IN COLD BLOOD
Gdy powstawało “Z zimną krwią”, między Capote’em a Smithem z racji podobnych, traumatycznych przeżyć z dzieciństwa (związanych z osobą matki) zawiązała się pewna nić porozumienia, może nawet zarys przyjaźni – interesownej dla obydwu stron. Capote bez mrugnięcia okiem wykorzystywał słabość, jaką miał do niego Perry
CZĘŚĆ III
Książka “Z zimną krwią”, 1965
Gdy powstawało “Z zimną krwią”, między Capote’em a Smithem z racji podobnych, traumatycznych przeżyć z dzieciństwa (związanych z osobą matki) zawiązała się pewna nić porozumienia, może nawet zarys przyjaźni – interesownej dla obydwu stron. Capote bez mrugnięcia okiem wykorzystywał słabość, jaką miał do niego Perry. Truman wiedział, jak ważni są dla niego ci dwaj, jakie sekrety niosą w sobie, które czekają, by je odkryć; nie bez powodu nazywał swoich znajomych morderców kurami znoszącymi złote jaja. Hickock i Smith z kolei doskonale wiedzieli, że Capote pisze o nich książkę, która – w ich osądzie – będzie wybielać, a przynajmniej usprawiedliwiać ich czyn, da im szansę opowiedzenia własnej, tragicznej historii. Zgodzili się nawet na udział w sesji zdjęciowej z Trumanem, gdzie mogli zaprezentować swoje tatuaże (*). Wspólne zdjęcia Smitha i Capote, wykonane przez słynnego fotografika mody Dicka Avedona, to rzecz niecodzienna. Przedstawiają mordercę czworga ludzi pozującego wraz z Trumanem Capote, który wkrótce unieśmiertelni go na stronach swojej powieści. Unieśmiertelni też siebie, wszak “Z zimną krwią” okaże się jego najdoskonalszą książką. Nazywana będzie arcydziełem (“LIFE”), najlepszym dokumentem na temat zbrodni w USA (“New York Review of Books”) i matką nowego gatunku: literatury faktu.
Capote przez wiele lat organizował Smithowi i Hickockowi adwokatów i apelacje. Pomagał im do chwili, gdy Perry Smith opowiedział dokładnie przebieg wydarzeń krwawej nocy, kiedy to wraz z Hickockiem wtargnęli do domu Państwa Clutterów. Perry otworzył się przed Trumanem całkowicie, zaufał mu, więc gdy dowiedział się, jak ma brzmieć tytuł powieści, poczuł się przez Capote’a oszukany. Truman miał już materiał potrzebny do napisania najważniejszego rozdziału książki – szczegółowego opisu zbrodni:
Powiedziałem do Dicka, żeby oświetlił go latarką, dokładnie. I wymierzyłem strzelbę. Cały pokój eksplodował. Zrobiło się niebiesko. Jeden wielki błysk. Chryste, nie rozumiem, dlaczego w promieniu dwudziestu mil nie usłyszeli tego strzału (…) Hickock szukający pustej łuski; szybko, szybko, głowa Kenyona w krążku światła, zduszone błagania i znów Hickock, macający podłogę w poszukiwaniu łuski, pokój Nancy, Nancy nasłuchującej stukotu butów na drewnianych schodach, skrzypienie stopni, kroki są coraz bliżej, oczy Nancy, Nancy obserwującej światło latarki, poszukujące celu… (**)
Podobne wpisy
Truman Capote przestał kontaktować się ze Smithem i Hickockiem. Czekał już tylko na ich egzekucję (był zdecydowanym przeciwnikiem kary śmierci), by móc napisać zakończenie. Gdy skazani na powieszenie mordercy zaczęli na własną rękę wnosić apelacje, Capote popadł w depresję. Jak przyznał po latach, gdyby wtedy wiedział, jak wiele zdrowia, energii i czasu będzie kosztować go napisanie “Z zimną krwią”, nigdy nie zabrałby się za tworzenie tej książki. Wreszcie literackie arcydzieło ujrzało światło dzienne. Smith i Hickock dawno już nie żyli i nie dane im było przeczytać choćby jednej strony powieści, której byli głównymi bohaterami. Sam Truman nie pojawia się w książce pod żadną postacią, choć był nie tylko obserwatorem zdarzeń mających miejsce po zabójstwie Clutterów, lecz także ich uczestnikiem – twórcą i tworzywem. To przecież jemu i tylko jemu Perry Smith dokładnie zrelacjonował wydarzenia listopadowej nocy. Książkowy Perry opowiada to samo, ale już policjantom, i nie w więziennej celi, a podczas przewozu w radiowozie. I choć “Z zimną krwią” to powieść faktu, w każdym calu oparta na autentycznych wydarzeniach, Trumana Capote nie widzimy nawet podczas egzekucji, choć był jedną z osób na nią zaproszonych. Oto krótki fragment książki opisujący chwile przed wykonaniem wyroku:
– Idzie Smith.
