Finansowe KLAPY science fiction, które ZASŁUGUJĄ na drugą szansę
TITAN: Nowa Ziemia
Budżet: 75 mln $ / Wpływy ogółem: 37 mln $
Bajka dla dużych dzieci – takim mianem można określić dzieło, przy którym tworzeniu palce maczał nie kto inny, a sam Joss Whedon. Ta żywiołowa animowana space opera zaprasza nas do odbycia kosmicznej podróży u boku niejakiego Cale’a, nieustraszonego i zbuntowanego młodzieńca. Widziałem ten film kilka razy i do dziś nie wiem, co takiego mogło wpłynąć na jego kiepski odbiór. Może w fabule dało się odczuć pewne luki, a może tonacja nie do końca przypadła do gustu rodzicom, którzy wybrali się na seans z dziećmi. Titan jest produkcją nierówną, ale akurat mnie każdorazowo dostarczał dużej porcji pozytywnych, odświeżających wrażeń. Śmiem twierdzić, że takich ryzykownych, mroczniejszych, energicznych animacji się już po prostu nie robi, bo przestało się to opłacać. Szkoda.
Zagubieni w kosmosie
Budżet: 80 mln $ / Wpływy ogółem: 136 mln $
W momencie gdy serialowi Zagubieni w kosmosie doczekali się już trzeciego sezonu, w czym można upatrywać sukcesu produkcji, film z 1998 roku o tym samym tytule raczej odszedł już w zapomnienie. Niesłusznie. Dla mnie to kawał solidnego widowiska SF, ze stylistycznym sznytem lat 90. Jest też przy tym dobrze zagrany, ma odpowiednie tempo i świetną muzykę. Jeśli ciekawi was, w czym oprócz Przyjaciół wystąpił Matt LeBlanc, lub wydaje się wam, że znacie już wszystkie czarne charaktery w wykonaniu Gary’ego Oldmana, zajrzycie do Zagubionych w kosmosie. Fajna to przygoda w kosmosie, bo niezobowiązująca, łącząca się nadto umiejętnie z kinem familijnym.
Gra Endera
Budżet: 110 mln $ / Wpływy ogółem: 125 mln $
Były wielkie plany. Były wielkie nadzieje. Przecież literacka podstawa Gry Endera to prominentny cykl książek SF autorstwa nie byle kogo, bo samego Orsona Scotta Carda. Ten film miał być zatem tylko przygrywką do nowej wysokobudżetowej serii science fiction. Nic z tych planów nie wyszło, czego osobiście do dziś nie mogę zrozumieć. Grze Endera nie brakuje rozmachu, nie brakuje emocjonujących momentów. Nie w nich jednak tkwi esencja tego projektu. Przy udziale dobrze dobranych aktorów film porusza bardzo ciekawe wątki z zaplecza fantastyki militarnej, w tym przede wszystkim dorastania w poczuciu misji, odpowiedzialności i dążenia do przywództwa. Nie jest także pozbawiony fabularnych zaskoczeń, co sprawia, że seans pamięta się nawet po latach. Szkoda całego tego wysiłku, którzy rozmył się w kosmicznej przestrzeni.
Istota
Budżet: 30 mln $ / Wpływy ogółem: 27 mln $
Vincenzo Natali to jeden z moich ulubionych twórców science fiction. Jego Cube z 1997 roku to dla przykład nieco zapomnianego już arcydzieła SF. Takiej mrocznej, oryginalnej, intrygującej i autorskiej fantastyki robi się dziś bardzo mało. Natali, zanim na dobre zbratał się ze światem seriali telewizyjnych (można podziwiać jego pracę m.in. w Westworld, a ostatnio w Bastionie), nakręcił po Cube jeszcze kilka pełnych metraży. Jednym z nich jest Istota. To takie SF w stylu Davida Cronenberga, bo dużo tu cielesności, dużo tu biologii. Jest jednak tak, jak to u Natalego – oryginalnie i intrygująco. Bardzo możliwe, że momentami przesadnie oryginalnie, bo to prawdopodobnie przez swoje fabularne odjazdy Istota nie zdołała zdobyć serc widzów. Warto dać temu filmowi szansę, snując jednocześnie smutną refleksję nad kondycją współczesnego SF, w którym się już nie próbuje tworzyć czegoś nowego, tylko jedzie po linii najmniejszego oporu.
Valerian i Miasto Tysiąca Planet
Budżet: 177 mln $ / Wpływy ogółem: 225 mln $
To jedna z tych filmowych klap SF, która nie tylko zasługuje na drugą szansę, ale jeszcze aż prosi się o sequel. Nie potrafię zrozumieć, co takiego sprawiło, że się ten film widowni ostatecznie nie spodobał. Energiczny, kolorowy, wciągający. Dobrano dobrych aktorów, udanie zaprojektowano świat, w którym odbywa się akcja. Co prawda oparta na komiksach fabuła zdradza symptomy niestabilności, czuć, że trochę pokracznie pozszywano ją z różnych zeszytów, ale nie zmienia to faktu, że bardzo łatwo jest się w niej odnaleźć i bardzo łatwo jest polubić ten świat. To zaskakujące, jak trudno jest na rynek SF wprowadzić produkt, który ma zainicjować nową markę, otworzyć nową serię. Pamiętamy też Johna Cartera. U Bessona ponownie – były wielkie plany, które zakończyły się fiaskiem. A głupoty w nowych Gwiezdnych wojnach łykamy bez popity, dając twórcom zarobić miliony.