JAMES BOND od 60 lat ratuje świat. Wielki przegląd WSZYSTKICH filmów o przygodach agenta 007

Tomorrow Never Dies (Jutro nie umiera nigdy), reż. Roger Spottiswoode, 1997
The Man. The Number. The License…are all back.
Pierce Brosnan świetnie sprawdził się jako 007, więc szybko ruszono z pracami nad kolejną, osiemnastą już (licząc oficjalne produkcje EON), przygodą Bonda. Odpowiedzialni za serię Barbara Broccoli oraz Michael G. Wilson zaproponowali stołek reżysera Martinowi Campbellowi, ale ten grzecznie, choć stanowczo odmówił. Po krótkich poszukiwaniach posadę dostał Roger Spottiswoode, najszerzej znany jako twórca „Air America” (a wcześniej między innymi montował filmy Sama Peckinpaha).
Pierwotnie intryga rozgrywała się w Hongkongu, ale Henry Kissinger (tak, ten Kissinger) zasugerował, by przenieść ją do Chin. Producenci na to przystali, co wiązało się jednak z przepisaniem wszystkich wątków. Zresztą nawet w momencie, gdy zdjęcia znajdowały się na zaawansowanym etapie, ciągle coś poprawiano. Między innymi z powodu przedłużających się prac nad scenariuszem z roli głównego antagonisty zrezygnował Anthony Hopkins. Jego miejsce zajął Jonathan Pryce, znany chociażby ze współpracy z Terrym Gilliamem (Brazil) oraz późniejszych „Piratów z Karaibów”. Wcielił się w magnata prasowego Elliota Carvera, który pragnie wywołać III wojnę światową, by wzbogacać się na doniesieniach medialnych na temat konfliktu. Sam pomysł na intrygę zdawał się być mocno zakorzeniony w rzeczywistości i współczesności, choć jego wykonanie oraz przeszarżowana miejscami kreacja Pryce’a są typowo bondowskimi chwytami, zahaczającym wręcz o filmy Moore’a.
Jeśli chodzi o towarzyszki 007, tym razem mamy w zasadzie dwie. W pierwszą, Paris Carver, wciela się Teri Hatcher, która pojawiła się wcześniej u boku MacGyvera oraz Supermana (a później świetnie odnajdzie się w Gotowych na wszystko). Scenarzyści próbowali odrobinę pogłębić postać Bonda, wprowadzając jego byłą dziewczynę, do której 007 wciąż coś czuje, przy czym nie ma to większego znaczenia ani dla całości serii, ani dla bohatera. Drugą natomiast, Wai Lin, odtwarza pochodząca z Chin Michelle Yeoh, tancerka i aktorka znana z tego, że większość scen kaskaderskich wykonuje sama (partnerowała między innymi Jackiemu Chanowi). Wśród antagonistów warto wyróżnić obdarzonego radiową urodą Vincenta Schiavelliego, wcielającego się w dr. Kaufmana, specjalistę od tortur oraz niemieckiego aktora Götza Otto, jako Stampera, osiłka na usługach Carvera. W trakcie castingu Otto miał do dyspozycji dwadzieścia sekund na prezentację, ale tylko wszedł i mruknął: „Jestem wielki, zły i jestem Niemcem”. Wystarczyło, by dostać angaż. Obsadę dopełniają Judi Dench jako M i Desmond Llewelyn w roli Q.
Ewenementem było, że budżet filmu praktycznie w całości pochodził od reklamodawców, a nie od studia. Widać to szczególnie w rozbudowanej sekwencji pościgu na krytym parkingu, gdzie pierwsze skrzypce grają bondowskie gadżety – wyposażone w szereg dodatków i usprawnień BMW (chociaż Aston Martin też się na chwilę pojawia na początku filmu) oraz telefon komórkowy Ericsson.
Charakterystyczny element serii, czyli dynamiczne sekwencje akcji robią tu wrażenie. Od prologu, w którym 007 dosłownie wysadza z interesu handlarzy bronią, przez bijatykę i gonitwę po należącej do Carvera drukarni, aż po świetny, pełny widowiskowej kaskaderki pościg na motorze ściganym przez helikopter (podczas którego Bond i Lin są skuci kajdankami), wszystko ogląda się świetnie. Na tym tle najsłabiej wypada ostatni akt, choć jak najbardziej wpisuje się on w sztandarowe bondowskie finały.
Tomorrow Never Dies (tytuł miał brzmieć Tomorrow Never Lies, nawiązując do gazety wydawanej przez Carvera) sprzedał się bardzo dobrze, aczkolwiek nieco gorzej od Goldeneye. Brosnan utwierdził jednak widzów w przekonaniu, że potrafi godnie zastąpić poprzedników jako 007.