HORRORY tak ZŁE, że aż ŚMIESZNE
Powołując się na definicję terminu, jakim jest horror, należy podkreślić, że jego głównym celem jest wywołanie u widza uczucia grozy, niepokoju lub obrzydzenia i szoku. W większości przypadków filmy tego gatunku skupiają się na epatowaniu przemocą i krwią, natomiast rolę antagonistów pełną seryjni mordercy, duchy, wilkołaki, czy wampiry. Na przestrzeni lat gatunek ewoluował i dziś widz mierzy się z tak zwanym horrorem postmodernistycznym, gdzie poszczególne tropy oraz motywy są dekonstruowane na każdy z możliwych sposobów.
W poniższym zestawieniu przedstawiono “perełki” gatunku, dzieła, które okazały się tak źle zrealizowane, iż momentami popadają w śmieszność, co daje efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Na liście znalazły się nie tylko filmy stanowiące kontynuację klasycznych już horrorów, lecz także znane tylko wąskiej grupie kinomanów produkcje z pogranicza kina klasy B, po które warto sięgnąć.
Troll 2 (1990)
Podobne wpisy
Film został okrzyknięty jednym z najlepszych złych filmów i trzeba przyznać, że zasłużenie. Wielu fanów gatunku pamięta kultową już scenę, kiedy jeden z bohaterów, zdając sobie sprawę, że zostanie zjedzony przez gobliny, komicznie wykrzykuje: „Oh my God”, co czyni ten występ jednym z najgorszych w historii. Troll 2 teoretycznie powinien być sequelem, niemniej mamy do czynienia z tworem zupełnie niezwiązanym z produkcją o tym samym tytule, tyle że bez dwójki obok. Oryginalnie zatytułowany był jako Goblin, dystrybutorzy uznali jednak, że dużo lepszym pomysłem będzie zmiana tytułu na Troll 2. Sam pomysł filmu o goblinach wegetarianach już od samego początku wydaje się tak absurdalny, że (jak można się było spodziewać), nikt nie wziął go na poważnie. Całość składa się bowiem z fatalnych dialogów, słabego aktorstwa i przeciwników, którzy bardziej śmieszą, niż straszą. Dziś film ma status kultowego i bawi dokładnie tak samo, jak za pierwszym razem.
Czarna owca (2006)
Filmowi bliżej do czarnej komedii aniżeli pełnoprawnego horroru, niemniej mamy tu do czynienia ze zmutowanymi owcami żądnymi krwi niczego niespodziewających się bohaterów, a trup ściele się gęsto ku uciesze fanów. Więcej w tym jednak zamierzonego bądź niezamierzonego humorystycznego podejścia aniżeli horrorowego, chociaż fani gore będą wręcz wniebowzięci. Przypuszczam zresztą, że nikt nie podchodzi całkowicie na poważnie do produkcji, gdzie głównym zagrożeniem są śliczne, puchate owieczki. Warto zwrócić uwagę na scenę walki z owcą w pędzącym w stronę urwiska samochodzie – ta przeszła już do historii.
Islandzka masakra harpunem wielorybniczym (2009)
Cóż, tytuł mówi sam za siebie. Mamy do czynienia z typowym slasherem, gdzie nastolatkowie znaleźli się w złym miejscu o złym czasie i są mordowani za pomocą harpunów (uwaga, spoiler!) nie przez jednego, nie przez dwóch… ale przez kilku psychopatów. Niestety, produkcja w dość nieudolny sposób próbuje naśladować Teksańską masakrę piłą mechaniczną, wpadając w śmieszność już od samego początku. Nie pomaga w tym wszystkim obecność Gunnara Hansena, który pojawił się także we wspomnianej wyżej produkcji. Pierwszy islandzki horror reklamowany był następującymi słowami: “Powinniście zobaczyć, jeżeli macie poczucie humoru”, i niestety dużo w tym prawdy, gdyż strachu na seansie na pewno nie uświadczycie.
Król Trupiogłowy (1986)
Zanim Clive Barker powołał do życia na dużym ekranie Wysłannika piekieł, stworzył Króla Trupiogłowego. Fabuła jest niezwykle prosta. Farmer uwalnia demona, który sieje spustoszenie. Produkcja zamiast straszyć, jak zresztą skutecznie robił to kolejny film Barkera (po dziś dzień mam ciarki w scenie powstania ze zmarłych), bardziej śmieszy. Tragiczne dialogi, efekty specjalne i sceny morderstw sprawiają, że widz dużo częściej będzie się śmiał, aniżeli krzyczał ze strachu. Reżyser w jednym z wywiadów pokreślił jednak, że doświadczenie na planie zainspirowało go do zajęcia się Wysłannikiem piekieł, dlatego można śmiało powiedzieć, że mimo wszystko wynikło z tego coś dobrego.