenę”. Od czasu premiery w sieci pojawiło się mnóstwo teorii i spekulacji na temat kota Ulissesa i jego znaczenia dla fabuły. Najbardziej interesująca wydaje się ta, jakoby Llewyn Davis miał być kotem i vice versa. Ulisses stanowi lustrzane odbicie bohatera i jest symbolem jego wygnańczego trybu życia. Co ciekawe, walijskie imię Llewyn oznacza wielkiego kota. Natomiast w jednej ze scen, gdy Davis usiłuje wytłumaczyć telefonistce, że ma kota Gorfeina, telefonistka pyta zdezorientowana: „Pan jest kotem?”. Tak czy inaczej, zwierzak jest niezwykle ciekawym narzędziem narracyjnym, otwartym na analizy i interpretacje. Jedno jest pewne – zarówno jego znaczenie w filmie, jak i dumna „kotowatość” zwierzaka wytwarzają w obrazie braci Coen niezwykłą aurę tajemniczości, ogarniającą nas ilekroć Ulisses pojawi się na ekranie.
Folkowego klimatu dodają filmowi pieśni w wykonaniu Oscara Isaaca, Justine’a Timberlake’a i wielu innych artystów. Wczuwamy się w niepowtarzalną atmosferę filmu już na samym początku, gdyż Co jest grane, Davis? otwiera scena, w której Llewyn występuje przed publicznością z fantastycznym utworem Hang Me, Oh Hang Me. Hipnotyzujący jest również kawałek, który w innej scenie wykonuje zespołowo z Timberlakiem i Adamem Driverem (wcielającym się w rolę Ala Cody’ego) – Please Mr. Kennedy.
Inside Llewyn Davis z pewnością nie można postawić na półce obok takich arcydzieł jak Fargo, czy The Big Lebowski, ale znajdzie się dla niego miejsce półkę niżej – obok Bartona Finka i Poważnego człowieka. Jest to dzieło magiczne, zmuszające do myślenia i zadające ważne pytania. Wytwarzające podobną aurę tajemniczości, z jaką mieliśmy do czynienia bardzo, bardzo dawno temu – właśnie przy Bartonie Finku. Tam również bracia pozostawili nas na pastwę naszych własnych domysłów. Gdzie właściwie zabrnął bohater? Gdzie doprowadziła go jego wędrówka? Życie Llewyna zaczyna przypominać piekielną pułapkę Bartona Finka. Czy zdoła się wydostać?