Młody Michael Jai White wcielił się w Mike’a Tysona nieco za wcześnie, aby odciąć się od legendy i hagiografii, bo połowa lat 90. była dla Żelaznego Mike’a czasem prosperity. Mimo wszystko w tym filmie telewizyjnym udało się zawrzeć prawdę o tym specyficznym okresie pięściarstwa, gdy waga ciężka stała się dźwignią jej popularności, a promotorzy byli gotowi szukać przyciężkich showmanów nawet w ośrodkach karnych. Okres, gdy bestie rodziły się, aby potem szybko upaść, sportretowano nieźle jak na niski budżet. Kto wie, może w przyszłości czeka nas lepsza produkcja o Tysonie, nieco mniej zakochana w obiekcie biografii, ale póki co mamy to, co mamy – film oglądalny, ale być może zapomniany przez samego słynnego boksera.
Przyznam szczerze, że do pewnego momentu w życiu był to mój ulubiony serial stacji FX, bo kiedy wskoczyłem w tę serię, sam uprawiałem amatorsko pięściarstwo, a losy głównego bohatera mocno komentowały sytuację życiową wielu bokserów, którzy postanowili zakończyć karierę. Holt McCallany wciela się (bardzo wiarygodnie zresztą) w emerytowanego pięściarza Patricka „Lightsa” Leary’ego, który z powodów finansowych musi wrócić na ring. Pierwszy sezon koncentruje się na odkurzaniu jego życia oraz czasach, gdy dopiero torował sobie drogę w świecie boksu. Ponieważ serial anulowano po trzynastu odcinkach, niedomknięte wątki pozostawiają widza z uczuciem pewnego niedosytu. Mimo wszystko to produkcja godna uwagi, głównie z powodu rzadko eksplorowanego (oprócz szóstej odsłony przygód Włoskiego Ogiera) motywu starszego pięściarza, który nie może się pogodzić z tym, że jego najlepsze dni minęły bezpowrotnie.
O dziwo, zanim z wypiekami na twarzy zaczytałem się w biografii Muhammada Alego, był to jedyny film w reżyserii Michaela Manna, który obejrzałem jedynie raz i to w dniu premiery. Powrót okazał się bardzo przyjemny. Film po latach wiele zyskuje za sprawą swojego nieśpiesznego tempa, bo o ile kariera ringowa Claya była pełna nokautów oraz przeskoków od jednej walki do drugiej, to życie ujawniało całkiem odmienną naturę sportowca. Mann opowiada o czarnoskórej legendzie, jak gdyby chciał obronić tezę, że boks to jedynie narzędzie tego genialnego sportowca, pomagające w naprawie świata. Nietypowe pomysły narracyjne, oryginalny sposób filmowania walk, a także immersyjna i chyba najlepsza w karierze rola Willa Smitha windują tę produkcję bardzo wysoko w rankingu „mniej popularnych, ale bardzo dobrych filmów bokserskich”.