Jan III Hollywoodzki. KTO MÓGŁBY ZAGRAĆ KRÓLA SOBIESKIEGO?
Raz na jakiś czas przedstawiciele polskiej partii rządzącej wracają do tematu hollywoodzkiej superprodukcji mającej być wizytówką naszego kraju na świecie. Jak przekonywał choćby Mariusz Błaszczak, takie filmy jak Ida czy Pokłosie tylko zakłamują historię i promowanie ich nie leży w polskim interesie. Z budżetu państwa powinna powstać natomiast produkcja z udziałem sławnych aktorów, która pokazałaby nasze zasługi dla świata. Wśród tematów wymieniało się swego czasu udział polskich lotników w bitwie o Anglię (bądźmy szczerzy – czekający na premierę film z Dorocińskim to żadna superprodukcja) albo historię rotmistrza Pileckiego. Pomysłem, który od razu się nasuwa, jest też film o bitwie pod Wiedniem.
Tak, wiem, że zaledwie kilka lat temu powstał już taki film. Ale naprawdę udawajmy, że go nigdy nie było. Choć zapowiedzi polityków traktuję z przymrużeniem oka, jak najbardziej przyklaskuję produkcji opowiadającej o ważnym momencie nie tylko polskiej, ale i europejskiej historii. Byłoby świetnie, gdyby rzeczywiście znalazły się pieniądze na film, którego nie musielibyśmy się wstydzić, tak jak tego koszmarku z 2012 roku. Ale to musiałaby być naprawdę duża kasa. Szanse na powodzenie tego projektu są w związku z tym mizerne.
Wyobraźmy sobie jednak, że pieniądze jakoś się znajdują. Powstanie film o bitwie pod Wiedniem, a w roli Sobieskiego wystąpić może znany hollywoodzki aktor. Kogo byście wybrali? Nie ograniczajcie się, trzeba mierzyć wysoko! Poniżej kilka moich propozycji. Błagam, nie traktujcie ich superpoważnie. Ten film na 99,9% i tak nigdy nie zostanie nakręcony, to tylko zabawa.
Russell Crowe
Wiem, że dla wielu widzów najlepszą rolą Russella Crowe’a jest ta z Pięknego umysłu. Ale przede wszystkim kojarzy nam się jednak z Gladiatorem. Crowe świetnie jeździ konno, potrafi władać bronią, w dorobku ma też przecież Robin Hooda, Noego i główną rolę z Pana i władcy: Na krańcu świata. Petera Weira, reżysera tego ostatniego filmu, chętnie zobaczyłbym zresztą na stołku przy produkcji o Sobieskim – w końcu już raz podejmował tematykę polskiej historii. Na jego powrót do pracy raczej się jednak nie zanosi. Z Weirem czy bez, Crowe to jednak dobry wybór. Złośliwi powiedzieliby pewnie, że już zaczął przygotowania – posturą coraz bardziej przypomina naszego króla.
Bruce Willis
OK, przyznaję, to mały żart z mojej strony. Ale ta wielka przestrzeń nad górną wargą aż prosi się o wydatny wąs! Jeśli film korzystałby ze stylistyki z nowej wersji Króla Artura i Sobieski miałby być przedstawiony jako chrześcijański zabijaka (kto wie na co wpadną w tym “Holiłódzie”), czy znalazłby się ktoś lepszy od Willisa? Poza tym, czy on nie ma w oczach czegoś polskiego?
Kevin Costner
Robin Hood, Tańczący z wilkami, Wyatt Earp – czemu do tego zestawu świetnych kostiumowych ról Costner nie miałby dołączyć jeszcze Lwa Lechistanu? Poza tym naprawdę dobrze pasowałby do tej roli pod względem wizualnym. Wyobraźcie go sobie bez brody, za to z wydatnym wąsem – też to widzicie?
Liam Neeson
Ostatnio Liama Neesona oglądamy przede wszystkim w kinie sensacyjnym. Na początku swojej kariery zaliczył on jednak mnóstwo udanych występów w kinie kostiumowym. Michael Collins to co prawda zupełnie inna epoka niż bitwa pod Wiedniem, ale trzeba przyznać, że świetnie spisał się jako przywódca ciągnący za sobą tłumy. Wydaje się, że talent dramatyczny Neesona w połączeniu z jego twardym, męskim obliczem z Uprowadzonej i wielu innych podobnych filmów mogłyby świetnie sprawdzić się na ekranie.
Pierce Brosnan
007 w roli Sobieskiego? Czemu nie! Brosnan ma w sobie pewną królewską dostojność i elegancję, a jednocześnie kojarzy się przecież z nieustraszonym Jamesem Bondem. Ostatnio pojawia się w dość słabych produkcjach i wprost przyznaje, że gra takimi kartami, jakie dostaje. Myślę, że nie dość, że nie odmówiłby zagrania polskiego króla, to jeszcze potraktowałby tę propozycję jako szansę na nowy etap w swojej bogatej, ale nieco podupadającej karierze.
Viggo Mortensen
Podobne wpisy
Mel Gibson
To idealny kandydat do roli Sobieskiego dla wielu Polaków, w tym tych z kręgów partii rządzącej. Jarosław Sellin jakiś czemu temu zachwycał się Melem Gibsonem, już wyobrażając go sobie ucharakteryzowanego na sarmatę. Równie chętnie powierzyłby tę rolę jednak Tomowi Cruise’owi, co dla mnie jest już jednak słabym pomysłem.
Gibson to nie żadna nowość. Kiedy ponad 10 lat temu po raz pierwszy wypłynął pomysł hollywoodzkiej superprodukcji o bitwie pod Wiedniem, mówiło się właśnie o tym aktorze, najlepiej z równoczesną rolą reżysera. Media swego czasu informowały, że znalazł się producent, który na film z Gibsonem chciał przeznaczyć 120 milionów złotych. Produkcja miała mieć tytuł Victoria, a scenariusz napisał Cezary Harasimowicz (z tekstem można zapoznać się dziś w formie książkowej). Jak mówił wtedy autor:
W filmie będzie miłość, przyjaźń i wątek szpiegowsko-sensacyjny, czyli wszystko, co niezbędne dla dobrego widowiska. Odsiecz wiedeńska jest naszym największym osiągnięciem militarnym, ale to także wydarzenie, które przekłada się na współczesność. Jan III Sobieski to charyzmatyczna postać, wielki strateg, fenomenalny rycerz, do tego śmiertelnie zakochany w swojej żonie. To tego typu bohater, co zagrany przez Gibsona szkocki buntownik w Braveheart, tylko mniej tragiczny, bo przecież Sobieski zwyciężył.
Wtedy nic z tych planów nie wyszło. Teraz się do nich wraca. Konkurs na scenariusz wielkiej superprodukcji o polskich sukcesach zakończył się jednak niemal dwa lata temu, a wciąż nic nie wiemy. W końcu o sprawę został zapytany sam Gibson, który stwierdził, że nie dostał żadnej propozycji, ale przy dobrym scenariuszu z pewnością by ją rozważył. Bardzo chętnie wystąpiłby w filmie historycznym budującym polską tożsamość narodową, jednak nigdy nie zgodziłby się na udział w projekcie, który miałby zaspakajać interesy partii politycznej. Mówi wprost:
Kino propagandy mnie nie obchodzi, nie zamierzam przykładać do niego ręki.