FILMY O WAMPIRACH, które warto obejrzeć przed NOSFERATU

Wampiry od wieków fascynowały ludzi, którzy uwielbiają się bać upiorów wstających z grobów i żądnych ludzkiej krwi. Nie inaczej jest w przypadku kina – w zasadzie cała jego historia jest usłana mniej lub bardziej ikonicznymi wizerunkami krwiożerczych bestii żyjących w mroku. Kolejne wciąż powstają. Premiera kinowa Nosferatu Roberta Eggersa już czai się za rogiem. Nim zapoznacie się z nową inkarnacją wampirycznego klasyka, warto rozgrzać się towarzystwem innych filmowych wampirów.
„Nosferatu” (wersje z 1922 i 1979)
Oczywiście, zanim zasiądzie się przed remakiem Eggersa, dobrze poznać lub odświeżyć to, co Amerykanin odtwarza. W tym wypadku filmy źródłowe są aż dwa – przełomowy i klasyczny oryginał F. W. Murnaua z 1922 roku oraz przesycony gotyckim romantyzmem i rewolucyjną melancholią wariant Wernera Herzoga z 1979. Hrabia Orlok, grany odpowiednio przez Maxa Schrecka i Klausa Kinskiego, zdefiniował na lata wyobraźnię o wampirzym emploi, a obydwa filmy poszczycić się mogą mistrzowskim zaprzęgnięciem techniki filmowej do sugestywnego przekazania wampirycznej grozy, wraz z jej podtekstami. Nie ma co się dużo rozwodzić, należy te filmy po prostu znać. Na dokładkę warto też dorzucić Cień wampira z 2000 roku, dokładający do Nosferatu metakontekst – co ciekawe, z Willemem Dafoe, w wersji z 2024 roku wcielającego się w profesora von Brauna.
„Dracula” (wersje z 1931, 1958 i 1992)
Nosferatu to nic innego jak parafraza literackiego Drakuli napisanego przez Brama Stokera. Choć Eggers podejmuje tradycję niemiecką, posługującą się ikonicznymi już aliasami, było też całkiem sporo adaptacji książkowego Drakuli z pełnią praw autorskich, i te również warto znać. Przede wszystkim trzeba tu przywołać Draculę Toda Browninga z niezapomnianym (choć niezbyt już żywym, jak przypomina słynna piosenka Bauhausu) Bélą Lugosim. Klasyczna interpretacja podająca wampirzy klasyk w atrakcyjnej rozrywkowej formie (choć czerpiącej wyraźnie z adaptacji Murnaua) ugruntowała ikonografię, którą z powodzeniem rozwijały kolejne wersje, przede wszystkim te powstałe w latach 50. w wytwórni Hammer, już z Christopherem Lee w roli głównej. Nieco kiczowaty wizerunek transylwańskiego hrabiego został zreinterpretowany w 1992 roku przez Francisa Forda Coppolę w filmie będącym bodaj najwierniejszą literackiemu pierwowzorowi adaptacją, do dziś pozostającą złotym wzorcem w przedstawieniu mrocznej i tragicznej historii wampira z Karpat.
„Tylko kochankowie przeżyją”
Pozostawmy już Drakulę/Orloka i przyjrzyjmy się innym wampirom – w końcu nie tylko Drakula krew pija. Raczą się nią – choć raczej oszczędnie, jako odświętnym narkotykiem – bohaterowie Tylko kochankowie przeżyją Jima Jarmuscha. Wampiryczna opowieść od mistrza amerykańskiego kina niezależnego nie jest typowym filmem o krwiopijcach. Grani przez Tildę Swinton i Toma Hiddlestona długowieczni kochankowie snują się po współczesnym świecie trawieni głęboką melancholią, artystycznym spleenem i ze skrupulatnie budowaną przez wieki intelektualną pozą, którą jednak na próbę wystawia raz po raz pierwotny głód – krwi i prawdziwych uniesień. Film Jarmuscha jest ironiczny, uwodzicielski i refleksyjny, idealnie odnajduje egzystencjalne rozmycie obecne w wampirycznym micie.
„Od zmierzchu do świtu”
Wampiry nie muszą być jednak natchnione, egzystencjalne i posępne. Mogą być też zabawne i groteskowe, zwłaszcza w postmodernistycznej zabawie takich przeżuwaczy popkultury jak Quentin Tarantino i Robert Rodriguez. Słynne Od zmierzchu do świtu poza pamiętną sceną tańca Salmy Hayek przynosi jeden z fajniejszych plot twistów lat 90., przemieniając się z gangsterskiego neowesternu w krwawą jatkę z udziałem żądnych krwi bestii. Nie ma co dużo mówić, to trzeba zobaczyć.
„30 dni mroku”
A gdyby skrzyżować The Thing Carpentera z rasowym wampirycznym slasherem? To właśnie oferuje 30 dni mroku Davida Slade’a, w którym krwiożercze bestie wykorzystują prozaiczną – zdawałoby się – okoliczność nocy polarnej, by urządzić sobie krwawe łowy pośród mieszkańców pewnego miasteczka na Alasce. Z prostego pomysłu twórcy wyciskają maksimum, przede wszystkim po mistrzowsku operując klimatem i napięciem, dzięki czemu film ogląda się z ciarkami i wypiekami równocześnie. To jeden z najlepiej wyważonych pod względem łączenia napięcia, akcji i krwawych wizualnych scen film z gatunku horroru wampirycznego i z tego powodu istotna pozycja na tej liście.
„Zagadka nieśmiertelności”
Mało jest równie stylowych – a równocześnie seksownych – filmów wampirycznych jak Zagadka nieśmiertelności Tony’ego Scotta z Davidem Bowiem i Catherine Deneuve w roli nieśmiertelnej pary. W filmie, z którego garściami czerpał choćby Jim Jarmusch przy tworzeniu swoich Kochanków, wampiry muszą mierzyć się ze złowrogim kosztem nieśmiertelności i towarzyszącymi mu niemal bezdennymi melancholią oraz żalem. Scenariusz Michaela Thomasa i Ivana Davisa eksploruje wampiryzm jako metaforę popędu i pragnienia wiecznej witalności, zderzającymi się z mało urodziwą praktyką życiową. Zagadka nieśmiertelności jest wręcz obłędnie klimatyczna i powinna stanowić pozycję obowiązkową w kolekcji każdego fana tematu.
„Blade”
Niemniej stylowy co wampiry u Scotta, choć w zupełnie innym kluczu, jest Wieczny Łowca, czyli Blade. Horror akcji Stephena Norringtona z Wesleyem Snipesem w roli tytułowego półwampira bezlitośnie walczącego z krwiożerczymi krewniakami (pun intended) to kwintesencja estetyki późnych lat 90., wyrastających z kultury rave’ów, futurogotyckich i obowiązkowo skrywających depresję końca millenium za ciemnymi okularami (skądinąd bardzo niedaleko Blade’owi do powstającego równolegle Matrixa). Chcecie wampirów? Są, i to w obfitości. Chcecie akcji? Jest, klarowna i wartka. Chcecie klimatu? Tego tu nie zabraknie. Jeśli najntisowa nostalgia ma jakiś sens, to powrót do Blade’a nim jest.
„O dziewczynie, która wracała nocą sama do domu”
Choć wampiry kojarzone są raczej z europejskim kręgiem kulturowym, podania o podobnego typu demonach notowane były w tradycjach na całym świecie. Współcześnie zaś globalizacja sprawia, że różne konteksty geograficzne przenikają popkulturowymi wzorcami i dochodzi do różnego rodzaju „sprzężeń zwrotnych”, wymian i zapożyczeń. Przykładem jest O dziewczynie, która wracała sama nocą do domu, film co prawda wyprodukowany i nakręcony w USA, ale usytuowany we współczesnym Iranie (i grany po persku). W wystylizowanym, obłędnie skadrowanym w czerni i bieli miasteczku w Azji Wschodniej grasuje – czy też raczej snuje się – tytułowa dziewczyna-wampirzyca, posilająca się krwią (i strachem) występnych mężczyzn. W filmie Any Lily Amirpour spotyka się wyobrażenie wampira ugruntowane przez XX-wieczne interpretacje oraz lokalna tematyka etniczna, co daje ciekawą mieszankę kina gatunkowego (reżyserka zręcznie splata horror, romans i western) o delikatnie polityczno-społecznym podbrzuszu.
„Co robimy w ukryciu”
Obecnie wciąż (?) kręcony jest serial poświęcony grupie krnąbrnych wampirów, jednak zanim ta historia trafiła na małe ekrany, była pełnometrażowym filmem Jermaine’a Clementa i Taiki Waititiego, przebijającego się wówczas do światowej czołówki. Nowozelandzki mockument jest trochę The Office, tylko z wampirami, trochę parodią horroru z wielkimi kłami, trochę ironiczną reinterpretacją legend o nieśmiertelnych krwiopijcach. Przede wszystkim jednak jest przezabawnym gagiem, którego starcza na półtorej godziny (a jak pokazało przepisanie na serial, nawet i więcej), i dowodem, że Waititi kiedyś naprawdę miał ostre kły, zanim stępił je na salonach Hollywood.
„Pozwól mi wejść”
Wampiryzm służył przez lata jako metafora rozmaitych rzeczy, jednak zazwyczaj oscylujących wokół kwestii „dorosłych” – seksu, starości, tęsknoty itd. W szwedzkim Pozwól mi wejść mamy przełamanie tej reguły. Tutaj wampiry pojawiają się w opowieści o dorastaniu i radzeniu sobie z dopasowywaniem kształtującego się dopiero „ja” do świata wokół. Tomas Alfredson stworzył na swój sposób brawurowy mariaż skandynawskiego kina społeczno-obyczajowego z eleganckim horrorem, wydobywając to, co najważniejsze z obydwu estetyk. Pozwól mi wejść to przy tym film stosunkowo lekki, mimo oczywistego ciężaru emocjonalnego nadający się na może nieco zadumany, jednak rozrywkowy seans.
„Straceni chłopcy”
Jak najbardziej rozrywkowy jest z kolei kultowy klasyk lat 80., czyli Lost Boys. Choć z dzisiejszej perspektywy kogoś, kto od filmu jest znacznie młodszy i poznał go już po dwudziestce, można uznać, że legenda otaczająca film Joela Schumachera z 1987 roku jest nieco na wyrost, to opowieść o starciu dwóch nastolatków ze złowrogimi łobuzami-wampirami ma swój urok. Na pewno jest to pozycja, którą wypada znać i która pokazuje nieco bardziej prostolinijne podejście do wampirów – bez zbędnego zagrzebywania się w dylematy egzystencjalne, za to ze sporym wyczuciem gatunkowym.
„Nieustraszeni pogromcy wampirów”
Wyczucie w temacie konwencji cechuje też niewątpliwie Nieustraszonych pogromców wampirów Romana Polańskiego. Pod pewnymi względami pionierska komedia stanowi pastisz horrorów spod znaku kłów i peleryny, równocześnie kreując po swojemu znakomity klimat (neo)gotyckiej grozy. Choć film jest bez wątpienia dzieckiem swoich czasów, karnawału kontrkultury i hippisowskiego wzmożenia z perspektywy lat nie traci przez to walorów – wręcz przeciwnie, pokazuje żywotność wampirycznego mitu na przestrzeni lat. Nieustraszeni pogromcy wampirów trochę podsumowują dotychczasowe etapy w podejściu do tematu, a trochę kładą fundamenty pod kolejne interpretacje i reinterpretacje, choćby te w duchu ejtisowym i najntisowym.
„Wywiad z wampirem”
Na deser pozycja, która pod wieloma względami stworzyła wampiry na nowo, takimi, jakimi znamy je teraz. Adaptacja książki Anne Rice – matki chrzestnej współczesnego popkulturowego wampiryzmu – nie ucieka od tropów wyznaczanych przez klasyczne warianty Nosferatu i Drakuli, ale dodaje – czy może raczej odnajduje w folkowym źródle – nowe elementy. Wampiry z Wywiadu już nie są tylko drapieżne, zamyślone i smutne. Są też sexy i przystojne. Nabuzowana erotycznym napięciem wersja z wczesnych lat 90. zgrabnie wydobywa seksualne podteksty obecne od zarania w wampirycznych legendach, dodając im nowoczesnej elegancji i przykrawając krwiopijców do standardów masowej kultury pokolenia X.