search
REKLAMA
Ranking

JAK PIES Z KOTEM. Filmowe czworonogi

Jacek Lubiński

11 września 2017

REKLAMA

Milo

Maska

Niewielki ciałem, ale ogromny sercem Jack Russell terrier to jeden z niewielu psich aktorów, którzy mogą poszczycić się takim zwariowanym występem. Milo w tytułowej masce to jedne z najbardziej zabawnych, jak i podskórnie niepokojących momentów filmu. Ale i bez pomocy komputera jest to zwierzak, który potrafi skraść dla siebie niejedną scenę, co by wspomnieć chociażby wymagającą sekwencję więzienną, w której to wcielający się w Milo Max McCarter dał z siebie 200% normy, dosłownie zarażając energią. Za swój wkład Max zgarniał dwa tysiące dolców tygodniowo, choć o mało co w ogóle nie dostałby tej roli. Jednak wielkiej kariery w Hollywood nie zrobił, pojawiając się jeszcze tylko w dwóch innych filmach – Mama i tata ocalają świat oraz Pan Wypadek. Zmarł na początku XXI wieku, zatem w nędznym sequelu zastąpił go niejaki Bear.

Pan Whiskers i Bosco

Głosy

Zwykły kot pręgowany oraz mastif angielski, w które wcieliły się odpowiednio Cairo i Hamish, to oddani towarzysze „szarego” życia Ryana Reynoldsa. Trochę nierozgarnięty, łatwowierny Bosco jest dla niego (grubym) głosem rozsądku, podczas gdy chamski, cwany i wiecznie głodny Whiskers o irlandzkim akcencie oraz niezbyt wyszukanych poradach wręcz przeciwnie. Aha, oba zwierzaki naprawdę potrafią gadać (za co osobiście odpowiadał Reynolds), zatem tak – jest dziwnie, ale również zabawnie, intrygująco. Wbrew powszechnej opinii o wybuchowym zakończeniu filmu uspokajam – czworonogom udaje się zbiec ze sceny w odpowiednim momencie.

pies

Artysta

Ponownie Jack Russell terrier na tapecie, acz tym razem w wydaniu szorstkowłosym. To jeden z najsłynniejszych psich bohaterów współczesnego kina, zdaniem wielu bez problemu przyćmiewający nie tylko wszystkie ludzkie gwiazdy filmu, ale też i jego całą, pozbawioną dźwięku i kolorów stylistykę. Niemniej pieseł sporo jej zawdzięcza, mogąc naprawdę popisać się aktorskimi umiejętnościami, które w filmie dźwiękowym na pewno nie byłyby aż tak uwypuklone. Jakby nie było, bezimienny kundel w wielu scenach dosłownie podnosi wartość Artysty. Za jego sukcesem stoi Uggie, który za swój występ zgarnął chyba wszystkie możliwe nagrody dla zwierząt (była nawet szeroka dyskusja o tym, aby przyznać mu Oscara). To zdecydowanie jego najsłynniejsza rola, choć wkraczając na plan, bynajmniej nie był nowicjuszem – wcześniej można go było oglądać w Wodzie dla słoni oraz trzech innych produkcjach, do których na fali popularności Artysty dodał kolejne trzy. Prywatnie Uggie potrafił także jeździć na deskorolce. Zmarł w 2015 roku na raka.

Puffy

Sposób na blondynkę

Pozycja jednego z najbardziej pechowych psów w historii przypada temu border terrierowi, który po nieudanym (i diabelnie śmiesznym) starciu z Benem Stillerem zostaje od czubka nosa po ogon zakuty w gips (tak też zresztą paradował na materiałach promocyjnych filmu). Oczywiście większość ryzyka na planie wzięły na siebie odpowiednio przygotowane kukły, których filmowcy mieli aż sześć, a które po premierze filmu zaczęto nawet produkować i sprzedawać po 16 dolarów od sztuki (wyprzedały się do ostatniej). Prawdziwy pies – suczka o imieniu Slammer – miała się natomiast całkiem dobrze, nawet gdy dzieliła przyczepę z grającym Doma, Chrisem Elliotem.

Red Dog

Przygody Rudego

Jeszcze jedna tragiczna postać zwierzęca wzorowana na psiej ikonie, tym razem australijskiej. Czerwone psisko rasy kelpie żyło naprawdę na Antypodach w latach 70., gdzie zasłynęło jako pies wszystkich i jednocześnie nikogo. Regularnie wędrował od miasta do miasta, zmieniając swoich „właścicieli” jak rękawiczki, z czasem stając się symbolem społeczności regionu Pilbara w Zachodniej Australii. Red Dog zginął przypuszczalnie na skutek zatrucia i obecnie w Dampier znajduje się jego pomnik. Natomiast w filmie portretował go daleki krewny Koko, który wkrótce po premierze zmarł na chorobę serca. W późniejszym prequelu – Moje wakacje z Rudym, w którym na tytułowego Rudego wołają Blue – zastąpił go Phoenix.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA