Filmy science fiction, które okazały się spektakularną KLAPĄ FINANSOWĄ
Planeta skarbów (2002)
Chyba nieco zapomniany film animowany Disneya z 2002 roku, oparty na powieści Wyspa skarbów Roberta Louisa Stevensona. Produkcja twórców między innymi Małej syrenki oraz Herkulesa była nominowana do Oscara, ale jest też jedną z największych klęsk finansowych w historii. Realizacja Planety skarbów kosztowała studio 140 milionów dolarów (to najdroższy tradycyjny film animowany), tymczasem wpływy z kin z całego świata nie dobiły nawet do 110 milionów – w amerykańskich kinach udało się zebrać 38,1 miliona dolarów. Film miał trudną konkurencję – walczył o widzów z drugą częścią przygód Harry’ego Pottera.
Pluto Nash (2000)
Eddie Murphy w filmie o byłym skazańcu, który w 2080 kupuje klub nocny w kolonii osadzonej na Księżycu. Pluto Nash był ogromną porażką, zarówno artystyczną, jak i komercyjną. Na portalu Rotten Tomatoes zaledwie 4% z wystawionych mu ocen to noty pozytywne (a jest ich łącznie 90), jednak prawdziwe wrażenie robi skala klęski finansowej. Pluto Nash kosztował 100 milionów dolarów, jego reklama – 20 milionów, zaś wpływy z całego świata wyniosły… nieco ponad 7 milionów. Murphy żartował w jednym z późniejszych wywiadów, że zna dwie lub trzy osoby, które lubią ten film, a reżyser Ron Underwood wrócił do swoich korzeni, reżyserując seriale telewizyjne i niskobudżetowe produkcje.
Ruchomy chaos (2021)
Jeszcze przed premierą Ruchomego chaosu wiadomo było, że film nie zapowiada się najlepiej; słabo radził sobie podczas pokazów testowych, scenariusz był przepisywany kilka razy, a data premiery przesunęła się łącznie o dwa lata. Ostatecznie film trafił na ekrany dziesięć lat po tym, jak pierwszy raz go zapowiedziano i okazał się porażką zarówno artystyczną (zaledwie 21% ze 145 krytyków wystawiło mu pozytywną notę), jak i finansową. Nie pomogli Tom Holland i Daisy Ridley w obsadzie; Ruchomy chaos przy 100 milionach dolarów budżetu zarobił 27 milionów dolarów na świecie, co boleśnie odczuło studio Lionsgate.
Supernova (2000)
Film Waltera Hilla (podpisanego jako Thomas Lee) opowiada o załodze statku kosmicznego Nightingale, którego kapitanem jest Nick Vanzant, były narkoman. Członkowie załogi znajdują jedynego ocalałego z katastrofy w kopalni, a wraz z nim obcą formę życia. Zostają wciągnięci w grawitację supernowej i muszą odnaleźć sposób na przeżycie. Film zmagał się z problemami produkcyjnymi. Pierwsza wersja scenariusza powstała już na przełomie lat 80. i 90., jednak faktyczna realizacja rozpoczęła się dopiero po kilku latach. Pierwotnie przypisany do projektu reżyser, Geoffrey Wright, zrezygnował niedługo przed rozpoczęciem zdjęć i został zastąpiony przez Hilla. Według reżysera budżet został obcięty o połowę już podczas realizacji. Pokazy testowe wypadły kiepsko, zatem zatrudniono kolejnego reżysera – Jacka Sholdera, by zrealizował dokrętki. Montażem zajmował się sam Francis Ford Coppola. Wszelkie starania spełzły na niczym – Supernova zarobiła na świecie zaledwie 14,8 milionów dolarów, co przy budżecie 90 milionów spowodowało straty rzędu 83 milionów.
Terminator: Mroczne przeznaczenie (2019)
Choć ostatnia dotąd część Terminatora otrzymała względnie pozytywne recenzje, to nie przyciągnęła widzów do kin. Widowisko w reżyserii Tima Millera kosztowało od 185 do 196 milionów dolarów, a na promocję studio przeznaczyło dodatkowo około 100 milionów. Aby wyjść na zero, Mroczne przeznaczenie musiałoby zarobić minimum 450 milionów dolarów na całym świecie. Niestety, sporo do tego zabrakło – film naraził studio na straty rzędu 130 milionów dolarów. Według Tima Millera powodem niskiej frekwencji na salach kinowych mogło być to, że ludzie nie lubią poprzedniej odsłony serii, Terminatora: Genisys. Jak by nie było, wynik finansowy filmu sam w sobie jest mrocznym przeznaczeniem.
Transformers: Ostatni rycerz (2017)
Michael Bay zapewne zdziwił się nieco, gdy ostatnie Transformers spod jego ręki okazało się finansowym rozczarowaniem, zwłaszcza że dwie wcześniejsze odsłony zarobiły ponad miliard dolarów. Ostatni rycerz co prawda zebrał 605 milionów dolarów z całego świata, jednak przy budżecie wynoszącym nawet do 260 milionów (nie licząc kosztów promocji) i tak przyniósł studiu straty w wysokości 100 mln dolarów. Od tamtej pory nic nie słychać na temat kolejnych Transformers w reżyserii Baya – do kin trafił jedynie spin-off pod tytułem Bumblebee, który zebrał najlepsze recenzje z całej serii i przyzwoicie wypadł w box offisie.
Żołnierz przyszłości (Galaktyczny wojownik, 1998)
Science fiction Paula W.S. Andersona, znane w Polsce pod dwoma tytułami. Film opowiada o żołnierzu zwanym Todd 3465, który zostaje zastąpiony przez Caine’a 607, genetycznie zmodyfikowanego wojownika, i trafia na planetę będącą kosmicznym wysypiskiem śmieci. Wkrótce na miejsce przybywa Caine, a Todd rozpoczyna z nim walkę. Co ciekawe, w chwili realizacji filmu scenariusz liczył sobie już 15 lat, a grający Todda Kurt Russell wypowiada w filmie jedynie 104 słowa. Wróćmy jednak do kwestii finansowych. Dzieło Andersona zdołało zarobić na całym świecie jedynie 14,6 miliona dolarów – w porównaniu z budżetem liczącym sobie 60 milionów to kiepski wynik.
Żona astronauty (1999)
Na koniec thriller science fiction z Johnnym Deppem i Charlize Theron. Aktorzy wcielają się w małżeństwo – bohater Deppa podczas rutynowej misji ulega wypadkowi. Gdy wraca na Ziemię, jego zachowanie budzi niepokój żony. Film Randa Ravicha (scenariusz i reżyseria) został negatywnie przyjęty przez krytyków, a nazwiska Deppa i Theron (którą widownia znała wówczas między innymi z Adwokata diabła) nie przyciągnęły widzów do kin – przy budżecie 75 milionów dolarów film zarobił niecałe 20 milionów.
Czy uważacie, że któryś z powyższych filmów zasługiwał na to, by zarobić więcej? Dajcie znać!