Finansowe KLAPY science fiction, które ZASŁUGUJĄ na drugą szansę
To już pewne. Matrix Zmartwychwstania, produkcja, w której wielu fanów SF pokładało nadzieje, okazała się dość spektakularną klapą finansową. Tak właśnie spada się z wysokiego konia. Najwyraźniej Lanę Wachowski przygniotła własna ambicja. Ciekawi mnie jednak, czy po latach będziemy o tym filmie mówić w tym samym kontekście, co o reszcie filmów z tego zestawienia. Bo to, że Zmartwychwstania nie są tak złe, jak się wydaje, czułem już po pierwszym seansie.
Tymczasem zapoznajcie się z moim typowaniem innych filmów SF, którym, choć zaliczyły w kinach klapę, warto jednak dać drugą szansę.
1000 lat po Ziemi
Budżet: 130 mln $ / Wpływy ogółem: 244 mln $
To był moment, w którym M. Night Shyamalan nie miał dobrego pijaru. Po serii klap amerykański reżyser indyjskiego pochodzenia zdecydował się na wejście w świat science fiction, widząc w tym szansę na odkupienie win. Dogadał się z Willem Smithem, zaprosił też jego syna, co miało jeszcze bardziej podkreślić rodzinny charakter tej produkcji. 1000 lat po Ziemi opowiada bowiem o podróży ojca i syna na planetę dawniej zamieszkałą przez ludzi. Więź między dwójką bohaterów zostaje poddana próbie w konfrontacji z dziczą. Nie wszystko się w tym filmie udało, co do tego jestem się w stanie zgodzić. Efekty specjalne mogły być lepsze, historia z kolei odrobinę mniej ckliwa. Ale będąc z wami zupełnie szczerym, film mi się podobał i z pewnością przyjdzie taki moment, w którym przypomnę go sobie z synem.
Tajemnica Syriusza
Budżet: 14 mln $ / Wpływy ogółem: 6 mln $
Gdy mowa o filmach opartych na prozie Philipa K. Dicka, łatwo przychodzi na myśl Łowca androidów czy Raport mniejszości. O wiele trudniej jest nam przypomnieć sobie Tajemnicę Syriusza. Film po części zasłużył sobie na zapomnienie, gdyż to wyjątkowo siermiężne widowisko z B-klasowym sznytem i kiczowatymi efektami specjalnymi. Ale cóż z tego, jeśli znany z RoboCopa Peter Weller jest niezmiennie charyzmatyczny, a sam film ma trudny do opisania, przyciągający uwagę klimat kosmicznego odosobnienia. Klapa to jakich mało, owszem, ale jest to jednocześnie jedna z tych produkcji SF, które po latach będą cieszyć się kultowym statusem.
Kroniki Riddicka
Budżet: 105 mln $ / Wpływy ogółem: 115 mln $
Jestem fanem filmowej serii przygód Richarda B. Riddicka. W gatunku space opery stanowi ona bardzo interesującą alternatywę dla harcerzykowatego Star Treka. Riddick, brawurowo odegrany przez Vina Diesla, to bowiem taki kosmiczny zakapior, awanturnik, który od używania siły argumentów preferuje stosowanie argumentu siły i nadnaturalnych zdolności. Druga cześć serii jego przygód to fragment historii bohatera, który charakteryzuje się najbardziej otwartym światem. Kontekst się wyraźnie poszerza, w odróżnieniu od kameralnego Pitch Black i Riddicka. A im więcej trzeba było pokazać, tym więcej pieniędzy poszło na realizację, co zwiększyło ryzyko klapy finansowej. Nie opłaciło się twórcom nakręcenie Kronik Riddicka, przez co na trzecią część cyklu musieliśmy czekać dobrych parę lat. Jest to jednak film, któremu warto dać szansę, bo prezentuje zupełnie inną jakość. Więcej tu polityki, więcej dialogów, więcej postaci, więcej akcji, widoczków, scenografii i kostiumów. Dobre to widowisko.
Atlas chmur
Budżet: 128,5 mln $ / Wpływy ogółem: 130 mln $
Rodzeństwu Wachowskich ścieżka kariery układała się podobnie jak M. Nightowi Shyamalanowi. Po wydaniu na świat arcydzieła filmografia zaczęła notować równię pochyłą. Choć równie dobrze w tym zestawieniu mógłbym podać za przykład niesłusznie zapomnianego Speed Racera, to jednak zdecydowałem, że Atlas chmur jest przykładem bardziej dobitnym. Dowodzi on bowiem tego, że złą passę bardzo trudno jest odwrócić. Bez względu na starania twórców, którzy za sprawą kilku niekoniecznie dobrych wyborów grzęzną w strefie nieprzychylnych recenzji, wysiłek może nie zostać doceniony. A przecież w przypadku Atlasu chmur mamy do czynienia z filmem ze wszech miar jakościowym, nietuzinkowym, oryginalnym, od pierwszych minut interesującym widza swym wielowarstwowym konceptem. Oczywiście, w pewnym momencie da się odczuć, iż rodzeństwo Wachowskich dało się ponieść filozofii, przez co film stwarza wrażenie przeintelektualizowanego, ale szczerze mówiąc, w gatunku science fiction życzyłbym sobie więcej takich duchowych podróży.