search
REKLAMA
Artykuł

HEIMKEHR. Film, który miał uzasadniać niemiecką agresję na Polskę

Adam Gaafar

12 kwietnia 2017

REKLAMA

Joseph Goebbels – minister propagandy w rządzie Hitlera – miał kiedyś powiedzieć, że “film jest narzędziem edukacyjnym mającym kształtować niemiecką młodzież”. Nakręcony w 1941 roku Heimkehr (Powrót do ojczyzny) ukazywał prawdziwy sens tych słów. W tej zdecydowanie antypolskiej agitce przekonywano wprost: Wehrmacht nie napadł na Polaków, lecz przybył z pomocą gnębionym przez nich Niemcom. 

Upokarzani, bici i prześladowani. Tak zdaniem twórców filmu Heimkehr miała wyglądać codzienność mieszkającej na Wołyniu mniejszości niemieckiej. Oprawcami byli odstraszający wyglądem Żydzi i Polacy. Grubiańscy, nietolerancyjni i okrutni. Nękający miłujących pokój rodaków Goebbelsa i spółki.

Heimkehr to dzieło propagandowe najniższych lotów, w którym nie silono się na przemycanie ukrytych przekazów. Wykreowany w nim świat jest bardzo prosty: dzieli się na swojskich “MY” i niebezpiecznych “OBCYCH” (cóż z tego, że stanowiących większość i mieszkających na własnej ziemi). Całość tych prymitywnych manipulacji dopełniają kulminacyjne słowa głównej bohaterki, które najlepiej chyba pokazują, jaką postawę starano się wzbudzić w widzu:

Wyobraźcie sobie, jak to będzie, mieszkać pośród Niemców. Jeśli wejdziecie do sklepu, nikt nie będzie gadać po polsku albo po żydowsku, a tylko po niemiecku. Nie tylko wieś, a cała okolica, całe państwo będzie niemieckie. Gleba na polu będzie niemiecka i kamienie, i trawa, i leszczyna. I nie tylko żyjemy niemieckim życiem, a też umieramy niemiecką śmiercią. Nawet zmarli zostaniemy Niemcami, i zostaniemy częścią Niemiec, niemiecką glebą…

Goebbels, który od dawna zabiegał o tę produkcję, nie szczędził pieniędzy na jej realizację  – Heimkehr był najdroższym filmem w historii hitlerowskiej kinematografii. Nad produkcją czuwał sam Heinrich Himmler, który odpowiadał m.in. za odpowiednią oprawę wizualną (wszystkie projekty dekoracji musiały zyskać jego akceptację). Zdjęcia rozpoczęły się w styczniu 1941 roku w wiedeńskich studiach filmowych, a sceny plenerowe nakręcono w kurpiowskim miasteczku Chorzele oraz w Szczytnie. Reżyserię powierzono Gustavowi Ucicky’emu – synowi światowej sławy malarza Gustava Klimta.

W rolę głównej bohaterki wcieliła się austriacka gwiazdorka Paula Wessley. Polscy żołnierze i policjanci zostali natomiast zagrani przez szeregowców z SS i Gestapo. W filmie wystąpili też byli warszawscy aktorzy oraz okoliczni mieszkańcy, ściągnięci przez kolaborującego z okupantem aktora Igo Syma. Na ekranie można było zobaczyć m.in. Hannę Chodakowską, Michała Plucińskiego, Bogusława Samborskiego i Józefa Kondrata (stryja Marka Kondrata). Cała czwórka występowała przed wojną na deskach Teatru Polskiego. 19 lutego 1943 roku polskie władze podziemne skazały ich na karę infamii. W akcie oskarżenia znalazł się zarzut “lżenia narodu i Państwa Polskiego”.

Oprócz nich podziemie ukarało naganą czterech innych aktorów Teatru Polskiego, uznając ich za winnych współudziału w nagrywaniu antypolskiego filmu. Byli to: Jerzy Pichelski, Franciszek Dominiak, Józef Woskowski i Stanisław Grolicki. Po wojnie wszyscy twierdzili, że nie zagrali w tym obrazie dobrowolnie – Igo Sym miał im dawać jasno do zrozumienia, że odmowa będzie oznaczała kłopoty dla ich najbliższych.

