search
REKLAMA
Ranking

JAK PIES Z KOTEM. Filmowe czworonogi

Jacek Lubiński

11 września 2017

REKLAMA

Samantha

Jestem legendą

Tym razem samica owczarka niemieckiego stanowi jedynego towarzysza niedoli Willa Smitha w postapokaliptycznym Nowym Jorku. Wierna, przyjacielska i oczywiście urodzona obrończyni. Niestety brakuje jej odrobiny dyscypliny i daje się ponosić emocjom, co nieraz prowadzi oboje do kłopotów, a z Samanthy o mało co nie robi psa-zombie… Tym razem filmowcy nie bawili się w eksperymenty płciowe i zatrudnili do tej roli prawdziwe samice, Konę i Abby, z których każda specjalizowała się w innego rodzaju scenach, a obie stworzyły zgrany tandem nie do odróżnienia (choć na ekranie częściej oglądamy wtedy zaledwie trzyletnią Abby).

Ulisses

Co jest grane, Davis?

W miejskiej odysei braci Coen tygrysi kot pręgowany – kolejny na liście – odgrywa niemałą rolę. Z jednej strony stanowi wygodny wytrych fabularny, co rusz wprowadzający w kolejne tarapaty, tytułowego bohatera. Poniekąd stanowi także jego czyste odbicie – wedle teorii Llewyn jest kotem, a kot Llewynem, co zdają się potwierdzać niektóre, zdawałoby się, przypadkowe dialogi oraz kilka scen. Poza tym Ulisses jest dla Llewyna również swego rodzaju rekwizytem, który wszędzie zabiera ze sobą – jak nieodłączna gitara oraz niewielka torba, wraz z którymi kot stanowi cały dorobek niespełnionego muzyka. To niełatwe zadanie przypadło aż trzem kotom (z pięciu początkowo zatrudnionych), z których każdy odpowiedzialny był za co innego – samica Tigger była kotem do trzymania na rękach, zatem to ją widzimy na ekranie najczęściej. Jerry występował we wszystkich dynamicznych ujęciach, a Daryl w tych wymagających stoickiego wręcz spokoju. Zagrało bezbłędnie.

Woola

John Carter

Calot, czyli kosmiczna wersja psa, to zdecydowanie jeden z najjaśniejszych punktów adaptacji książkowego świata Edgara Rice’a Burroughsa. Będący wielkości kuca stwór o ogromnym, okrągłym pysku i potężnej paszczy z garniturem zębów, to najszybsza istota na Marsie (i przypuszczalnie także we wszechświecie). Udomowiony jedynie przez Tharków, którym służy za (nie)typowego strażnika „posesji” jest także wyjątkowo wiernym towarzyszem, na którego zawsze (i z uwagi na jego możliwości także wszędzie) można liczyć – oczywiście jest to przywilej zarezerwowany tylko dla tych, którzy są dla niego mili. Woola pozostaje także jednym z najfajniejszych stworzeń wygenerowanych cyfrowo.

Żółte psisko

Żółte psisko

Film, który pewnie niejednemu widzowi zepsuł dzieciństwo, przeszedł do historii jako jedna z najsmutniejszych opowieści rodzinnych (nawet Al Bundy na nim płakał!). Co ciekawe, był to też pierwszy film Disneya oparty na pomyśle „chłopiec i jego zwierzak”, którego sukces doprowadził do wysypu kolejnych produkcji tego typu. Tytułowy „żółty” labrador retriever to w rzeczywistości Spike, który pokazał się także w trzech innych filmach i serialach lat 50. i 60., w tym w jednym o… Lassie. Spike doczekał się także potomka – syna Juniora. Jednak ani on, ani słynny ojciec nie zaszczycili swoją obecnością marnego sequela Savage Sam, w którym pierwsze skrzypce gra już rasa Bluetick Coonhound.

Bonus:

In Bruges (Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj)

Mówcie co chcecie, ale ten Mudi po przejściach to najlepszy pies w historii kina! Ponoć kudłacz zmarł w 2010 roku – co, patrząc na jego mocno wysłużony stan w filmie, nie powinno dziwić – ale jego skromny epizod pozostanie z nami już na zawsze. To chyba najbardziej przejmujący i zarazem na swój sposób dodający otuchy psi występ na dużym ekranie.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA