INCEPCJA. ANALIZA POLEMICZNA
1. i 2. “O co tu chodzi?”
– czyli już śpieszę z pomocą!
Połączę dwa pierwsze punkty analizy Military’ego, gdyż w pierwszym i tak wiele odkrywczego nie znajdziemy. Tak, udało Ci się, drogi kolego, określić jeden z wątków filmu, który przy tym robi za MacGuffina. Masz rację, że nie jest on jednak głównym, gdyż Incepcja tak naprawdę kręci się wokół postaci Cobba, a potem już zaczynasz się plątać… Dlaczego uważam, że się plączesz? Oto kilka znajomych cytatów (wyróżnienia moje):
W filmie znajduje się mnóstwo wskazówek sugerujących, że nawet to,
co uchodzi za rzeczywistość, także jest snem.
Jeżeli wszystko jest snem DiCaprio (co można zacząć podejrzewać naprawdę szybko)…
Wariant “wszystko jest snem” oznacza…
Toteż jeszcze na początku punktu drugiego własnej analizy przyjmowałeś, że opcja, iż cały film jest snem jest jedną z wielu, że jest to wariant sugerowany przez pewne elementy scenariusza. Tymczasem już akapit później jakby o tym zapominasz. A jednak tak naprawdę można uznać, że – owszem – cały film jest snem (Cobb nie wrócił z limbo, do którego trafił z Mal, jego żona miała rację, zabijając się), można założyć też, że Cobb dobrze orientował się w ontologii swojego świata i rzeczywistością jest to, co rozpoznaje jako rzeczywistość (np. zakończenie filmu). Inną interpretacją wydarzeń jest ta, iż Cobb nie wydostał się dopiero z limbo, w którym znalazł się z Saito i w rzeczywistości nie udało mu się wrócić do dzieci, jakkolwiek samo zlecenie było prawdziwe. Można w końcu uznać, że w zakończeniu reżyser sugeruje środkiem odautorskim (perfidne cięcie montażowe kręcącego się bączka), że nie ma czegoś takiego, jak obiektywna rzeczywistość. Wszystkie te opcje są prawomocne i znajdują swe potwierdzenie w filmie i to stanowi właśnie o geniuszu skryptu. Nie wiemy, czy całe zlecenie od Saito jest prawdziwe, czy to tylko sen, Cobb też nie. Tak jak główny bohater nie możemy ustalić, czy pozostałe postaci nie są wyłącznie projekcjami, nie możemy rozpoznać iluzji. Brak pewności nie wyklucza jednak nadziei i dlatego Cobb podejmuje się wyzwania – gdyż istnieje możliwość, że to wszystko dzieje się naprawdę, że może wygrać powrót do domu.
Cała krytyka założeń scenariusza przedstawiona w przywoływanej analizie przeprowadzona jest z perspektywy jednego wariantu, co kompletnie wypacza wymowę filmu i uważam to za niedopuszczalne. Tak – Nolan strzeliłby do własnej bramki, gdyby zdradził się w toku akcji, że przedstawione zmagania nie są rzeczywiste, ale tego nie robi! Mówi za to “może”, dzięki czemu możemy się poczuć dokładnie tak, jak główny bohater – sytuacja analogiczna z Memento, konstrukcja scenariusza znów niejako oddaje optykę postaci, pozwala widzowi odczuć jej problem.
Wychodząc od tego punktu, pozostałe Twoje zarzuty również okazują się być nietrafne. Akceptacja śmierci żony jest jednym z ważniejszych motywów, ale nie jedynym i nie najważniejszym. Jest jeszcze sama incepcja, którą przedwcześnie skreśliłeś i wątek Fischera wraz z etycznymi pytaniami, jakie ze sobą niesie (tzn. jak ocenić z moralnego punktu widzenia to, co zrobiono młodemu dziedzicowi). Mamy symboliczne skonfliktowanie Mal i Ariadne, jest sama walka o przeżycie (gdyż trafienie do limbo jest zrównane praktycznie z kompletnym zatraceniem się). Przede wszystkim jest jednak zmaganie się ze sobą i rzeczywistością, walka o określenie świata i swojego w nim miejsca. Niedostrzeżenie większej części problematyki filmu, a potem zarzucanie mu braku głębi i sztuczne oraz nieuzasadnione pogmatwanie jest średnio poważnym podejściem.
I jeszcze słowo o dialogach, bo to kolejne miejsce, gdzie autor użył taktyki “stwierdzę coś maksymalnie kategorycznie, by czytelnikowi nie przyszło do głowy zastanowić się nad tego zasadnością.” Aktorzy nie tłumaczą do końca filmu zasad rządzących światem – wszelkie wyjaśnienia zaczynają się na dobre wraz z pojawieniem się postaci Ariadne oraz zasadniczo kończą na pierwszym poziomie snu, gdzie Cobb mówi o limbusie (później akcja nabiera takiego tempa, że co najwyżej można wyłowić jakieś krótkie, sporadyczne wzmianki). Uważam przy tym, że reżyser bardzo sprawnie i zasadnie użył postaci, która jest nowa i nie wie co i jak, do nakreślenia podstawy dla fabularnego i formalnego rozmachu, który ma nastąpić później. Choć – jak mówiłem – moim zdaniem sekcja przygotowawcza jest i tak za krótka i zbyt chaotyczna, co jest jedną z nielicznych wad filmu (mam nadzieję, że pojawi się wersja reżyserska, która poprawi ową niedoróbkę).
Sumując, Incepcja jest jednym z filmów, którym udała się trudna sztuka przepchnięcia się z czymś głębszym do szerszej świadomości, dotarła ze swoją myślą do liczby odbiorców, o jakiej ambitnym, niezależnym twórcom może się tylko marzyć. Myślę, że to może prowokować, by wytknąć masom miernotę dzieła, które wielu z miejsca uznało za najgłębsze dokonanie kina. Myślę, że bardzo elegancko można sobie tym podreperować samoocenę. Gwoli ścisłości: nie jest to zarzut stricte do autora analizy, raczej dygresja po przejrzeniu filmwebowskich komentarzy – zazwyczaj te krytyczne wobec Incepcji cechowały się o wiele bardziej agresywnym i mniej wyważonym tonem.
Podobne wpisy
Na koniec mały dodatek specjalny. Ludzi, którzy uważają, iż Incepcja przepełniona jest błędami logicznymi i nieścisłościami zapraszam do zapoznania się z owym tworem internetowej świadomości zbiorowej. Niestety wyłącznie dla znających angielski. Można tu też znaleźć wiele naprawdę zaskakujących odwołań zamieszczonych w filmie i poczytać o prawdopodobnych inspiracjach Nolana – ciekawa rzecz.
Tekst z archiwum film.org.pl (08.09.2010).