search
REKLAMA
Artykuł

JAMES BOND od 60 lat ratuje świat. Wielki przegląd WSZYSTKICH filmów o przygodach agenta 007

James Bond gości na ekranie od 60 lat – w tym tekście przeczytacie o WSZYSTKICH filmach, w których pojawił się w tym czasie.

Piotr Żymełka

28 grudnia 2022

REKLAMA

Spectre, reż. Sam Mendes, 2015

Powrót do wyboru

The dead are alive

Widzom przypadła do gustu stylistyka Skyfall, z ciężarem mocno przesuniętym w stronę dramatu z okazjonalnymi scenami akcji, więc, w obliczu sukcesu zarówno kasowego, jak i artystycznego postanowiono kontynuować ten trend, ponownie zatrudniając na stanowisku reżysera Sama Mendesa. Jednocześnie zrobiono kolejny krok w kierunku odejścia od quasi-realistycznej konwencji pierwszych dwóch filmów z Craigiem i sięgnięto po chwyty starszych odsłon cyklu (gadżety).

Spectre zaczyna się pomysłową i efektową sceną kręconą na jednym ujęciu (a raczej sprawiającą takie wrażenie). Cała sekwencja przedtytułowa, choć ustępuje tej ze Skyfall, zapowiada emocjonujący film. Niestety później następuje ostry zjazd w dół i całość pada na pysk. Kuleje przede wszystkim fatalny scenariusz, który nie dość, że jest słaby sam w sobie, to jeszcze próbuje na siłę, w idiotyczny sposób połączyć poprzednie części z Craigiem w jedną dużą historię. Spectre tylko nie dostarcza tego, co przygody Bonda dostarczać powinny (czyli dobrej zabawy), ale również w pewien sposób niszczy świetne Casino Royale, dopisując jakieś wątki, których tam wcześniej nie było. Na domiar złego, po raz kolejny 007 zrywa się tu „ze smyczy” i działa pod przykrywką – to już trzeci raz w trakcie czterech ostatnich filmów.

Twórcy, po wielu latach, odzyskali prawa do organizacji Spectre i postaci Blofelda, zatem postanowili z nich skorzystać. I to akurat byłoby ok, choć wcześniej wymyślono Quantum, więc kolejne tajne stowarzyszenie wydaje się niepotrzebnym udziwnieniem. Jednak sposób w jaki zostało to zrobione oraz wprowadzona tu relacja Bonda z jego ikonicznym nemezis stanowi Mount Everest głupoty scenariuszowej. Do tego mamy fatalnie rozpisany romans Bonda i Madeline (Léa Seydoux) – ich uczucie pojawia się jak z powietrza, nie ma żadnej sensownie ukazanej podbudowy tego wątku. O ile w Skyfall zdarzały się poważne niedociągnięcia fabularne, tak Spectre zostało na nich zbudowane. Katastrofa.

Nawet sceny akcji nie ratują całości, mimo że tempo utrzymano znaczne lepiej niż w poprzedniku. Jak na dłoni widać jednak, że Mendes zupełnie nie odnajduje się w tego rodzaju kinie. Każda dynamiczna w zamyśle sekwencja jest albo skrajnie głupia (jak na przykład ta w górach z samolotem), albo pozbawiona jakiegokolwiek napięcia – pościg pustymi rzymskimi ulicami. O tragicznym, wydumanym i zupełnie nieinteresującym finale nie ma co się rozpisywać. Spectre sprawia wrażenie artystycznego snuja, do którego na siłę dopisano sceny bójek, pościgów i strzelanin. Na domiar złego na obraz nałożono jakieś szarobure filtry, przez co lokacje są wyprane z kolorów. Nie wiem jak filmowcom się to udało, ale na ekranie barwne Maroko przypomina co bardziej ponure miejscówki w gorszych dzielnicach Bytomia.

Zresztą aktorom na czele z Craigiem chyba też się już nie chciało (a przecież odtwórca 007 był również producentem), czego najlepszy dowód stanowi jego słynna wypowiedź o podcięciu sobie nadgarstków. Doprawdy mieć na planie Christopha Waltza w roli czarnego charakteru i sprawić, by wywoływał jedynie śmieszność, to trzeba mieć wybitne zdolności destrukcji talentu. Jedynie Ralph Fiennes znów wypada nieźle, ale on zawsze pokazuje klasę. Nic innego w tym filmie nie działa. O ile wcześniej nawet w najgorszych częściach dało się dostrzec jakieś pozytyw, tak tutaj trzeba przekopać się przez potężną warstwę mułu, by do nich dotrzeć. Bezsprzecznie Rów Mariański serii.

Powrót do wyboru

REKLAMA