GENIUSZ. Seks, fizyka i skrzypce, czyli Albert Einstein, jakiego nie poznaliście w szkole
Takie ujęcie tematu sprawiło, że znaczna część zaprezentowanej historii dotyczyła poczynań tytułowego geniusza w czasach przed zdobyciem nagrody Nobla, a to z kolei doprowadziło do sytuacji, która przynajmniej dla części widzów mogła być rozczarowaniem. Mam na myśli oczywiście miłośników Geoffreya Rusha, którego nazwisko było jednym z głównych elementów promocji serialu, jednak zdobywca Oscara, dwóch Złotych Globów i trzech nagród BAFTA pojawia się w zaledwie połowie odcinków, znacznie ustępując pola odgrywającemu młodego Einsteina Johnny’emu Flynnowi. Wybór urodzonego w RPA Brytyjczyka sam w sobie jest ciekawy. Johnny, przyrodni brat znanego z Gry o tron Jerome’a Flynna, to indierockowy muzyk z niewielkim doświadczeniem aktorskim (Lovesick, Sils Maria). Wygląda jednak na to, że zawód ma we krwi, co udowodnił swoją kreacją. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że przyćmił tym występem samego Rusha!
Oczywiście Geniusz to nie tylko ta dwójka. Trudno pominąć doskonałą chemię między Flynnem i odgrywającą jego największą miłość, Milevę Marić, Samanthą Colley (Victoria) czy Rushem i towarzyszącą mu Emily Watson (Przełamując fale, Equilibrium), ale także innym postaciom nie można niczego zarzucić, a to znak, że świetną robotę odwaliły tu osoby odpowiedzialne za casting oraz charakteryzację. Dobór aktorów jest bezbłędny, a przecież przewinęło się ich naprawdę sporo…
Każdy z odcinków serii można by uznać za odrębną opowieść z własnym motywem przewodnim, którego przekaz podkreślany jest przez zahaczenie o historię innych słynnych osobistości (nie tylko świata nauki). I tak oto szerzenie się nazistowskiej propagandy zobrazowano zamachem na Walthera Rathenaua; egoizm Einsteina i jego całkowite oddanie nauce, uderzające w związek z Milevą Marić, skonfrontowano z Pierre’em Curie odmawiającym nagrody Nobla, gdy pominięto jego żonę, Marię Skłodowską; nie oszczędzono nam też amerykańsko-niemieckiego wyścigu atomowego, w którym Einstein mimowolnie uczestniczył, podczas gdy po drugiej stronie barykady stanął (i możliwie jak najbardziej spowalniał prace nazistowskiego zespołu) Werner Heisenberg – co akurat uznaję za jeden z niewielu błędów w całej produkcji. Jest to bowiem jedyna postać historyczna, którą ukazano w jednoznacznie pozytywnym świetle, choć akurat ta wersja wynika z powojennej linii obrony Heisenberga, a jego rzeczywisty udział w niedopuszczeniu do stworzenia przez III Rzeszę bomby atomowej jest kwestią dyskusyjną.
Podobne wpisy
Pozostając przy niedociągnięciach serialu National Geographic, wskazałbym jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to zbyt nagły przeskok między odgrywanymi przez Johnny’ego Flynna i Geoffreya Rusha wcieleniami Einsteina. Wygląda to dość dziwnie, gdy między latami 1919 a 1921 postać postarza się wizualnie o jakieś trzydzieści lat. Mam jednak wrażenie, że nie jest to wina charakteryzacji, lecz… kontraktu odtwórcy starszej wersji – trudno byłoby wyobrazić sobie serial bez twarzy, która go promowała, jednak nie sposób nie domyślić się, że gaża Rusha była zapewne najwyższą wśród całej ekipy. I tak przechodzimy do sprawy numer dwa: równie dużo oszczędności przyniosła zapewne także spora rozbieżność pomiędzy akcją przed rokiem 1919 a tym, jak szybko opowiedziano kolejne 36 lat życia twórcy teorii względności. Z jednej strony można tu odnieść wrażenie, że postać Einsteina była znacznie ciekawsza przed zdobyciem powszechnego uznania, z drugiej zaś, że filmowcom po prostu zabrakło czasu na wdawanie się w szczegóły. Jedną z ofiar tego pośpiechu stał się choćby budowany tak starannie przez każdy z dziesięciu odcinków konflikt między głównym bohaterem a profesorem Philippem Lenardem – antysemitą, zdeklarowanym nazistą – którego pominięcie w finalnym rozrachunku pozostawiło widzów z pewnym niedosytem.
Koniec końców Geniusz jest jednak solidną biografią wielkiego człowieka, całkiem sprawiedliwie oddającą mu honor, nie stroniąc przy tym od sumiennego rozliczenia także jego licznych wad i grzeszków. Jak wspomniałem na początku, serial doczeka się kolejnego sezonu, skupiając się jednak na zupełnie innej postaci. Obserwując szybki rozwój sytuacji w końcówce pierwszego sezonu, trudno było się nie domyślić, że już niedługo dane nam będzie towarzyszyć Albertowi Einsteinowi. Wiele było dociekań i propozycji odnośnie do tego, kto powinien zostać bohaterem kolejnej serii, jednak i w tej kwestii NatGeo postanowiło nas zaskoczyć. Przed kilkoma dniami ujawniono bowiem, że na tapet pójdzie tym razem Pablo Picasso. Czy wyjdzie to równie ciekawie, jak w pierwszym sezonie? Zobaczymy, ale teraz twórcy będą musieli włożyć w ten projekt o wiele więcej pracy – nie dość, że sami wysoko ustawili sobie poprzeczkę, to jeszcze rozsierdzili konkurencję z Discovery, która już pracuje nad własnym wysokobudżetowym serialem. I dobrze, bo najwięcej zyskują na tym oczekujący wysokiej jakości widzowie.
korekta: Kornelia Farynowska