Akcja filmu toczy się w marcu 1939 roku w jednym z miasteczek na Wołyniu. Piewcy pokoju – żyjący w okolicy Niemcy – są szykanowani i poniżani przez Polaków. Słowiańscy sąsiedzi niszczą ich dobytek, palą książki, biją mężczyzn, kamieniują kobiety. W jednej z najbardziej znamiennych scen plugawy oprych wyrywa Niemce wisiorek ze swastyką. Jednym słowem: Polacy chcą zniszczyć wszelkie elementy kultury i tożsamości niemieckiej. Czarę goryczy przelewa próba zamknięcia niemieckiej szkoły. Głowna bohaterka jedzie w tej sprawie do Łucka, aby nakłonić wojewodę do zmiany decyzji. Bezskutecznie. W międzyczasie terror nabiera na sile.

“Nie mogę uwierzyć, że tacy są wszyscy Polacy” – mówi przez łzy zrozpaczona Niemka. A Goebbels przekonuje widzów, że rodacy Piłsudskiego są jeszcze gorsi – w jednej z ostatnich scen wszyscy Niemcy, bez względu na wiek i płeć, zostają wtrąceni do lochu. W ścisku i wilgoci spędzają tam całą noc. Nazajutrz kilku Polaków otwiera do nich ogień maszynowy. I gdy wydaje się, że wszyscy zaraz zginą, nadchodzi wybawienie – na pomoc ruszają dziarscy żołnierze Wehrmachtu, wspierani przez  dywizje czołgów i eskadry  samolotów. Goebbels miał jasny przekaz dla międzynarodowej opinii publicznej: Polskę trzeba było zaatakować, aby ratować Niemców.

Agitka miała uzasadniać coś jeszcze: tytułowy powrót do ojczyzny nie oznacza ewakuacji mniejszości niemieckiej z terenów wschodnich, lecz przyłączenie tych ziem do Rzeszy. Wpisywało się to w wyłożoną już w XIX wieku koncepcję Drang nach Osten, czyli ekspansji terytorialnej na Wschód. Heimkehr miał zatem ostatecznie przypieczętować tą “dziejową konieczność”. 

Film zadebiutował na srebrnym ekranie 10 października 1941 roku w Wenecji. Od tego czasu wyświetlano go regularnie w kinach na terenie okupowanej Polski (w reakcji na podobne obrazy, szkalujące dobre imię Polaków, powstało słynne hasło: “Tylko świnie siedzą w kinie”). Heimkehr okazał się dla niemieckiej propagandy kasowym sukcesem: przy budżecie 3,5 mln marek, przeznaczonym na jego realizację, przyniósł wpływy rzędu 4,6 mln marek.

Tymczasem w tle filmu rozgrywały się tragiczne losy polskich aktorów. Kolaborant Igo Sym nie dożył nawet premiery – 7 marca 1941 roku został zastrzelony przez żołnierzy Związku Walki Zbrojnej. 18 listopada 1948 roku w Warszawie rozpoczęła się rozprawa czterech aktorów, którzy wystąpili w Heimkehr. Wanda Szczepańska, odtwórczyni roli bileterki, została skazana na 12 lat więzienia. Michał Pluciński, wcielający się w postać sierżanta policji, otrzymał  5 lat, a Stefan Golczewski (rola chuligana) oraz Juliusz Łuszczewski (w roli agresywnego  gospodarza) dostali po 3 lata.

Sąd skazał również zaocznie Bogusława Samborskiego – odtwórcę roli burmistrza. Uznano, że jego udział w filmie był na tyle znaczący, że wymierzono mu najwyższy wymiar kary: dożywocie. Aktor nie odsiedział jednak w polskim więzieniu ani jednego dnia. Po śmierci Igo Syma zaczął obawiać się o swoje życie, dlatego jeszcze przed zakończeniem wojny opuścił Polskę, ukrywając się w Austrii. Po ogłoszeniu wyroku dożywocia na dobre opuścił Europę – wyjechał do Argentyny, gdzie mieszkał już do końca swych dni.

REKLAMA