search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

INDIANA JONES. Trylogia

Rafał Gałuch

10 sierpnia 2017

REKLAMA

Piłeś – nie jedź.

Druga część Indiany Jonesa (Indiana Jones i Świątynia Zagłady) rozgrywa się przed Poszukiwaczami zaginionej Arki. Producenci tłumaczą się tym, że po pierwsze chcieli pokazać trochę przeszłości Indiany, a poza tym, by nie powtarzać części pierwszej, chciano zmienić główne czarne charaktery – teraz nie mieli to być faszyści, tylko wyznawcy bogini Kali. Między innymi to było powodem, że druga część jest znacznie mroczniejsza niż poprzednia. Spielberg tłumaczył się, że Lucas zrobił ten film mroczniejszym od części poprzedniej – choć to właśnie Spielberg, a nie Lucas, był reżyserem. Film stawiał widowni znacznie wyższe wymagania. Dlatego pozwolono sobie na dodanie więcej przemocy i więcej ponurych klimatów. Spowodowało to, że film nie nadawał się dla zbyt młodych widzów, ale nie był też przeznaczony wyłącznie dla widzów dorosłych.

Ford miał twardy orzech do zgryzienia. Indiana miał się trochę zmienić. Nie mógł być postacią papierową, ale trzeba było powiedzieć o nim coś nowego. Dlatego zdecydowano się na scenę, kiedy Indy jest pod wpływem bogini Kali (po wypiciu krwi). Widzimy też drobne skazy jego charakteru. Nie jest tak kryształową postacią, jaką chciałby być. Obrazy głodu, biedy, cierpienia i niewolnictwa, z którymi mamy do czynienia w Świątyni Zagłady, były w scenariuszu od samego początku. A jeśli publiczność sądzi, że po obejrzeniu tego filmu doznała szoku – to nie zna nawet połowy prawdy. Prawda jest taka, że w zamyśle film miał być dwa razy mroczniejszy niż wersja, która została wypuszczona do kin. Film, który by powstał na podstawie pierwszej wersji scenariusza, byłby naprawdę przerażający…

Cate i wąż

By nie powielać schematów, zdecydowano się, że partnerką Indiego będzie niezbyt inteligentna blondynka. Krucha i delikatna. Wyrwana ze swojego środowiska – niezbyt dobrze czująca się w dżungli. Miało to być przeciwieństwo Marion – silnej, twardej, porywczej i niezależnej. W postać Willie Scott wcieliła się Kate Capshaw. Rewelacyjnie zagrała rozpieszczona, zadbaną, a wręcz zepsutą damulkę. Warto dodać, że na casting do tej roli zjawiła się sama Sharon Stone. Nawet George twierdził, że była jedną z najlepszych. Ale Kate miała w sobie to coś. Jest nie tylko świetną aktorką komiczną, ale ma również olbrzymią ekspresję.

Short Round

Ale brakowało jeszcze czegoś. Jakiegoś drobnego akcentu, który odróżniałby Świątynię Przeznaczenia od Poszukiwaczy. Zdecydowano się wprowadzić do akcji małego chłopca – dobrego przyjaciela Indiany, któremu ten dawno temu pomógł. Miał to być ktoś o orientalnej urodzie. W końcu po przesłuchaniu kilkuset małych kandydatów do roli udało się jednego wyłonić. Jak go Steven świetnie ocenił – jako dzieciaka zachowującego się jak jedenastolatek dobijający do czterdziestki. W oryginalnym scenariuszu początkowa sekwencja w klubie w Szanghaju miała być przedstawiona oczami chłopca (Short Round), który wślizgnął się do środka. Większa część tej sceny została jednak sfilmowana zgodnie z zamysłem. Była też koncepcja, że to będzie pierwsze spotkanie Indiany Jonesa z Shortym – ale szybko z niej zrezygnowano. Jonathan Ke Quan (Ke Huy Quan) spodobał się Stevenowi na tyle, że zaangażował go do kolejnego swojego filmu, przy którego produkcji palce maczali Richard Donner, Harvey Bernhard, Chris Columbus, Michael Kahn, no i oczywiście sam Steven Spielberg. A mowa tu o wspaniałym filmie przygodowym dla młodych widzów – poszukiwaniu skarbu piratów i ucieczce przed gangsterami – Goonies.

Śpimy – co?

