GHOST IN THE SHELL, czyli jak filozoficzne rozważania sprzedać masowemu odbiorcy
Biorąc pod uwagę to wszystko, niebezpieczeństwa płynące ze stopniowego przenoszenia ludzkiej świadomości do sieci zdają się zaledwie tłem dla znacznie poważniejszych problemów. A to akurat powinno obchodzić nas wszystkich, bo czy chcemy czy nie, proces ten już się rozpoczął.
Czego spodziewać się po amerykańskiej adaptacji?
Podobne wpisy
Nie chcę być tu adwokatem hollywoodzkiej wersji Ghost in the Shell, jednak staram się patrzeć na sprawę trzeźwo. To blockbuster. Paramount wpakowało w niego kupę kasy. Film na pewno będzie poprowadzony dość bezpiecznie, co może skutkować spłyceniem jego pierwotnego przekazu. Jednak już trailery pokazują, że na pewno otrzymamy w nim więcej treści niż w przypadku anime. Oczywiście to też spowoduje, że pewne rzeczy zostaną nam wyłożone bardziej łopatologicznie, ale pamiętajmy, że ta produkcja nie została stworzona dla fanów oryginału. Ona powstała dla mas. Skoro już Oshii mógł spłycić bardzo mocny przekaz Shirowa, Sanders może pójść jeszcze dalej. A wszystko w imię dotarcia do jak największej liczby widzów.
Trzeba też docenić fakt, że poza tym, iż pomyślano o masowej widowni, zrobiono ukłon w stronę ludzi znających już materiał źródłowy. Mówię tu zarówno o wspomnianych już scenach, które zaczerpnięto z anime, jak i zatrudnieniu oryginalnych aktorów dubbingowych (między innymi Atsuko Tanaka) do japońskiej wersji językowej. Zrobiono naprawdę wiele, by film wypadł jak najlepiej, i wiem, że wsparcie nazwisk związanych z wcześniejszymi produkcjami o Major Kusanagi czy też wydawnictwem Kodansha może wynikać z czystej chęci zysku, jednak skoro Mamoru Oshii mówi, że film jest dobry, naprawdę chcecie się z nim spierać?
Z kolei to, co na pewno nas nie zawiedzie, to wizualna strona przedsięwzięcia. Może aktorskie Ghost in the Shell nie będzie pod tym względem przełomowe, jednak zaprezentowane już fragmentu pokazują, z jaką pieczołowitością przygotowano najważniejsze sekwencje oraz całą wizję miasta przyszłości. Wizję smutną, za sprawą upadającego człowieczeństwa, ale jednak dającą wrażenie wszechobecnego dobrobytu.
Oczywiście nic tu po pięknych wedutach, jeśli zawartość fabularna nie podoła. W pierwszych recenzjach zza oceanu można wyczytać, że scenariusz (przynajmniej momentami) został spartaczony, jednak mimo wszystko jestem na stanowisku, by odpuścić sobie Rotten Tomatoes i korzystać z wolnej woli, póki jeszcze nie jesteśmy narażeni na atak Władcy Marionetek.
W najgorszym wypadku otrzymamy piękną wydmuszkę z cudowną Scarlett Johansson w roli głównej.
korekta: Kornelia Farynowska