– O kurde, nie wiedziałem, że to taki knut.
– Rzeczywiście, mały. Ale tarantula też jest mała.
Wszedłszy do magazynu, Smith rozpoznał swojego starego wroga, Deweya (jeden z policjantów biorących udział w dochodzeniu – przyp. autor), przestał żuć trzymany w ustach kawałek gumy Doublemint, wykrzywił usta w uśmiechu, po czym złośliwie i zawadiacko mrugnął do Deweya. (**)
Capote słowem nie zająknął się w książce o tym, że on sam był ostatnią osobą, z którą tuż przed egzekucją pożegnał się Perry Smith.
“Z zimną krwią” to analiza zbrodni. Odwieczny problem ludzkości: walka dobra ze złem – jak głosi napis na polskim wydaniu książki. Truman Capote nie feruje wyroków. Nie mówi, że to, to i to spowodowało, że Smith z zimną krwią poderżnął gardło Herbowi Clutterowi, a później jemu i całej rodzinie przestrzelił dubeltówką głowy. Nie odpowiada na pytanie “dlaczego”, nawet go nie zadaje, przyznając na łamach książki prawo wypowiedzi każdemu, nawet – a może przede wszystkim – swoim głównym bohaterom, mordercom:
Oni (Clutterowie) nigdy mnie nie skrzywdzili. Tak jak inni. Jak inni przez całe życie.
Może po prostu Clutterowie musieli za to zapłacić. (**)
(fragment zeznania Perry’ego Smitha)
Nie ocenia też, czy to dobrze czy źle, że dokonane zostaną dwa kolejne morderstwa, tym razem w majestacie prawa. I ta bezstronność w ocenie zbrodni i kary jest chyba największą siłą książki. Capote nie zajmuje stanowiska w sprawie. Przedstawia jedynie wydarzenia, tak jak miały miejsce, relacjonuje, choć z literackim zacięciem i niebywałym słownym rozmachem, jak przystało na prekursora perfekcyjnie skonstruowanej, usłanej detalem powieści faktu. Autor dokonuje psychologicznej wiwisekcji Smitha, wyciąga na światło dzienne i bierze pod lupę jego najskrytsze tajemnice, marzenia, wspomnienia, być może w nich doszukując się przyczyn takiego a nie innego obrotu spraw. Oto krótki fragment traumatycznych wspomnień Perry’ego z okresu dzieciństwa:
Obudziła mnie. Miała latarkę i zaczęła mnie nią bić. Biła i biła. A jak latarka jej zgasła, to biła mnie po ciemku (…) pojawiła się papuga, przybyła gdy spał (Smith) “większa od Jezusa i żółta jak słonecznik”, anioł wojownik, który oślepił zakonnice swym dziobem, wyjadł im oczy i zabił je, “błagające o litość”, a potem uniósł go (Smitha) łagodnie w powietrze, otulił i zaniósł na skrzydłach aż do “raju”. (**)
Dzięki tak piekielnej drobiazgowości czyta się “Z zimną krwią” z zainteresowaniem, jakiego nie powstydziłyby się wyssane z palca, najbardziej niesamowite kryminały czy thrillery. Tu jednak życie samo pisało gotowy, obfitujący w zwroty akcji scenariusz; gdyby policja aresztowała Smitha i Hickocka 5 minut wcześniej, ci nie odebraliby w Las Vegas paczki, w której były obciążające ich przedmioty, m.in. buty, których ślady pozostawili na miejscu zbrodni. I choć noc morderstwa opisana jest z prawdziwym pietyzmem, autorowi daleko jest do apoteozy zbrodni, która ostatnimi laty stała się plagą pop-kultury. Truman Capote rysuje przed nami panoramę kontrastujących ze sobą dróg życiowych i pokazuje eksplozję, gdy się ze sobą niespodziewanie zderzą. Z jednej strony przedstawia bogatą, żyjącą prozą dnia codziennego rodzinę Clutterów, z drugiej dwóch recydywistów, kryminalistów, złodziei, psychopatycznych tępaków – wszak, mając na koncie poczwórne morderstwo, kradną jeszcze ze sklepu gumę do żucia. Co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że Hickock miał IQ na poziomie 130.