W pierwszym szkicu scenariusza inaczej też wyglądała scena z ucieczką samolotem. Samolot nie miał należeć do Lao Che, tylko mieli być ścigani przez syna, który przeżył spotkanie w klubie. Miał ich ścigać jednym z dwóch dwupłatów, które puściły się w pościg. A w momencie, gdy otworzyli do nich ogień, piloci i reszta pasażerów wzięła spadochrony i najzwyczajniej w świecie dała nogę. Po chwili budzi się Short Round i próbuje obudzić śpiącego twardym snem Indiego, który po zażyciu odtrutki spał jak kamień. Gdyby to zostało tak sfilmowane, to Indiana Jones byłby pierwszą postacią w historii kina akcji, która przespała jedną z najważniejszych scen w filmie. A prawdziwym bohaterem zostaje Short Round: najpierw kłóci się o ostatni spadochron (chce go dać Indiemu) z Willie, która chce spadochron dla siebie. Ale Indy w końcu się budzi, gdy jeden z samolotów jest już zestrzelony z jego pistoletu. Natomiast Willie, która go zestrzeliła, trafia też w ich własny silnik, z którego zaczęły wydostawać się kłęby dymu. Właśnie dzięki nim drugi samolot zostaje oślepiony i uderza w skałę. Resztę już znacie. Dobrze, że zostało to zmienione – bo ponton dodał sporo humoru do filmu. Za to ta scena (no, może tylko podobna) została sfilmowana podczas kręcenia trzeciej części. Podczas pościgu samolotowego Henry Jones Sr. strzela do własnego samolotu.

Kolejka

Z uwagi na to, że koszty nakręcenia części pierwszej nie były zbyt wielkie – wiele scen musiano usunąć ze scenariusza. Między nimi znalazły się takie jak scena pościgu kolejką górniczą. Dlatego została teraz użyta. A że George zawsze chciał nakręcić scenę podobnego – dość egzotycznego pościgu, to scena ta została dopisana do scenariusza. Scena, na którą również uparł się George – to scena z mostem linowym. Cierpiącemu na lęk wysokości Spielbergowi nie podobało się to. Wolałby efekt specjalny albo makietę. Gdy widział tę trzystumetrową przepaść, a na dole skały z ostrymi krawędziami, to robiło mu się słabo. By wydać odpowiednie dyspozycje ekipie po drugiej stronie, Spielberg jechał do najbliższego mostu trzy kilometry. Nigdy nie odważył się po nim przejść.

Chris Columbus

Podobno pierwszy scenariusz do trzeciej części napisała Diane Thomas – autorka Klejnotu Nilu. Przekazała go Spielbergowi i Lucasowi na krótko przed swoją śmiercią w wypadku samochodowym. Nie byli z niego zadowoleni. Oczekiwali czegoś lekkiego i przyjemnego – a otrzymali coś, co przypominało Świątynię Zagłady. Kolejną osobą, która wzięła się z scenariusz kolejnej części, był Chris Columbus (autor scenariuszy do Gremlinów, Goonies czy Piramidy strachu, a reżyser choćby pierwszej części Harry’ego Pottera). Jego scenariusz opierał się na trzech pomysłach Lucasa (między innymi poszukiwaniu chińskiego Króla Małp). Podobno scenariusz był świetnie napisany i czytało się go znakomicie. Był oryginalny, ekscytujący i, przede wszystkim, zupełnie odmienny od poprzednich dwóch filmów. No może poza najgorszymi scenami komediowymi – przypominającymi te z Mrocznego Widma z udziałem Jar Jar Binksa. Więc może to i dobrze, że nie został nigdy sfilmowany.

Swordsman

We wszystkich trzech częściach postanowiono dodać trochę humoru. Najlepsze były improwizacje na planie, ale pomysły, które mieli aktorzy, musiały się spotkać z aprobatą George’a i Stevena. Znana jest scena – kiedy Indiana ma walczyć z gościem, który trzyma olbrzymi miecz. Ford cierpiał wtedy na rozwolnienie, więc starał się, by kolejne sceny nie były zbyt długie. Więc kiedy Spielberg tłumaczył mu po raz stopięćdziesiąty, jak ma wyglądać walka opisana na kilku kartach scenopisu z licznymi ilustracjami, Ford zapytał wprost:

Nie mógłbym go po prostu zastrzelić?

I tak zostało to sfilmowane. W drugiej części jest nawiązanie do tej sceny, lecz kiedy Ford sięga do kabury, by wyciągnąć pistolet i “po prostu zastrzelić” napastników – nie znajduje go tam i musi salwować się ucieczką. Bardzo wielu fanów Indiany Jonesa uważa, że producenci i reżyserzy przedobrzyli z dodawaniem humoru w trzeciej części. Cóż, nie sposób się z nimi nie zgodzić, gdy widzimy Marcusa Brody’ego, który nie zachowywał się tak w pierwszej części. Wiele ciekawych sytuacji dało wprowadzenie do trzeciej części ojca Indiany – w którego wcielił się Sean Connery. Spowodowało to wręcz lawinę komicznych sytuacji czy dialogów.

REKLAMA