search
REKLAMA
Seriale TV

HAPPY! SEZON 2. Kontynuacja, na którą nikt nie czekał

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

16 czerwca 2019

REKLAMA

Sezon pierwszy Happy! był zaskakującym powiewem czegoś świeżego. Muszę przyznać, że dawno nie bawiłam się tak dobrze, oglądając serial. I chociaż wydawało mi się, że mamy do czynienia z zamkniętą całością, twórcy stwierdzili, że trzeba iść za ciosem i dali światu sezon numer 2. Niestety choć pierwsze dwa odcinki dają cichą nadzieję na fun, dużą ilość krwi i przegiętego humoru, tak reszta sezonu udowadnia, że mamy do czynienia z dziełem zbędnym, o zmarnowanym potencjale.

Tym razem dzielny były glina, zabójca na zlecenie, alkoholik i narkoman w jednym – Nick Sax – stara się być przykładnym ojcem i porzuca swoje nałogi na dobre. Niestety jego najbliżsi nie potrafią pozbierać się po wydarzeniach z poprzedniej części, a na horyzoncie majaczy nowe zagrożenie, jakim jest Orcus – demibóg, który zadomowił się w ciele Blue Scaramucciego. Do tego wszystkiego dodajmy nazistów, przybyszów z innego wymiaru oraz tajne stowarzyszenie. I niestety, ale nie otrzymamy przepisu na sukces.

Drugi sezon pełen jest wątków, które na pierwszy rzut oka mają wydawać się pokręcone, jednak na dłuższą metę irytują. Weźmy chociażby Amandę, byłą żonę Nicka, która znajduje się non stop na cukierkowym haju, jest w ciąży z nie wiadomo kim, plus zostaje wyrzucona z pracy i zaniedbuje swoją córkę. Muszę przyznać, iż w tym sezonie to postać, która niesamowicie irytuje, i miałam cichą nadzieję, że grająca żonę głównego złoczyńcy Ann-Margret jej w końcu przywali, bo było to autentycznie nie do zniesienia. Kolejny wątek, córki Saxa, Hailey, jest wyjątkowo nudny – nie wiem, dlaczego twórcy postanowili, że dzielna nieustraszona dziewczynka z poprzedniego sezonu zostanie małoletnią morderczynią, która jest wiecznie jest nadąsana, że dorośli ją okłamują. Zupełnie tego nie kupiłam, a jej przemiana i kolejne przygody ze Smoothiem u boku jedynie powodowały u mnie niekontrolowane ziewanie.

O ile bożonarodzeniowa otoczka nadawała produkcji charakter, bo w końcu, kto z nas nie kocha tych świąt, tak skupienie się na Wielkanocy, czyli święcie, które w takiej Ameryce niby jest, ale nie jest zbytnio celebrowane – o czym zresztą mówią bohaterowie serialu – wydaje się niejako strzałem chybionym. I tak, zdaję sobie sprawę z faktu, iż twórcy postanowili skupić się na czymś innym, jednak atmosfera Wielkanocy nie oddziałuje na widza tak jak chociażby kolędy, ozdoby choinkowe czy cała magia świąt. Jak dla mnie pomysł zupełnie niewykorzystany, przez który większość widzów zrobi tylko “meh”. W dodatku twórcy tylko przez chwilę skupiają się na Wielkanocy, by pomysł ten całkowicie porzucić w dalszych odcinkach. Czyli całe nawiązanie, jak widać, było zupełnie niepotrzebne.

Podobnie jak w pierwszym sezonie aktorsko cała produkcja trzyma się dzięki genialnemu Christoperowi Meloniemu w roli Nicka oraz Pattonowi Oswaltowi, który użycza głosu niebieskiemu jednorożcowi. Tak naprawdę, dla ich potyczek słownych oraz interakcji warto odpalić nowy sezon. Drugi z aktorów udowadnia, iż jest naprawdę dubbingowym skarbem, gdyż tytułowy Happy to już nie tylko radosny jednorożec, w tym sezonie musi bowiem niestety dorosnąć i znaleźć swój cel w życiu. Meloni daje z kolei popis, wcielając się w bohatera walczącego z nałogami i nie najlepiej radzącego sobie w tych zmaganiach. Uwielbiam oba jego wcielenia i jak już wspominałam, tylko dobre aktorstwo ratuje serial całkowicie przed porażką.

Nie należy także zapominać o genialnym Christopherze Fitzgeraldzie, który dostał znacznie więcej czasu ekranowego i wykorzystuje go do maksimum. Jego Sonny Shine to połączenie zboczonej, psychopatycznej gwiazdy programów dla dzieci, która nie cofnie się przed niczym, by zdobyć sławę. Co prawda, znałam go wcześniej wyłącznie z teatralnych dokonań, jednak już na pierwszy rzut oka widać, że na małym ekranie czuje się jak ryba w wodzie i przyznam, że mogę go oglądać na okrągło. Niestety udział Robala na tym ucierpiał, gdyż widzimy go dosłownie w dwóch scenach. A to wielka szkoda, gdyż był on prawdziwą gwiazdą serii.

Niestety produkcja cierpi niezwykle na nadmiar nowych wątków, które nigdy nie zostały wytłumaczone albo też twórcy porzucają je całkowicie w połowie sezonu, licząc, że widzowie również o nich zapomną. Sam pomysł krwawej Wielkanocy był jak najbardziej chwalebny, jednak nic z tego nie wynika. O ile punktem wyjścia do wszystkiego, co działo się w sezonie pierwszym, było porwanie Hailey, tak tutaj nie za bardzo wiem, co miałoby nadać fabule sens. Po prostu nie wiem, co miałoby łączyć wszystkie wątki razem, gdyż wszystkiego jest zbyt dużo.

Na plus należy zaliczyć absurdalną wręcz przemoc, która w sezonie drugim została podkręcona do granic możliwości. Nick stara się nikogo nie zabić, zgodnie z przyrzeczeniem danym byłej żonie i córce, co prowadzi do szeregu zabawnych momentów, pełnych krwi, przesadzonej choreografii scen walk, polanych gęstym sosem obrzydliwości. Niestety w dalszych odcinkach wybrzmiewa tylko słabe echo tego, co działo się w sezonie numer 1. Nawet dzielny, naczelny psychol, czyli Smoothie, nie dostaje za dużo do roboty, poza odcinkiem, gdzie obdziera człowieka żywcem ze skóry i wkłada go do wielkiego czekoladowego królika. Kolejny niewykorzystany potencjał postaci, która bawiła, a w tym przypadku jest tylko smutnym cieniem samego siebie. Wielka szkoda.

Bardzo mocno zastanawiam się, dla kogo jest ten sezon i niestety nie znajduję jednoznacznej odpowiedzi. Druga odsłona przygód Nicka Saxa i jednorożca to tylko marne popłuczyny po pierwszej serii, trzyma się wyłącznie dzięki niesamowitym wręcz występom aktorskim. Reszta jest niestety do szybkiego zapomnienia, gdzie brak radosnej przemocy i mordów niestety wpływa znacząco na efekt końcowy. Z jednej strony mamy bowiem prawdziwy melodramat, podczas gdy z drugiej – no właśnie co? Sezon pierwszy idealnie domknął wątki, dlatego rozciągnięcie historii na kolejne wydaje się niezwykle sztuczne i niepotrzebne. Dla mnie obejrzenie drugiej odsłony to niestety strata czasu.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA